Informacja o pijanych polskich działaczach przebiła czysto sportowe wiadomości z igrzysk olimpijskich w Pekinie...

Mirosław Drzewiecki: Trudno, będąc Polakiem, Słowianinem, nie rozumieć, że od czasu do czasu człowiek musi się napić. Mamy skłonność do picia jako naród, nie oszukujmy się. Po to też wymyślono trunki i sprzedaje się je w sklepach, aby ludzie pili. Tylko, na Boga, nie wiosce olimpijskiej, gdzie jest 11 tysięcy młodych sportowców. Trzeba się umieć powstrzymać.

Reklama

Wiceprezes PZLA Jerzy Sudoł sam powinien podać się do dymisji?

Natychmiast. Nie może być tak, że go podnoszą z trawnika, bo nie jest w stanie dojść do swojego pokoju. Gdyby usnął gdzieś w Warszawie na ławce, to pal go licho. Ale on był w pracy i to wśród ludzi, dla których powinien być wychowawcą.

Reklama

Może sytuacja go przerosła?

Zrozumiałbym, gdyby sytuacja przerosła 19-letniego chłopaka, który nie zna swojego organizmu i nie wie, jak działa alkohol. Ale nie faceta, który ma 60 lat i w życiu wypił wannę alkoholu! Kompromitacja, nie ma co się oszukiwać. Takie zachowanie jest niedopuszczalne.

Sylwia Gruchała i jej koleżanki także wyjawiły, że w związku szermierczym wszyscy piją i dlatego nie zapewniono zawodnikom odpowiednich przygotowań do igrzysk.

Reklama

Działacze i trenerzy, o których mówiła Gruchała, niebawem nie będą już pracować. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że ona szuka usprawiedliwienia dla swojej klęski. Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziała? Jak wygrywała, to jej żaden pijak nie przeszkadzał? Poza tym, dlaczego nie powiedziała, że dwie godziny przed startem poszła się opalać z koleżankami? Czy to jest profesjonalne podejście? Gruchała musi się zdecydować, czy chce być gwiazdą kolorowych gazet, czy gwiazdą sportu. Najpierw niech coś wygra, a później stara się znaleźć na bilbordach. Taka powinna być kolejność.

Zapowiada pan, że zrobi porządek w związkach sportowych. Dlaczego dopiero teraz pan na to wpadł?

Spokojnie, niech się pan nie denerwuje. Przed igrzyskami nie chciałem wprowadzać zamieszania. W przypadku niepowodzenia sportowców zaraz podniosłyby się głosy, że wszystkiemu winien Drzewiecki. Ale od 25 sierpnia zabieram się za reformy związków. Mogę to zrobić, bo przecież na większość z nich pieniądze daje państwo.

Co pan zrobi?

Zmuszę do zmiany statutów. Wprowadzę zasadę, że władze w związku będą mogły trwać tylko dwie kadencje. Sprawię, że odejdą ludzie, którzy tkwią tam od kilkudziesięciu lat. Postaram się, aby ich miejsca zajmowali menedżerowie.

PZPN pan nie ruszy, bo akurat ten związek jest niezależny od rządu, państwo nie finansuje go.

Finansuje, ale w mniejszym stopniu. Tam też zrobię porządek. W PZPN wymyślili sobie jakiś statut, który przewiduje konieczność powiadomienia delegatów na zjazd wyborczy z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Dzięki temu wciąż odwlekają te wybory. To jakaś bzdura. Nigdzie na świecie tak nie ma.

Od jakiegoś czasu przechwala się pan, że doprowadzi do ustąpienia Michała Listkiewicza z funkcji prezesa PZPN. Na razie te pana opowieści można włożyć między bajki...

A chce się pan założyć, że jesienią Listkiewicza już nie będzie?

Przyjmuję zakład.

O co?

Może być butelka whisky.

Bardzo dobrze. Dziennikarz i minister zademonstrują sportowym działaczom, jak się pije alkohol z umiarem.

Trzech piłkarzy Beenhakkera zostało wyrzuconych z kadry. Domyśla się pan za co?

Tylko nie to! Za alkohol? Nieszczęścia chodzą parami. A może to lato jest po prostu zbyt gorące.