Wtorkowy mecz miał być okazją dla Beenhakkera, aby przyjrzeć się nie tylko Polakom, którzy aspirują do wyjazdu na mistrzostwa Europy, ale i wyróżniającym się w ekstraklasie obcokrajowcom, którzy Polakami mogą zostać niedługo. Bo Holender - jak sam powiedział - nie patrzy gdzie kto się urodził, tylko jakim paszportem dysponuje. Obrońca Kolportera Hernani, Brazylijczyk, który czeka na nadanie polskiego obywatelstwa, spisał się w oczach selekcjonera wzorowo - przyjechał jako jeden z pierwszych. Niedługo po nim zjawił się pomocnik Wisły Kraków Mauro Cantoro. Beenhakker zdawał sobie sprawę, że Argentyńczyk z polskim paszportem jednak nie może występować w koszulce z białym orłem, ale i tak przywitał się z nim czule, a potem obaj przez kilka minut rozmawiali o reprezentacji Polski.

Reklama

"Gdy mu powiedziałem, że nie mogę dla niego grać, bardzo żałował" - mówi nam Cantoro. "Stwierdził, że uwielbia argentyńskich piłkarzy, podziwia nasz styl gry. Był też mile zaskoczony tym, że jestem taki wysoki. 'Argentyńczyk i do tego taki wyrośnięty. Cóż za mieszanka!' - zażartował" - opowiada wiślak.

Pozostali obcokrajowcy aspirujący do gry w polskiej reprezentacji nie zdążyli przyjemnie zaskoczyć Beenhakkera. Miroslav Radović oraz Roger z Legii spóźnili się o kilka godzin. Na trening chcieli iść niemal prosto z taksówki. Beenhakkerowi zależało na sprawdzeniu szczególnie tego drugiego - czy pasuje do kadry nie tylko sportowo, ale przede wszystkim mentalnie. W kwestii umiejętności Brazylijczyka wszyscy są zgodni co do tego, że Roger byłby bardzo dużym wzmocniniem kadry.

"Jeśli Beenhakker będzie miał możliwość powołania Rogera do kadry, to mu pogratuluję. Szczęśliwy trener, który ma taki wybór" - mówi Cantoro.

Mimo, że w rzeczywistości niektórzy piłkarze traktują to "zgrupowanie" z przymrużeniem oka, to w oficjalnych rozmowach niemal wszyscy upierają się, że jest ono bardzo potrzebne i generalnie ma strategiczne znaczenie. Szczególnie ci, dla których jest to być może ostatnia szansa, aby przekonać do siebie Beenhakkera. Na przykład dla Wojciecha Kowalewskiego.

Reklama

"To bardzo dobry moment, aby przypomnieć się selekcjonerowi, bo jeśli chodzi o moją karierę reprezentacyjną, to w ostatnim roku miałem białą plamę" - powiedział DZIENNIKOWI bramkarz Kolportera, który wraca do kadry po długiej przerwie. "Ile mi brakuje, aby znowu być w takiej formie, jak w meczu z Portugalią w Chorzowie? Myślę, że paru meczów ligowych, kilku spotkań o stawkę, bo pod tym względem cały zeszły rok był dla mnie stracony. Zagrałem może w jednym meczu, i to na początku tamtego roku. Podjąłem słuszną decyzję, aby wrócić do Polski. Nie tylko dlatego, że nasza liga jest coraz lepsza. Mój transfer konsultowałem ze sztabem szkoleniowym kadry. Trenerzy mnie przekonali, że nie będę żałować" - dodał.

Kowalewski nie mówi tego wprost, ale sugeruje, że w kadrze na Euro nie będzie miejsca dla Kuszczaka i Fabiańskiego. "W kadrze potrzebni są ci, którzy grają, bo tylko grając można dojść do dobrej dyspozycji. Ja w zeszłym roku głównie trenowałem. A trudno udowodnić, że jest się mistrzem świata tylko trenując" - uważa. "Zeszły rok nauczył mnie, że nie można być niecierpliwym. Trzeba koncentrować się na małych kroczkach, a nie szykować się do skoku przez wielki mur, bo może się skończyć tak, że człowiek zderzy się ze ścianą. Ja teraz jestem bardzo cierpliwy. I zrobię odpowiednio dużo kroczków, aby pojechać na Euro" - zaklina się.

Reklama

Którym jest obecnie bramkarzem reprezentacji? Czwartym, piątym? A może - po ostatnich przygodach Kuszczaka i niepewnej sytuacji Fabiańskiego - już drugim?

"Jestem przekorny. Jak ktoś tworzy jakiś ranking, to ja chcę mu go zburzyć. Może więc mnie pan umieścić na dziesiątym miejscu" - kończy ze śmiechem Kowalewski.