Dlaczego Marcin Burkhardt musiał odejść z Legii?

Dlatego, że chce grać w piłkę, a nie siedzieć na ławce. W Legii było z tym ciężko. Nie do końca sobie tu poradziłem. Chcę podjąć nowe wyzwanie.

Reklama

Nie wyszło Panu tak, jak by Pan chciał.

Moim największym problemem były kontuzje. Mam taki organizm, że długo dochodzę po nich do pełnej sprawności. Kiedy dobrze przepracuję okres przygotowawczy, fizycznie i piłkarsko prezentuję się dobrze.

Jan Urban od początku nie dawał Panu szans. Może Pana nie lubi?

Nie sądzę. Rozmawiałem z nim i wszystko jest jasne. Przegrałem rywalizację z Piotrkiem Gizą, nie mieszczę się w obecnej koncepcji zespołu. Cóż, szanuję to i przyjmuję z pokorą.

Na koniec przygody z Legią nagle zaczął Pan grać.

Nie doszukiwałbym się w tym sensacji. Były kontuzje, kartki. Gdyby nie one, nadal oglądałbym mecze z ławki lub trybun. Klub ma swoje założenia, do których nie pasowałem. Przecież Łukasz Surma i Piotr Włodarczyk też musieli odejść, bo takie były plany działaczy.

Ich się pozbyto żeby rozbić "grupę bankietową". Pana też?

Reklama

Nie było czegoś takiego jak "grupa bankietowa". Tworzyliśmy po prostu grupę sympatycznych ludzi, którzy robili w zespole dobrą atmosferę.

Ale za często wychodzili w miasto?

Może to będzie dla kogoś zaskoczeniem, ale z "Surmikiem" i "Włodarem" byliśmy na wyjściach trzy, może cztery razy.

Za to do białego rana?

Bzdura. To były zwykłe wyjścia do dyskotek po wygranych meczach. To chyba nie jest problem, że piłkarz chce wyjść i napić się drinka, czy nawet dwóch. Ludzie może nie zdają sobie z tego sprawy, ale gra w Legii to gra pod wielką presją. Wspólne wyjście to próba ucieczki od niej. Można oczywiście odstresować się czytając książkę, czy grając w szachy. Jedni robią to tak, drudzy inaczej.

Czyli nie wpływało to na Pana formę sportową?

Oczywiście, że nie. Powiem szczerze - bardzo się cieszę, że wyjeżdżam do Szwecji. Naprawdę. Może to się wreszcie skończy, odetnie. Ludzie od kilku lat żyją moim rzekomym życiem nocnym, przeklejono mi łatkę, której nie mogę usunąć. Teraz będę miał wreszcie święty spokój, choć przyznam, że w ostatnim czasie takie pogadanki nie sprawiały mi już problemu. Podchodziłem do nich z uśmiechem na twarzy i dystansem.

Ma Pan sobie coś do zarzucenia z czasu, gdy reprezentował Pan Legię?

Jak każdy zawodnik - że się czasem nie chciało, że nie podchodziło się do treningu zaangażowany w stu procentach. W wielu sytuacjach mogłem zachować się inaczej, lepiej, ale uczymy się na własnych błędach.

Żal rozstawać się z Legią?

Wszystko co tu przeżyłem zapisuję na plus. Miły czas z małymi przebojami. Było jak w życiu - raz pod wiatr, a raz z wiatrem.

Wybrał Pan nietypowy kierunek. Szwecja kojarzy się raczej ze sportową emeryturą niż wielką grą.

Wszyscy to powtarzają. Nawet trener Michniewicz powiedział ostatnio, że wyjeżdżam za szybko. Ja postrzegam to inaczej. Odbieram ten wyjazd w kategorii szansy. Chcę się, brzydko mówiąc, sprzedać. I zobaczymy, co dalej.

Nie boi się Pan problemów z językiem, aklimatyzacją?

Spokojnie. Spójrzmy na to trochę przewrotnie. W Legii w szatni też było czternastu obcokrajowców. Myślę, że tam będzie podobnie.