"Te urazy przytrafiały mi się zdecydowanie zbyt często. Można powiedzieć, że cały czas czułem podczas gry, że coś jest nie tak. Mogło mnie nic nie boleć, ale nawet podświadomie obawiałem się, żeby nie ulec kontuzji. A jak już stało się, ciągle zastanawiałem się, dlaczego znowu akurat mi przyplątał się kolejny uraz. Przez te kontuzje nie mogłem normalnie przepracować praktycznie żadnego okresu przygotowawczego przed sezonami" - opowiada Golański.

Reklama

W Bukareszcie w końcu postanowiono dokładniej przyjrzeć się przyczynom, które powodowały częste urazy reprezentanta Polski. "Okazało się, że to nie tylko sprawka pecha. Szczegółowe analizy wykazały, że biegam za bardzo pochylony do przodu. I to było prawdziwą przyczyną moich kłopotów z mięśniami nóg" - wyjaśnia obrońca Steauy.

Rumuńscy lekarze od razu zaaplikowali Golańskiemu kurację, która wyeliminowała problem powodujący jego częste kłopoty zdrowotne.

"Dostałem serię specjalnych zastrzyków, a także musiałem wykonywać określone ćwiczenia rehabilitacyjne. I teraz czuję się znacznie lepiej, nie mam żadnych obaw związanych z poruszaniem się po boisku" - przekonuje były gracz Korony.

Po rozwiązaniu problemów dotyczących częstych kontuzji Golański od razu poczuł się pewniej w swoim rumuńskim klubie. Po początkowych niepowodzeniach wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie i teraz trener Marius Lacatus nie wyobraża sobie Steauy w nowym sezonie bez Golańskiego.

Reklama

"Pierwsze pół roku w zagranicznym klubie zawsze jest ciężkie. Aklimatyzację dodatkowo komplikowało to, że przecież nie znałem rumuńskiego. Teraz już bardzo dużo rozumiem, daję sobie też radę, kiedy mam coś powiedzieć. Ale to bardzo trudny język, więc trochę czasu jeszcze upłynie, zanim poznam go na tyle, że będę mógł się nim swobodnie posługiwać. Na razie jeszcze pomagam sobie angielskim, który zna trener Lacatus" - opowiada Golański.