Uważa pan, że ta grupa piłkarzy, która wygrała eliminacje jest już pewna wyjazdu do Austrii?
Każdy trener tworzy reprezentację pod siebie. Patrzy, którzy zawodnicy do jego drużyny pasują. Ciężko mi się wczuć w rolę Leo Beenhakkera. Wiem z pewnością, że jest kilku piłkarzy, którzy dają tej reprezentacji bardzo dużo. Jest to niezależne od tego, czy akurat grają w klubie, czy nie. Takim piłkarzem jest Jacek Krzynówek. Nawet kiedy jest w wyraźnie gorszej formie będzie potrafił zrobić coś takiego, co dla drużyny będzie bardzo ważne i w danym momencie potrzebne. Oczywiście widać po nim, że nie gra. To jednak bardzo ważny element tej reprezentacji.
Czyli są według pana w tej kadrze zawodnicy nie do ruszenia?
Popatrzmy na sprawę chłodnym okiem. Teraz, gdy Krzynówek nie gra, dziennikarze i kibice narzekają. Gdyby go jednak trener nie powołał, od razu by za nim zatęsknili. Podobnie z Maćkiem Żurawskim. Gdy nie grał, był psychicznie zmaltretowany. Wszyscy liczyli mu kolejne minuty bez bramki, krytykowali, wyśmiewali. Ale jak tylko zaczął grać tu w Grecji wszystko się zmieniło. Niektórzy piłkarze nawet, gdy są w super formie nie dadzą tyle reprezentacji, co inni.
Pan też jest w tej grupie?
Czy ja wiem? Myślę, że można spróbować tak powiedzieć. Przecież trener mnie powołuję regularnie na każdy mecz, w ten sposób pokazuje chyba, że mi ufa i we mnie wierzy.
Przed mistrzostwami czeka was trzytygodniowe zgrupowanie. Co można na takim długim obozie wypracować?
Taka wielka impreza już po sezonie to dla większości trenerów spora zagadka i ból glowy. Nasza drużyna dzieli się na trzy grupy. Tych co grają cały, czas, takich co grają trochę i takich co właściwie nie grają. Trzeba będzie to jakoś poukładać. Tych, którzy mają za sobą ciężki sezon trzeba będzie w nieco mniejszym stopniu obciążyć, niż tych, którzy grają niedostatecznie dużo meczów o punkty.
Paweł Janas przed poprzednimi mistrzostwami dokładnie tak samo was podzielił, ale egzaminu to nie zdało.
Wszyscy na świecie tak robią. Pracę selekcjonerów ocenia się tylko na podstawie wyników. Nikt nie jest w stanie sprawdzić stanu i jakości przygotowań przed próbą w praktyce. Jeżeli osiągniemy sukces na mistrzostwach, wszyscy będą zachwyceni naszym przygotowaniem. Jeżeli, odpukać, damy plamę, winne będą złe przygotowania. Jesteśmy grupą doświadczonych zawodników. Każdy z nas wie czego potrzebuje. Wiem po sobie, że muszę pracować. Kiedy codziennie ciężko nie pracuję to szybko zaczynam się męczyć, brakuje mi sił. Ale są takie typy, które wolą cały czas być na świeżości.
Mariusz Lewandowski twierdzi, że największym błędem Janasa było zamknięcie was przed mistrzostwami. Zupełne odcięcie od świata zewnętrznego.
Wszystko zaczęło się od tych nieszczęsnych powołań. Zaskoczenie było ogromne. Także dla nas. Większość dziennikarzy była oburzona. Zaczęły się pytania. Dlaczego ten, a nie tamten. Czy to nie są jakieś zagrywki menedżerów. To oczywiście wpłynęło na relacje Janasa z mediami. Na mistrzostwach świata w Korei i Japonii też był konflikt z dziennikarzami. Ale trzeba pamiętać, że przed tak ważną imprezą potrzebne jest wciszenie. Nie może być tak, że codziennie jest otwarty dla kibiców i dziennikarzy trening, że codziennie będziemy udzielać wywiadów. Mamy ważną misję i musimy się skupić. Ale faktycznie u Janasa odcięcie nas od świata było przesadzone, trzeba umieć znaleźć złoty środek.
