Kibice go nienawidzą i wyzywają od najgorszych, oskarżając o to, że niszczy polską piłkę. Za to rzesze działaczy i sędziów z całego kraju kochają Listkiewicza jak ojca - który dba o swoje dzieci, karmi je, daje prezenty, wozi za granicę. Bo prezesa PZPN trudno jednoznacznie ocenić.

Reklama

Dziennikarze bardzo go lubią, bo jest inteligentnym, sympatycznym i dowcipnym człowiekiem, ale jednocześnie każdy widzi, ile złych rzeczy dzieje się w kierowanej przez niego organizacji.

Listkiewicz w swojej karierze miał jednak więcej sukcesów niż wpadek. Jako sędzia liniowy prowadził finał mistrzostw świata w 1990 r. Gdy okazało się, że jako sędzia nic więcej nie osiągnie, skoncentrował się na karierze działacza.

Awansował do funkcji sekretarza generalnego PZPN. Przejęcie władzy w związku pozwoliło Listkiewiczowi trafić na światowe salony piłkarskie. Zadomowił się tam szybko, zyskując przyjaźń sekretarza generalnego FIFA (dziś już prezesa tej organizacji) Seppa Blattera. Listkiewicz zauważył, że starszy pan ze Szwajcarii ma słabość do dużo młodszych kobiet.

Prezes PZPN poznał Blattera z piękną Iloną, z którą szef FIFA przez wiele lat był związany. Dlatego Mirosław Drzewiecki ani przyszli ministrowie sportu nie mają co marzyć o poparciu władz FIFA i UEFA. Blatter zawsze przyjdzie z pomocą przyjacielowi. Nieprzypadkowo to właśnie Szwajcar podpisał wczorajszy list, w którym powiadomił polskie władze o tym, że kurator Robert Zawłocki nie będzie partnerem dla FIFA i UEFA. Dla Blattera liczy się tylko Listkiewicz.

Ufa mu też Michel Platini. To właśnie prezydent UEFA umożliwił prezesowi PZPN odniesienie największego sukcesu - wygrania batalii o organizację Euro 2012. Polska zawdzięcza tę prestiżową imprezę tylko i wyłącznie Listkiewiczowi. Gdyby nie jego bliska znajomość z Hryhorijem Surkisem, Ukraińcy nigdy nie zaproponowaliby nam wspólnej organizacji mistrzostw.

"Rozmawiałem z Platinim, który powiedział mi, że UEFA nie wyobraża sobie, bym nie poprowadził PZPN do Euro. Szef ukraińskiej federacji Hryhoryj Surkis powiedział kiedyś podczas wizyty w Polsce o mnie, że nie zmienia się koni podczas przeprawy. I ja się z nim zgadzam" - mówił wprost Listkiewicz, ale widać minister z PO nie brał jego słów zbyt poważnie.

Reklama

Prezes PZPN mógłby uchodzić za człowieka sukcesu, ale przeszkodzili mu w tym ludzie, z którymi przez lata blisko współpracował - polscy sędziowie piłkarscy. Po wybuchu afery korupcyjnej Listkiewicz i PZPN stał się wrogiem numer jeden kibiców. Nie dają mu oni spokoju nawet podczas wakacji. Podczas urlopu w Hiszpanii na plaży podeszło do niego kilku osiłków i spytało: Listkiewicz, chcesz w ryja?

Prezes PZPN sam sprzedał DZIENNIKOWI tę anegdotkę. Listkiewicz przez wiele lat był dziennikarzem sportowym, więc doskonale wie, jak współpracować z mediami. Nie obraża się za żadną publikację. Kiedy w jednej z bulwarówek ukazała się seria zdjęć pokazujących, jak dłubie w nosie, powiedział do dziennikarzy: "Dziękuję wam. Błyskawicznie pozbyłem się tego głupiego nawyku. Żona próbowała mnie tego oduczyć przez wiele lat".

Wcześniej prezes uchodził za człowieka o nienagannych manierach. Pochodzenie i wykształcenie ma bowiem bardzo dobre. Ukończył hungarystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Listkiewicz pochodzi z inteligenckiej rodziny. Matka Olga była reżyserem teatralnym, a ojciec Zygmunt aktorem filmowym.

Matka Listkiewicza doczekała czasów, kiedy jej syn został najważniejszym człowiekiem w polskim futbolu. Pięć lat temu została zamordowana we własnym mieszkaniu w Warszawie przez parę narkomanów, którym pomagała. Listkiewicz publicznie wybaczył zabójczyni, która w momencie zbrodni była w ciąży. Prezes PZPN przesyła jej do więzienia pieniądze na dziecko.

Rodzina Listkiewicza ma komunistyczne korzenie. Siostrą jego babci była Maria Koszutska - aktywistka Komunistycznej Partii Polski znana jako Wera Kostrzewa. Listkiewicz nie ukrywa swoich lewicowych poglądów. Jeszcze w latach 70. zapisał się do PZPR, a ostatnio głośno mówił o tym, że podziwia Aleksandra Kwaśniewskiego. W latach 80. w korespondencjach z Moskwy pisał do "Sportu" o zasługach wybitnego rewolucjonisty Feliksa Dzierżyńskiego - tego samego, z którym przyjaźnił się pradziadek Listkiewicza Bronisław Koszutski...

Co stanie się z PZPN po decyzjach Drzewieckiego? Listkiewicz miał nie startować w planowanych na 30 października wyborach, ale być może po "zamachu stanu" Drzewieckiego zmienił zdanie.

"Chętnie usunę się w cień. Chociaż wydaje mi się, że jestem niezbędny, bo UEFA myśli, że skoro przez kilkanaście lat to funkcjonowało, przez kilkanaście lat mnie słuchano, to i teraz powinno to być kontynuowane" - z rozbrajającą szczerością mówi Listkiewicz.