- Już dziś mogę powiedzieć, że to są najlepsze igrzyska dla Polski. A przecież one jeszcze się nie zakończyły, jeszcze pobiegnie Justyna Kowalczyk. Jeszcze może być złoto - mówił Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Jednak ani Justynie, ani Aleksandrowi Wieretielnemu, nie trzeba tego przypominać. Ostatnim złotym medalistą był Wojciech Fortuna z igrzysk w Sapporo z 1972 r. A przecież jeszcze przed igrzyskami polskiej narciarce przyznano przynajmniej jedno złoto. A tego wciąż nie ma...
- Będziemy walczyć do końca, chcemy jeszcze coś tutaj pokazać i dlatego nie możemy być spokojni - uspokajał Wieretielny. Kowalczyk, która już wywalczyła srebrny i brązowy medal, to mistrzyni świata na dystansie 30 km z ubiegłorocznych mistrzostw świata z Liberca. Wówczas jednak bieg rozegrano stylem łyżwowym (w Vancouver zawodniczki pobiegną stylem klasycznym) i na znacznie trudniejszych trasach.
- Przyjemnie się tu trenuje, bo to są trasy turystyczne. A jak nie trzeba szybko biegać, to można fajne widoki podziwiać. Choć na trzydziestce krajobrazów oglądać nie będę. Jeżeli tylko narty się spiszą, a ja będę się dobrze czuła, to powalczymy - powiedziała Justyna, która podczas jednego z treningów miała mało groźny wypadek. - Justyna ciągle jest bardzo mocna. Mówi, że na nartach mogłaby biegać przez cały dzień. Gdyby igrzyska zorganizowano na takich trasach jak w Canmore czy Otepää, to bilans byłby całkiem inny - dodał trener Polki.
Nie odpuści Bjoergen
Kowalczyk w tym sezonie udowodniła, że w stylu klasycznym na każdym dystansie jest nie do pokonania. - Justyna to klasa sama dla siebie, jest ona i reszta - mówiła Słowenka Petra Majdić, która po fatalnym wypadku podczas rozgrzewki przed startem na dystansie 10 km, igrzyska śledzi już sprzed telewizora.
>>>Czytaj dalej>>>
W poprzednim sezonie tylko raz rozegrano bieg na dystansie 30 km stylem klasycznym. W Trondheim wygrała Majdić, która o blisko 12 sekund wyprzedziła Kowalczyk. W czołówce były Norweżki Kristin Steira, z którą Polka stoczyła przed kilkoma dniami niesamowitą walkę o brązowy medal w biegu łączonym i Therese Johaug oraz Włoszka Marianna Longa. - Kto będzie mocny? Na pewno Marit Bjoergen, która specjalnie odpuściła sobie, podobnie jak Justyna, sztafetę sprinterską. Trzeba będzie też uważać na Irinę Chazową - mówi Wieretielny.
Przed biegiem Kowalczyk poprzysięgła sobie, że nie da się wyprzedzić żadnej Norweżce. Po aferze z oskarżeniami dotyczącymi leków na astmę, które stosuje Bjoergen, nie tylko pomiędzy obydwiema paniami, ale i pomiędzy ekipami wciąż iskrzy. - Kiedy tylko zaczęło o tej sprawie być głośno, to od razu powiedziałem trenerowi, że za rok na mistrzostwach świata w Oslo Norwegowie będą mieć u mnie przerypane - nie ukrywała wyraźnie poddenerwowana całą sytuacją Polka.
Nerwy, stres i obrażanie
- Takie są właśnie igrzyska, nerwy mamy napięte jak struny gitary, naciągnięte na maksa. Pewnie odbije się to na moim zdrowiu i wiosną zamiast cieszyć się słońcem, będę chorował - dodał szkoleniowiec. Dziwi w tej sytuacji fakt, że nadal polska ekipa powraca do tematu astmy Bjoergen. Mimo że niedawno dziennikarze norwescy przeprosili Polkę za niesłuszne ataki na nią. Jednak tym razem w dyskusji głos zabrał Wieretielny. - Są stosowane bardzo mocne leki i to fakt. To, że niektóre biegaczki mogą je zażywać legalnie, to zupełnie inna rzecz. Jednak z zawodniczkami, które przyjmują te leki, bardzo ciężko walczyć - powiedział szkoleniowiec w rozmowie z dziennikarzami.