To pierwszy wywiad jakiego udziela pan od momentu przejęcia akcji Łódzkiego Klubu Sportowego. Dlaczego wcześniej nie chciał pan z nikim porozmawiać?
Bo na razie nic jeszcze nie zrobiliśmy, a ja wolałbym rozmawiać o konkretach. O tym, co już udało się załatwić, a nie tylko o planach. Poza tym i tak nie odpowiem na pytanie, jakie mam udziały w ŁKS. Z Danielem Goszczyńskim, od którego odkupiłem część akcji, ustaliliśmy, że nie będziemy o tym informować.

Reklama

Zapytam więc inaczej: dużo zainwestował pan w ŁKS? I dlaczego właśnie w ten klub?
Sprzedałem na Litwie firmę zajmującą się sprzedażą lodów i teraz szukam nowych wyzwań. Przez ostatnie półtora roku zajmowałem się także handlem i produkcją alkoholi, współpracowałem również z Danielem Goszczyńskim. Powiedział mi, że w jego klubie potrzeba potrzebna jest nowa siła i energia, oraz nowe myślenie. Zrobiłem biznesplan i dlatego w to wszedłem. A czy dużo zainwestowałem? Powiem szczerze: na razie nie. Zainwestowałem stosunkowo mało jak na moje możliwości, ale też jak na potrzeby klubu. W najbliższym czasie czeka nas na pewno więcej wydatków.

Jeśli ŁKS utrzyma się w ekstraklasie, może pan liczyć również na spore przychody. Czy to jest prawdziwy motyw inwestycji?
Wiem o pieniądzach z tytułu praw telewizyjnych i one mnie cieszą. Pomogą zrealizować plan, jakim jest nie dokładanie zbyt wiele do ŁKS. Nie spodziewam się dużo zarobić w szybkim terminie, ale też chciałbym jak najmniej dołożyć. I to jest realne, bo nasz klub ma wielką tradycję i gra w wielkim mieście, gdzie jest wielu kibiców i sponsorów. W parę lat możemy wspólnie zbudować budżet niewiele mniejszy niż 10 milionów euro, czyli taki, z jakim w Lidze Mistrzów grała Artmedia Bratysława czy szwajcarskie Thun. Na razie, mając dwa miliony złotych, nie powalczymy nawet w czołówce polskiej ligi, ale potem możemy wiele zdziałać.

10 milionów euro?! Liga Mistrzów?! Proszę wybaczyć, ale to niezbyt realne. Rozmawiamy o ŁKS, klubie, który nie ma stadionu, ma za to poważne problemy z utrzymaniem w lidze i zaległości, względem róznych instytucji.
Zaległości właściwie już nie ma, a stadion z czasem się wybuduje. Otrzymanie licencji nie będzie problemem. A moim celem jest udział w pucharach najpóźniej za dwa i pół roku. W następnym sezonie możemy jeszcze nie wywalczyć miejsca na podium, ale powinniśmy być blisko. W kolejnym będziemy już grać o wysokie cele.

Chyba, że teraz spadniecie z ligi.
Spadniemy, jeśli będziemy myśleć negatywnie. Trzeba być optymistą, wtedy wszystko idzie łatwiej. ŁKS się utrzyma, jestem pewien.

Ze sprowadzanymi przez pana Brazylijczykami? Takie eksperymenty źle się w Polsce i ŁKS kojarzą. Słyszał pan nazwisko Antoniego Ptaka?
Brazylijczyków nie musi być wcale wielu, muszą za to być dobrzy. W sobotę w sparingach zagra już trzech kolejnych, którzy przylatują w piątek, ale oni wcale nie muszą grać. Po to sprowadzamy piętnastu, żeby było z czego wybierać. I żeby wybrać takich dużo lepszych od Polaków.

A potem korzystnie sprzedać na Zachód? Zapowiada pan sukcesy, a ŁKS będzie chyba raczej klubem, gdzie Brazylijczycy będą się promować.
Z Polski na pewno łatwiej kogoś sprzedać niż z FC Vilnius, którego jestem właścicielem, ale proszę spojrzeć: wiosną w ataku ŁKS zagrają pewnie Kleir, który jest kapitalnym napastnikiem, ale ma już 28 lat i Sergio Lopez, który ma 31 lat i ma być takim rodzajem trenera na boisku, przywódcy Brazylijczyków. Mogą stworzyć najlepszy atak ligi, ale nie są perspektywiczni. Mają tu pomagać wygrywać, a nie się promować.

Reklama

Jakie jest pana kryterium doboru zawodników?
Muszą mieć dobre wyniki specjalistycznych badań wydolnościowych, charatker i umiejętności. Moglibyśmy wypożyczyć Kakę na 3 miesiące za 10 milionów euro, ale jemu nie chciałoby się tu grać. My weźmiemy takich, którzy będą dłużej związani kontraktem, będą się chcieli wypromować i oddadzą wszystko klubowi - jak syn ojcu.

Młodzi Litwini też będą trafiać do ŁKS?
Mam w FC Vilnius 15 reprezentantów kraju U-19. Nie brakuje tam talentów. Jeśli któryś będzie potrzebny, może przyjechać w każdej chwili.

Nie obawia się pan podzielenia losu Sylwestra Cacka z Widzewa, który zainwestował w klub, a teraz ponosi konsekwencje afery korupcyjnej.
Nie ma pan pojęcia, jaka u nas była korupcja. Nawet nie chce mi się o tym rozmawiać. Dlatego wycofałem się z litewskiej piłki ligowej, bo i tak mój klub na nic nie miałby szans. Wierzę jednak, że w ŁKS wszystko jest w porządku. Zresztą wie pan co? Nawet gdyby nas zdegradowano do trzeciej ligi, nie wycofałbym się. Powiedziałbym tylko, że budowa potrwa dwa lata dłużej, bo trzeba by wcześniej wrócić do ekstraklasy.