Wtorek miał być polskim dniem w Eindhoven, ale nie przyniósł ani jednego z zapowiadanych kilka dni temu medali. Największym rozczarowaniem okazał się wieczorny finał na 400 m kraulem, po którym wiele obiecywali sobie zarówno polscy kibice, jak i najbardziej wtajemniczeni, a więc trenerzy i sami zawodnicy. Ten wyścig miał przynieść Polsce pierwszy medal.
Po obiecujących eliminacjach, po których Paweł Korzeniowski zakwalifikował się do finału z pierwszym czasem 3.47,70, zapewniając sobie start na tym dystansie na Igrzyskach w Pekinie i pobijając własny rekord życiowy, nieliczni polscy kibice zasiadający na trybunach w Eindhoven nastawili się co najmniej na miejsce na podium. Tym bardziej że sam pływak twierdził, że poranny wyścig był dla niego jak bułka z masłem i ma jeszcze spore rezerwy na wieczór. Niestety, w finale rywale z Rosji i Włoch nie dali mu szans.
Obok najgroźniejszego europejskiego rywala Jurija Priłukowa Korzeniowskiemu wyrósł niespodziewanie kolejny silny przeciwnik - zaledwie 19-letni Rosjanin Nikita Łobincew. Finałowy wyścig rozegrał się miedzy nimi dwoma i goniącym ich włoskim weteranem Massimiliano Rosolino. Ostatecznie odpłynęli Polakowi o trzy sekundy, pozbawiając go nadziei na medal. A Korzeniowski, wbrew zapowiedziom, popłynął gorzej niż kilka godzin wcześniej.
Rywalizacja z Rosjanami pomogła za to Przemysławowi Stańczykowi, który dopłynął wprawdzie jako szósty, ale zdobył olimpijskie minimum, do którego w eliminacjach zabrakło mu zaledwie jednej setnej sekundy.
Medalu nie zdobyła też, niestety, jego drużynowa koleżanka Katarzyna Baranowska, piąta na 400 m w stylu zmiennym. A miało być tak pięknie.
Dla polskiej reprezentacji pierwszy dzień mistrzostw zapowiadał się wyjątkowo intensywnie, bo w porannych eliminacjach wystartowało ośmioro z 19 zawodników, którzy przyjechali do Eindhoven. Do wieczornych finałów zakwalifikowała się jednak czwórka z nich - Korzeniowski i Stańczyk na 400 m kraulem, Baranowska na 400 m zmiennym, a Agata Korc do półfinału na 50 m motylkiem. Czworo pozostałych zajmowało dalekie miejsca - Aleksandra Urbańczyk 29. na 50 m motylkiem, Sławomir Wolniak i Sławomir Kuczko odpowiednio 34. i 45. miejsce na 100 m klasycznym, a Mateusz Sawrymowicz 19. na 400 m kraulem.
Poranny wynik Sawrymowicza zaskoczył wszystkich, ale najbardziej samego pływaka. "Byłem przygotowany, ale poległem przez temperaturę wody w basenie. Na moje wyczucie ma chyba 28 stopni. Jest tak ciepła, że prawie straciłem czucie wody. Ściganie się w takich warunkach to jak jazda ferrari po polskich drogach!" - narzekał w rozmowie z DZIENNIKIEM po wyścigu Mateusz Sawrymowicz, mistrz świata na 1500 m kraulem.
Na wodę narzekała też Katarzyna Baranowska, dla której poranny start był bardziej fortunny. "Na ostatniej setce prawie umierałam. Czułam się jak w wannie. To zdecydowanie nie jest temperatura do wyścigów, bo trudno wykorzystać opory wody. Zanurzenie w zimniejszej wodzie daje dodatkowego kopa i działa mobilizująco. A tutaj do zawodniczek na pozostałych torach dołączyła ósma rywalka - temperatura" - przyznała Baranowska.
Organizatorzy nie chcieli zdradzić, ile stopni ma woda w basenie Narodowego Centrum Pływania. "Temperatura mieści się w przepisowym przedziale 26-28 stopni i jest absolutnie prawidłowa" - powiedziano nam tylko w biurze prasowym zawodów. Godzinę później oficjalny komunikat w tej sprawie pojawił się na głównej tablicy biura, bo personel miał dosyć powtarzania w nieskończoność, że z temperaturą wszystko w porządku.
Nieoficjalnie wiadomo, że Polski Związek Pływacki i reprezentacje kilku innych krajów wystąpią z oficjalną prośbą o zmniejszenie temperatury w basenie.