Zwolennikiem tego pomysłu jest między innymi Antoni Piechniczek, który z drużyną biało-czerwonych dwukrotnie awansował do finałów mistrzostw świata. "Beenhakker oczywiście zachowa niezależność, bo jest odpowiedzialny za wyniki kadry. To nie jest żaden zamach na jego kompetencje" - tłumaczy ultimatum polskich trenerów Piechniczek. Beenhakker przebywa obecnie na krótkim urlopie w Belgii.
Szefom Wydziału Szkolenia PZPN od dawna nie podobało się to, że Beenhakker zatrudniał ludzi do sztabu kadry bez jakichkolwiek konsultacji. Dotyczyło to nie tylko zatrudniania rodaków z Holandii, ale również Bogusława Kaczmarka i Andrzeja Dawidziuka. Początkowo Kaczmarek nie dostawał nawet wynagrodzenia za swoją pracę, bo Michał Listkiewicz nie chciał przyjąć do wiadomości, że taki człowiek istnieje w sztabie kadry. Z kolei dopiero publiczna deklaracja Beenhakkera, że Andrzej Dawidziuk jest odpowiedzialny za szkolenie bramkarzy w kadrze, zmusiła Listkiewicza, żeby i jego nazwisko wciągnął na listę płac.
Polscy trenerzy skupieni w Wydziale Szkolenia PZPN czekali ze swoją propozycją na stosowny moment. Gdyby biało-czerwoni odnieśli sukces w turnieju Euro 2008, pewnie nikt z nich nie odważyłby się jej zaproponować. Ale ponieważ polska reprezentacja zawiodła w Austrii na całej linii, odwaga staniała i temat wrócił jak bumerang.
Do ogłoszenia pomysłu na kontrolowanie decyzji Beenhakkera nasi szkoleniowcy wybrali Antoniego Piechniczka, który jako szef Wydziału Szkolenia PZPN po nieudanym mundialu pozytywnie opiniował kandydaturę Beenhakkera na stanowisko selekcjonera polskiej kadry. Potem Piechniczek zrezygnował z funkcji na rzecz Jerzego Engela (56 l.), ale nadal wszyscy liczą się z jego zdaniem, bo pozostaje jedynym szkoleniowcem, który z polską drużyną dwukrotnie awansował do do finałów mistrzostw świata. "Beenhakker oczywiście zachowa niezależność, bo jest odpowiedzialny za wyniki kadry. To nie jest żaden zamach na jego kompetencje. Ale musi wskazać następcę, który zostać jego najbliższym współpracownikiem. Takie rozwiązanie leży w naszym wspólnym interesie, bo gdyby w tej chwili złożył dymisję, to nikt nie byłby w stanie określić, na jakim poziomie przygotowań znajduje się nasza reprezentacja" - tłumaczy ultimatum polskich trenerów Piechniczek.
Beenhakker przebywa na krótkim urlopie w Holandii i Belgii. Przed wylotem z Warszawy w rozmowie ze swoimi najbliższymi współpracownikami przyznał, że bardzo potrzebuje kilku dni na spokojne przeanalizowanie występu biało-czerwonych w turnieju Euro 2008 i określenie swoich planów na przyszłość. Wiadomo już, że Holender ocalił posadę, co w porównaniu z losami Jerzego Engela i Pawła Janasa, którzy również odpadli w fazie grupowej, tyle że finałów mistrzostw świata, jest wyraźną różnicą na niekorzyść polskich szkoleniowców.
Czy Beenhakker pójdzie na taki kompromis? "Przekazałem selekcjonerowi propozycję Antoniego Piechniczka i Leo odniósł się do niej pozytywnie. Trudno zresztą, żeby było inaczej, bo to po prostu jest dobry pomysł" - mówi doradca Beenhakkera, Jan de Zeeuw. Co znamienne, De Zeeuw podkreśla, że taki pomysł Beenhakker zgłaszał już w momencie obejmowania posady selekcjonera polskiej kadry przed dwoma laty, ale wówczas nie został on zaakceptowany przez szefów PZPN!
Nie jest tajemnicą, że już dwa lata temu Beenhakker zgodził się na polskiego asystenta, ale pod warunkiem, że nie będzie to osoba wskazana przez szefów PZPN. W ten sposób życiową szansę dostał Dariusz Dziekanowski. Polskim trenerom trudno było kwestionować ten wybór, ale kategorycznie nie zgodzili się, by "Dziekan" zyskał status przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski. Co zrobią, gdy Beenhakker wskaże na niego ponownie?
To ma być kompromis między Leo Beenhakkerem a środowiskiem polskich trenerów. Już w lipcu Holender ma wyznaczyć swojego asystenta, który w przyszłości przejmie po nim polską reprezentację. I koniecznie musi wybrać Polaka - donosi "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama