DZIENNIK: Czy dzisiejszy system badania sportowców jest efektywny?
ROBERT PIETRUSZYŃSKI: Obecny system monitorowania trudno nazwać skutecznym bo badania robione są co pół roku. A to stanowczo za rzadko. Brakuje centralnego systemu monitorowania. Obciążenia jakim poddawany jest wyczynowy sportowiec są ogromne.
Ma pan jakiś pomysł?
Oczywiście. Od dawna proponuję nowy system. Podstawa to powszechnie używane systemy monitorowania tętna. Dzięki nim podstawową wiedzę zyskuje trener, który w każdym niepokojącym przypadku powinien mieć możliwość szybkiej komunikacji z lekarzem. Poza tym proponuję comiesięczne badanie wybranych parametrów morfologiczno-biochemicznych plus EKG. Zawodnik miałby obowiązek przesyłać dane do centrali. Parametry, które nie mieściłyby się w normach pozwalałyby na szybkę reakcję. Brak takiego monitoringu powoduje, że często pieniądze wydawanena szkolenie są tak naprawdę wyrzucane w błoto. System badań przekładałby się też na wyniki. Dzisiaj wszystkim się wydaje, że jak zawodnik gorzej się poczuje, będzie sam reagował, ale to myślenie życzeniowe.
Wprowadzenie w życiu pomysłu o którym pan mówi, też może pozostać życzeniem.
Ale wprowadzenie go jest, moim zdaniem, bezwzględną koniecznością. Inna sprawa, że niektórzy trenerzy już to robią. Trener Andrzej Piątek, pracujący z kolarzami górskimi, od dawna dokładnie i regularnie monitoruje swoich zawodników. Wiem, że kosztuje go to dużo czasu i wysiłku, ale i tak ciągle to robi. I dobrze. Nie chcę mówić, że inni szkoleniowcy zaniedbują tę sprawę, nie chcę nikogo oskarżać, bo nie znam wielu konkretnych sytuacji. Mówię tylko i podkreślam potrzebę wprowadzenia zmian.
Czy gdyby pański system już działał, byłaby szansa uniknięcia śmierci Kamili Skolimowskiej?
Tego nie mogę stwierdzić. Ale trzeba myśleć szeroko. Dzisiaj trudno wykluczyć, że znowu wydarzy się taka tragedia, bo nie mamy żadnych danych. W tej chwili często w przypadku sportowców pierwszym objawem, że coś jest nie tak, jest śmierć. To silni ludzie, poddawani ekstremalnym obciążeniom. Nie można monitorować tak samo mistrza olimpijskiego w konkurencji siłowej czy wytrzymałościowej, jak choćby ucznia Szkoły Mistrzostwa Sportowego czy normalnego obywatela.
Ale przecież czasem nie sposób wykryć wrodzoną wadę. Wtedy nawet najlepszy system nic nie pomoże.
Teraz słyszę w telewizji, że takie rzeczy się zdarzają, że na przykład Joachim Halupczok zmarł, bo miał wrodzoną wadę serca. Nieprawda. Miał zapalenie mięśnia sercowego i formę złośliwej formy arytmii serca, a nie żadną wrodzoną wadę. Dzisiaj w kolarstwie funkcjonuje świetny system monitorowania. Tylko, że nie w Polsce, bo ten system obejmuje grupy pierwszej i drugiej dywizji, a takich w Polsce nie mamy.
Czy proponowany przez pana system będzie drogi?
Nie. Finansowanie jest zresztą bardzo proste. Kiedy kupujemy samochód, to musimy mieć też pieniądze na paliwo i serwis. A tu dając pieniądze na szkolenie trzeba zawrzeć klauzulę zobowiązującą do przeznaczenia części środków na badania. Najwyżej zgrupowanie będzie o dzień krótsze. Nic się nie stanie. Poza tym, mój system to tylko nakładka na to, co obecnie istnieje. O tej koncepcji mówię od dawna, przy każdej okazji. Nad system pracowałem już kilka lat temu. I w końcu coś się rusza. Wiem, że sprawą zajmuje się PKOl, zna ją prezes Piotr Nurowski. W trakcie mistrzostwświata w kolarstwie torowym przy współpracy z byłym olimpijczykiem, a dziś przewodniczącym Komisji ds. współpracy z olimpijczykami przy PKOl Mieczysławem Nowickim organizujemy pierwsze sympozjum pod tytułem "Monitorowanie medyczne w sporcie wyczynowym" dla lekarzy i trenerów. Będą się tam mogli badać także byli olimpijczycy. Swoją drogą, najlepszym miejscem na lokalizację centrum dla tego systemu byłby tor kolarski BGŻ Arena w Pruszkowie, gdzie jest bardzo dużo miejsca. Z prezesem związku kolarskiego i wiceprezesem PKOl Wojciechem Walkiewiczem też już o tym rozmawiałem.
Doktor Robert Pietruszyński - kardiolog, lekarz kadry kolarskiej, specjalista medycyny sportowej Uniwesrsyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM w Łodzi