Arka Gdynia jest na topie, zajmuje drugie miejsce w lidze, a tymczasem pana w ogóle nie widać w mediach. Dlaczego?

Szczerze? Staram się unikać dziennikarzy. Dlatego rzadko odbieram telefony z prośbami o komentarze do różnych palących kwestii i raczej nie udziałem zbyt wielu wywiadów o moim obecnym klubie. Im mniej o mnie wiecie, tym lepiej dla mnie.

Reklama

Dziwne to słowa w ustach trenera, który do niedawna miał opinię największego showmana polskiej ligi.

Kiedyś dużo opowiadałem dziennikarzom, a potem niektóre moje wypowiedzi przekręcano, inne wykorzystywano przeciwko mnie. Dość mam tego. Nie brakuje mi już blasku fleszy i kamer. Mam co robić.

A czym, poza pracą, się pan zajmuje?

Reklama

A choćby opiekuje się synkami. Starszy poszedł w tym roku do podstawówki, umie już pisać i czytać, więc nie boję się wywiadówek (śmiech). Młodszy uczęszcza do przedszkola. Wstaję codziennie rano o 7, a następnie zawożę chłopaków do ich szkół. Przez to chodzę notorycznie niewyspany. Bo ze mnie to nocny Marek jest, często pracuję nad taktyką do 2 - 3 nad ranem.

A propos - w czterech dotychczasowych spotkaniach w lidze Arka grałą ofensywnie, dwoma napastnikami. Z Legią w Warszawie zaprezentujecie się podobnie, czy też zamierzacie murować bramkę i liczyć na kontry?

Reklama

Nie wystraszymy się rywali, nie zamierzamy się desperacko bronić, dlatego jeśli tylko moi atakujący Zbyszek Zakrzewski i Marcin Wachowicz będą zdrowi, to na pewno wyjdą w pierwszym składzie.

Na stadionie przy Łazienkowskiej zdobył pan tytuł mistrza Polski z Zagłębiem Lubin. Pewnie ma pan do niego spory sentyment.

Odpowiem tak: kiedyś po wygranej Amiki Wronki z Servette w Genewie nasz trener Mirosław Jabłoński, powiedział, że Genewa nocą jest piękna, ale pod warunkiem, że się w niej wygrywa. Z Warszawą jest podobnie. Gdy człowiek pokonuje Legię na wyjeździe, to stolica jawi mu się jako najwspanialsza metropolia świata. Kiedy przegrywa, to miasto staje się brzydkie i smutne. Ja tylko żałuję, że kibice w Warszawie nie przychodzą już tak licznie na mecze, że tak mocno nie dopingują. Kiedyś Łazienkowska to była La Scala polskiej piłki, teraz już nią nie jest...

Przed takimi ważnymi meczami, jak ten z Legią jakoś specjalnie się pan relaksuje, czytając choćby swoją ulubioną „Zbrodnię i Karę” Dostojewskiego?

Wie pan, ja mimo młodego wieku zdobyłem już w piłce wszystko, co było do wygrania, mam spore doświadczenie, dlatego nie czuję żadnego stresu przed spotkaniem. Denerwuję się dopiero w trakcie gry. Tak w ogóle to ja nie staję przed lustrem i nie podniecam się, jakim to dobrym jestem trenerem. Zawsze pamiętam o słowach Henryka Kasperczaka, który kiedyś powiedział: Na świecie jest wielu znakomitych szkoleniowców, a nie ma ani jednego, którego nie wylaliby z roboty. To zdanie idealnie sprowadza człowieka z obłoków do rzeczywistości.

Niektórzy fachowcy mówią, że trener Legii Jan Urban to doskonały specjalista, inni nazywają go nieudacznikiem. Jaka jest pana opinia?

Facet zdobył wicemistrzostwo Polski, więc na pewno zna się na swojej robocie. Wie pan, kto przeważnie krytykuje ludzi pokroju Urbana? Trenerzy, którzy nigdy nic w życiu nie wygrali. Takich ludzi dobrze określa Tomek Hajto. Mawia, że nie wznieśli jeszcze żadnego trofeum, a już kłapią niepotrzebnie dziobami.

Grał pan kiedyś w Bałtyku, a teraz prowadzi Arkę. Kibice tego pierwszego klubu nie mają pretensji?

Ja jestem profesjonalistą, więc pracuję tam, gdzie mnie chcą. Trudno, żebym odmówił Arce tylko dlatego bo kiedyś byłem piłkarzem innego gdyńskiego klubu. Gdybym to zrobił, to może i byłbym dla fanów Bałtyku idolem, tylko co z tego? Przecież kibice, by mnie nie utrzymali, a ja muszę pracować i wykarmić rodzinę.