Mimo smutnej atmosfery przez cały dzień w stolicy polskich Tatr widać było tłumy wystrojonych w narodowe barwy kibiców. Ciągnęli na skocznię bez charakterystycznych trąb, kołatek i innych wydających głośne dźwięki akcesoriów. Nie przeszkadzała im panująca w Zakopanem odwilż, ale martwili się o zaplanowany na sobotę konkurs.
Prognozy pogody na jutro nie są bowiem optymistyczne. Ma zerwać się silny wiatr. Organizatorzy zaczęli negocjować z wszystkimi ekipami realizację planu awaryjnego, czyli przeniesienia zawodów na niedzielę. Choć meteorolodzy nie zapowiadają poprawy warunków, podobno uzyskali wstępną zgodę większości reprezentacji.
Do atmosfery narodowego święta dostosował się również trener polskich skoczków Hannu Lepistoe. Choć ostatnie wyniki Adama Małysza mogły przerazić nawet najwierniejszych fanów mistrza, opiekun naszej reprezentacji nie tracił nadziei na dobry występ lidera polskiej drużyny. Fiński szkoleniowiec stwierdził, że forma trzykrotnego zwycięzcy zawodów pucharowych rozgrywanych na Wielkiej Krokwi rośnie.
"Skorygowaliśmy błędy. Treningi w Predazzo nie wyglądały źle, więc oczekiwania wobec występu w Harrachovie były wysokie. Tam pojawiły się jednak problemy z rozbiegiem. Stąd kłopoty Adama, który nie czuł się na tej skoczni najlepiej. Z zawodnikami takimi jak on tak bywa, że gdy wszystko się układa, nie trzeba nic zmieniać. Lecz kiedy pojawiają się kłopoty, bardzo trudno cokolwiek skorygować, poprawić" - mówił DZIENNIKOWI Lepistoe.
Fin jest pewien, że udało mu się już wyjaśnić przyczynę problemów naszego najlepszego zawodnika. "Zaczął modyfikować pozycję dojazdową do progu. Wiele razy oglądaliśmy wspólnie nagrania z jego dobrymi skokami, szukając odpowiedniego ustawienia. Technicznie Adam skacze dwa razy lepiej niż w ostatnich konkursach. W środę przeprowadziliśmy testy mocy. Ich wyniki były bardzo dobre. Wcześniej wykresy tych testów były zupełnie niepodobne do tego, co zazwyczaj mu wychodziło. Teraz zrozumiał, co jest nie tak i obaj z niecierpliowścią czekamy na konkurs. Jeśli Adam wykorzysta cały swój potencjał, może walczyć o zwycięstwo. W skokach bardo rzadko udaje się zgrać dobrą dyspozycję fizyczną i psychiczną. Dobre wyniki przychodzą, gdy te dwie krzywe się nakładają. Uważam, że u Adama zaczyna się właśnie ten czas" - obiecywał przed piątkowym konkursem szkoleniowiec.
Fin broni decyzji Małysza o unikaniu spotkań z dziennikarzami. "Jeśli człowiek po raz setny słyszy pytania, co jest nie tak, co idzie źle, zaczyna się zastanawiać, czy rzeczywiście tak nie jest. A w jego sytuacji trzeba odpocząć i zacząć skakać ze spokojną głową" - wyjaśnił trener polskich skoczków.
W piątkowym konkursie nie wystartował Klimek Murańka. Najmłodszy uczestnik zawodów o Puchar Świata nie wytrzymał towarzyszącej startowi presji i odpadł w kwalifikacjach. Lepistoe zapowiedział, że nie da drugiej szansy 13-letniemu skoczkowi i nie wystawi go w sobotnich kwalifikacjach do kolejnego konkursu. "Mamy w tym momencie dziesięciu zawodnikow, którzy polecą dalej od niego. Nie możemy marnować miejsca w zawodach, musimy wystawić w nich najlepszych reprezentantów. Dlatego miejsce Murańki zajmie najlepszy z przedskoczków" - uzasadnił swoją decyzję.
Lepistoe zganił też nie do końca uczciwe metody, jakie w celu poprawienia wyników stosują czasem opiekunowie młodego zawodnika. "W naszym sporcie bardzo ważną rolę odgrywa masa ciała. On jest jeszcze młody, jego organizm ciągle się rozwija. Jest jednocześnie lekki i stąd bierze się jego forma. Wiem, że na treningach i w innych zawodach latał daleko, ale na za długich, niż dopuszcza regulamin, nartach i zbyt obszernym kombinezonie. To nie fair wobec innych zawodników. Mamy w Polsce wielu niezmiernie utalentowanych skoczków, nie tylko jednego Murańkę. Jeśli tak szybko zrobimy z niego supergwiazdę, nie wiadomo, jaki wpływ będzie miało to na niego w przyszłości" - denerwował się Lepistoe.
Podobne obawy ma szkoleniowiec reprezentacji Austrii Alexander Pointner. "W naszym kraju podchodzimy do tego zupełnie inaczej. Thomas Morgenstern i Gregor Schlierenzauer też szybko zaczęli skakać w Pucharze Świata, ale obchodziliśmy się z nimi bardzo ostrożnie. W międzyczasie ciągle występowali w zawodach dla juniorow, ich kariery rozwijały się stopniowo. Dla Klimka to było za dużo na raz, za duży nacisk. W dniu debiutu każdy jego krok śledziły ciągle aż trzy kamery. To nie jest dobra droga zajmowania sie skoczkiem" - mówi DZIENNIKOWI Pointner.