Po losowaniu grup zapanowała w Polsce euforia, która jednak wraz z upływem czasu zaczęła opadać.
Od początku uważałem, że ta grupa jest bardzo ciężka. Nie ma co porównywać do innych grup, bo wiadomo, że można znaleźć trudniejsze. Ale wtedy zaczyna się od razu podświadomie myśleć, że jakoś to będzie. Czy gra się z Austrią, Rumunią, czy Hiszpanią każde spotkanie na mistrzostwach Europy jest jednakowo ciężkie. Ranga takiego meczu jest nieporównywalna z niczym innym. Bardziej niż przeciwników boję się tego, że nie wytrzymamy presji, nie uniesiemy rangi tych meczów. Tak było w Korei i na ostatnich mistrzostwach świata. Pożarła nas presja. Jeżeli będziemy mieli poukładane w głowach, to damy sobie radę z każdym. Mam kontakt w klubie z Chorwatem -- Tomislavem Butiną. On też mówił, że u niego w ojczyźnie po losowaniu była euforia. Już sprawdzano z kim przyjdzie Chorwatom grać w rundzie pucharowej. Po laniu, które niedawno dostali od Holendrów nastroje się jednak bardzo stonowały. Od razu też zaczęto inaczej pisać o Polakach, gdy w świat poszedł wynik naszego meczu z Czechami. Nieważne z kim gramy, ważne żeby potrafić sprzedać nasze umiejętności.
Nie boi się pan tego syndromu pierwszego meczu. Przed poprzednimi turniejami cały czas się powtarzało, że najważniejszy jest pierwszy mecz. Tymczasem od razu trafiamy na Niemców.
To dobrze, że trafiliśmy na dzień dobry na takiego rywala. Trzeba będzie od razu się sprężyć i nie ma przebacz. Dwa razy popełniliśmy błędy, nie wytrzymaliśmy presji. Do trzech razy sztuka. Poza tym będzie to dobra okazja, by zrewanżować się Niemcom za nieszczęśliwie przegrany mecz w mistrzostwach świata. Udowodnić im, że Polacy potrafią wyciągnąć wnioski.
A potrafią?
Przed World Cup 2002 głównie się zastanawiałem jak to będzie wyglądać. Przecież wszyscy znaliśmy to tylko z telewizji i opowieści. Oprócz Żmudy i Młynarczyka nikt z całej ekipy nie wiedział co to w ogóle są mistrzostwa świata. Teraz już wiemy. I nie jest wcale tak strasznie. Znam otoczkę, show wokół każdego spotkania. Do pewnych rzeczy człowiek się przyzwyczaja. Kiedyś każdy występ w Lidze Mistrzów był dla mnie wielką przygodą. Myślałem o tym meczu już trzy dni przed wyjściem na boisko. Gdy grano hymn przechodziły mnie ciarki. Dziś już przyżywam to zupełnie inaczej. Wiem już czego się spodziewać po wielkich gwiazdach, wiem co mnie czeka. My jako starsi zawodnicy będziemy musieli umieć się zająć tymi, którzy znajdą się na wielkim turnieju po raz pierwszy. Żeby nie doszło do takiego podziału na starszych i młodszych, jak to już miało miejsce.
A taki podział nastąpił w Niemczech?
Wystraczy sobie przypomnieć obrazki sprzed pierwszego meczu z Ekwadorem. Część pilkarzy w skupieniu zapoznawała się z murawą, inni robili zdjęcia i filmowali. To chyba najlepsza ilustracja. Z drugiej strony piłkarze to jednak też ludzie. Człowiek całe życie ciężko pracuje. by znaleźć się w reprezentacji. Piłkarzy w Polsce jest kilka tysięcy, a na mistrzostwa jedzie wybrana grupa 23. To ogromne wyróżnienie i nikomu nie można zabronić się z tego cieszyć. Ale trzeba też umieć tę sytuację przeżywać. Wiedzieć kiedy już zacząć koncentrować się na czekającym zadaniu. Mam wrażenie, że Leo Beenhakker będzie potrafił te klocki poukładać. To niezwykle doświadczony szkolenioweic.
