Wiele wskazywało na to, że te igrzyska mogą być dla Polski rekordowe, ale sześć medali - a więc niemal podwojenie dotychczasowego dorobku - to wynik, który przeszedł najśmielsze oczekiwania.

Mimo że w pięciu konkurencjach Polacy zajmowali ostatnie pozycje, na tle innych ekip nie wypadamy źle. W klasyfikacji medalowej zajęliśmy 15. miejsce. W każdy medal zainwestowaliśmy też mniej niż na poprzedniej olimpiadzie. - Przed igrzyskami szacowaliśmy, że w narciarstwie mamy sześć szans medalowych. Udało się wykorzystać pięć z nich, jest to więc bardzo wysoki procent - przyznaje Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Reklama
Szkolenie czy wybitne talenty

Sceptycy uważają, że nasz rewelacyjny wynik z Vancouver w rzeczywistości nie oddaje faktycznego potencjału Polski w sportach zimowych, bowiem w lwiej części jest on dorobkiem dwójki sportowców. Taką tezę dość łatwo poprzeć liczbami. Pięć z sześciu medali i osiem z trzynastu punktowanych pozycji było udziałem Justyny Kowalczyk i Adama Małysza.

- Oczywiście ten sukces jest wynikiem talentu tej dwójki, pracy ich trenerów, ale także doskonałego systemu szkolenia - twierdzi Giersz. - Pamiętajmy, że Justyna jest wychowanką Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Ten system wreszcie został doprowadzony do końca. Bo wcześniej mieliśmy wiele sukcesów juniorskich, ale bez odzwierciedlenia w zawodach seniorów. Teraz również najlepszym seniorom zostały stworzone optymalne warunki rozwoju.

Minister nawiązuje do zastosowanego po raz pierwszy indywidualnego trybu przygotowań olimpijskich. Na potrzeby Kowalczyk utworzono 7-osobowy team, dla Małysza natomiast pracowały trzy osoby, co okazało się znakomitym posunięciem. Obydwoje osiągnęli w czasie igrzysk optymalną formę, która przełożyła się na wyniki. - To ja zaproponowałem takie rozwiązanie i ja je wdrożyłem - chwali się Giersz. - Wcześniej było odwrotnie. Najpierw obejmowaliśmy przygotowaniami dużą liczbę zawodników, by potem wyłonić kadrę olimpijską, a teraz spośród wszystkich wyłaniamy tych, którzy mają największe szanse na osiągnięcie sukcesu. Tak samo będą się przygotowywali nasi sportowcy do kolejnych zimowych igrzysk w Soczi. Funkcjonują dwa równoległe programy - olimpijski i program przygotowań do mistrzostw świata i Europy. Medaliści tych ostatnich imprez automatycznie są kwalifikowani do programu olimpijskiego - zdradza minister sportu.

Reklama

Nie wszyscy jednak podzielają entuzjastyczne oceny naszego systemu szkolenia, zwłaszcza na najniższym szczeblu. W klubach brak pieniędzy na opłacenie pensji trenerów czy zakup sprzętu. - Tylko w tym roku przekazaliśmy 640 kompletów sprzętu do biegów narciarskich do uczniowskich klubów sportowych. Wiele więcej jako związek zrobić nie możemy - broni się Tajner.

Wielkie obciążenie

Jeszcze więcej zarzutów dotyczy infrastruktury. W Polsce jest kilka tras biegowych, m.in. w Wiśle-Kubalonce, Jakuszycach, Tomaszowie Lubelskim, są modernizowane kolejne, np. w Bieszczadach. Jednak nie ma tam odpowiedniego zaplecza do zorganizowania najważniejszych imprez biegowych rangi Pucharu Świata. I nie zmienią tego sukcesy osiągane przez Kowalczyk.

A to tylko przykład z biegów narciarskich. Co mają powiedzieć panczenistki, które muszą trenować za granicą, bo w Polsce nie ma krytego toru łyżwiarskiego? Niedawno otwarty tor w Zakopanem spełnia wszystkie międzynarodowe normy, ale zimą nie daje komfortu podczas treningów. O saneczkarzach i bobsleistach nie ma nawet co wspominać, bo w naszym kraju nie ma ani jednego toru lodowego do uprawiania tych dyscyplin sportu.

- W naszym kraju i tak wydajemy na sport ogromne pieniądze, chyba żaden inny nie ponosi obecnie takiego wysiłku, a jest to związane m.in. z przygotowaniami do Euro 2012 i programem Orlik, który nazywamy ȁE;planem Marshalla dla piłkiȁD; - broni się minister Giersz. - W tym roku na infrastrukturę wydamy 440 mln zł. Jednak wszystkie inwestycje muszą być przeprowadzane wspólnie z samorządami. Projekty lokalne dofinansowujemy w jednej trzeciej, natomiast te o znaczeniu strategicznym nawet w połowie.

Szef resortu sportu i turystyki zapewnia jednak, że o sportach zimowych w Polsce nikt nie zapomina. - Przygotowujemy szeroki program dofinansowania Zakopanego, który wsparłby wysiłki tego miasta w staraniach o organizację mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Wkrótce powstaną tam trasy narciarskie, dostępne dla wszystkich obywateli - dodaje.

To się może opłacać

W sumie przygotowania olimpijskie w latach 2008 - 2010 pochłonęły 31,09 mln zł, prawie dwukrotnie więcej, niż wydano na ten sam cel przed igrzyskami w Turynie (16,37 mln). Ten ciężar poniosło Ministerstwo Sportu. Do tego dochodzi około milion złotych, tyle kosztował przelot i zakwaterowanie polskich olimpijczyków, który pokrył Polski Komitet Olimpijski. Całość kosztów dopełniają nagrody, jakie zostaną wypłacone medalistom i osobom, które przyczyniły się do ich sukcesu - 2,019 mln zł, z czego 1,875 mln poniesie PKOl, a 144,9 tys. Ministerstwo Sportu.

Inwestycja w olimpijczyków na pewno się opłaciła. Poza zyskiem w postaci medali olimpijskich Polska odniosła korzyści w postaci promocji. Tylko w czasie konkursów skoków zyski te szacowane są przez firmę Pentagon Research na 2 - 3 mln euro.