Czy w wieku 31 lat, po siedmiu wielkich turniejach stać pana jeszcze na specjalną mobilizację przed mistrzostwami świata w Chorwacji?

Każdy mecz reprezentacji to jest coś niezwykłego, innego od codziennej ligowej młócki. Zawodnicy w moim wieku potrafią się zmobilizować. Nie musimy godzinami studiować wideo, bo znamy niemal wszystkich naszych rywali. Poza tym to są mistrzostwa świata, wyjątkowy turniej, ogromne zainteresowanie. Mobilizacja przychodzi sama.

Reklama

W tej kadrze czuje się pan już weteranem?

Nie tyle weteranem, co jednym z liderów. Po 12 latach razem z kilkoma innymi doświadczonymi graczami jestem w hierarchii drużyny wyżej niż kiedyś. Są sprawy załatwiane na forum całego zespołu, a są kwestie, które obgadujemy tylko w gronie tych najstarszych. Doszedłem już do tego etapu, którego zazdrościłem kolegom, gdy byłem młodszy.

W reprezentacji panuje spora swoboda – selekcjoner nie zabrania wam palenia papierosów czy picia piwa. Zdarzyło się, że ktoś kiedyś nadużył tego zaufania?

Bogdan traktuje nas jak dorosłych ludzi i oczekuje od nas odpowiedzialności i szacunku. Jeżeli czujemy potrzebę wyjścia gdzieś, odreagowania stresów, zgiełku wokół kadry, zmęczenia siedzeniem w hotelu, to idziemy do niego, prosimy o przedłużenie czasu wolnego i Bogdan nie robi problemu. Są określone zasady i my się ich trzymamy. Większych przegięć nigdy nie było.

Futboliści raz po raz uczestniczą w jakichś aferach, siatkarzom też się zdarza, a wy jesteście takimi potulnymi barankami?

Reklama

My po prostu możemy wszystko. A jak się może wszystko, to ten niby zakazany owoc już tak bardzo nie smakuje.

Co jakiś czas wśród kibiców, ale nie tylko, pojawiają się opinie, że nie przykłada się pan do meczów w reprezentacji tak, jak w klubie. Bolą pana takie opinie?

Pewnie, że mnie bolą, i to bardzo. To jest kompletna bzdura! Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ciężkie są mecze reprezentacji. Kiedyś zagrałem jakiś słaby mecz w kadrze i zostałem tak skrytykowany przez internautów, że dałem sobie spokój z czytaniem tych wszystkich komentarzy, bo one są po prostu niesprawiedliwe. A najwięcej złośliwych opinii piszą ludzie, którzy się w tym sporcie nie sprawdzili i nam zazdroszczą. Nie wyobrażam sobie, żeby normalny człowiek mógł wypisywać takie rzeczy na nasz temat.

Przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy miał pan powiedzieć: „jedziemy po złoto”. Potem zespół to podchwycił, ale pan się z tego wycofał.

Ja wtedy powiedziałem, że jedziemy walczyć o złoto, a w tekście tego czasownika już zabrakło. Nie powiem, że nie jechaliśmy po medal. Bo rok wcześniej zdobyliśmy wicemistrzostwo świata i chcieliśmy iść za ciosem. Nie widziałem w tym nic złego, a wyszło tak, że przez następny rok byłem nagabywany przez dziennikarzy „no bo pan obiecał, no bo pan deklarował, a nie wyszło”. Od tamtej pory jak ktoś się mnie zapyta, po co jadę na mistrzostwa, to w życiu nie powiem, że jadę po złoto. Może jestem trochę szalony, ale nie jestem głupi. Dwa razy tego samego błędu nie popełnię.

Czy wasz zespół jest na tyle mocny psychicznie, żeby postawić sobie taki cel i sprostać związanej z nim presji?

Właśnie nie wiem, nie jestem tego pewny. Pojechaliśmy na MŚ w Niemczech z założeniem zajęcia miejsca, dającego nam prawo gry o igrzyska. Naszym celem nie był medal mistrzostw świata. Dlatego było nam dużo łatwiej. Potem jechaliśmy na ME z zamiarem zdobycia złota. Wyszło słabo, dla mnie to była totalna klapa. Teraz w rozmowach we własnym gronie nie rozmawiamy o tym, że jedziemy do Chorwacji z jakimś konkretnym celem. Każdy w duchu swoje wie i marzy o medalu. Ale stawka jest strasznie wyrównana. Na przykład na igrzyskach w ćwierćfinale trafiliśmy na Islandię, bardzo się z tego cieszyliśmy, ich styl gry idealnie nam pasował. I nagle w tym dniu nie działało nic. Ten mecz będzie mi ciążył do końca życia. To rana, która się bardzo trudno goi. Mam nadzieję, że jesteśmy już na tyle dojrzałym zespołem, żeby zmierzyć się z presją. Jednak jak będzie, to się okaże dopiero w trakcie turnieju.