A czego możemy się spodziewać po tych młodych, których Beenhakker powołuje do kadry?
Są przede wszystkim znacznie odważniejsi niż moja generacja. Przympominam sobie, jak pierwszy raz na kadrę przyjechali Garguła czy Łobodziński. Oni od razu wiedzieli, że są po to, by jak najlepiej sprzedać swoje umiejętności, pewni siebie. Ale żebym został dobrze zrozumiany. To nie jest tak, że oni za wysoko noszą głowę. Zupełnie nie. Podobnie jest teraz z Majewskim z Groclinu. Oni mają w sobie taką brawurę. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To dobrze wpływa także na nas, starszych. Wiemy, że nie musimy ich nigdzie za rączkę prowadzić. Oni od razu wysyłają jasny sygnał -- jestem tu, by pomóc. Beenhakker mi imponuje tymi powołaniami.
A co pan sądzi o tej kadrze ligowej, która ostatnio rozgrywała kilka meczów?
To był świetny pomysł Beenhakkera. Zresztą powołanie do życia tej reprezentacji niesamowicie podziałało na całą ligę. Każdy piłkarz zobaczył, że może się znaleźć w kadrze. W każdym meczu teraz ligowcy dają z siebie wszystko, bo wiedzą doskonale, że są obserwowani.
Ale jak pan otwiera strone w internecie, patrzy na powołania, to nie chce mi się wierzyć, że przy nazwisku Pazdan, czy Lisowski nie pojawia się zdziwienie?
Oczywiście, że tak jest. Przyznaje, że o Pazdanie nigdy przed powołaniem go do kadry nie słyszałem. No ale dlaczego zawodnicy który mają po dwadzieścia lat mają nie grać w kadrze? Jeżeli spełniają oczekiwania trenera i on w nich coś widzi specjalnego, to trzeba mu zaufać. Wiadomo, że nie są jeszcze gotowi, by wyjść na boisko i walczyć o mistrzostwo Europy. Ale już teraz poznają smak kadry. Fajnie, że coś się dzieje. Ja się na przykład cieszę, że będę mógł poznać pana Pazdana.
To chyba on powinien do Żewłakowa zwaracać się per pan.
To był oczywiście żart. Na kadrze jest świetna atmosfera. Nikt nie czuje się nieswojo. Za moich czasów było inaczej. Jak czasem Adaś Matysek ryknął to trzeba było uszy położyć po sobie i tylko mu przytakiwać, chociaż w głębi duszy człowiek się nie zgadzał. Nie mówię, że wtedy było źle. Musi być szacunek do starszych. Teraz też oczywiście jest hierarchia, ale jesteśmy jedną zgrana grupą. Gdy ja wchodziłem do reprezentacji to był podział na tych od Wójcika, i tych, których zaczął powoływać Engel.
Gdyby kilka lat temu, gdy był pan jeszcze zawodnikiem Polonii Warszawa, podszedł ktoś i powiedział, że zagra pan w mistrzostwach Europy, dwa razy w mistrzostwach świata i kilka razy w Lidze Mistrzów, uwierzyłby mu pan?
Powiedziałbym mu, że nasłuchał się Radia Maryja, albo innych oszołomów. Zawsze żyłem marzeniami, ale jak ktoś to ładnie napisał - skrojonymi na miarę. Kroczek po kroczku podnosiłem sobie poprzeczkę. Gdy cofam się myślami do czasów Polonii i robię bilans, to mam powody do zadowolenia. Brakuje mi tylko sukcesu z reprezentacją na wielkiej imprezie i mam nadzieję, że teraz się uda. Popatrzmy na Czechów. Nie mają silnej ligi, nie są dużo od nas bogatsi. Zachodnie kluby chętnie jednak po nich sięgają i płacą za nich ogromne pieniądze. Dlaczego? Bo 12 lat temu odnieśli ogromny sukces na mistrzostwach Europy. Czegoś takiego brakuje nam.