Po werdykcie Trybunału załamany był przewodniczący Związkowego Trybunału Piłkarskiego PZPN Krzysztof Malinowski. "To orzeczenie tak naprawdę oznacza koniec walki z korupcją w polskim futbolu. Konsekwencje takiej decyzji Trybunału będą daleko idące. Przedawnienie dotyczy nie tylko klubów, ale i osób fizycznych. Tacy ludzie jak Wdowczyk i Fijarczyk, którzy są w tej chwili zawieszeni, mogą spokojnie wrócić i trenować zespoły, sędziować mecze" - denerwuje się Malinowski.

Reklama

Z kolei wśród przedstawicieli obu klubów zapanowała euforia. "Jesteśmy znowu w ekstraklasie. Ta decyzja udowadnia, że na szczęście są jeszcze w naszym kraju instytucje, które biorą pod uwagę obowiązujące prawo" - mówił DZIENNIKOWI prezes Zagłębia Paweł Jeż.

"Zagłębie zagra w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ta decyzja jest ostateczna" - twierdzi prawnik klubu z Lubina Paweł Broniszewski.

"Trybunał uznał, że w momencie kiedy wystąpiły czyny korupcyjne w obu klubach, przepisy regulaminu dyscyplinarnego PZPN przewidywały przedawnienie po upływie dwóch lat. One zostały zmienione później przez PZPN, który uznał, że nie może być żadnego przedawnienia w ściganiu korupcji. Trybunał zdecydował jednak, że w przypadku obu klubów byłoby to działanie prawa wstecz" - relacjonuje Malinowski.

"Tyle tylko, że dokładnie takie same okoliczności mieliśmy w przypadku Górnika Łęczna i Arki Gdynia. I wtedy Trybunał wydał diametralnie inne orzeczenie. Nie mogę tego pojąć. Trzy lata mojej związkowej działalności w organach dyscyplinarnych PZPN poszło na marne. Rozważam złożenie dymisji. Ktoś przecież musi ponieść odpowiedzialność za korupcję w polskim futbolu" - ironizuje Malinowski.

"Okazało się, że warto walczyć z PZPN poza jego strukturami. Wszyscy nas już pogrzebali, a my jednak dopięliśmy swego. Koronnym argumentem, który przeważył szalę na naszą korzyść była sprawa przedawnienia, która za czyny korupcyjne nie pozwala karać po upływie dwóch lat od ich popełnienia. Jestem pewien, że jeśli Korona Kielce także złoży wniosek do Trybunału Arbitrażowego, to również uzyska wyrok uchylający karną degradację" - mówi wiceprezes Widzewa Marcin Animucki.

W przypadku Widzewa to nie koniec walki z PZPN. Teraz działacze łódzkiego klubu czekają na decyzję ministra sportu w sprawie przyznania licencji na grę w ekstraklasie Polonii Bytom. Jeśli postępowanie instytucji państwowej doprowadziłaby do odebrania jej bytomskiemu klubowi, Widzew mógłby wrócić w szeregi ekstraklasy.

Reklama

"Podjęliśmy rękawicę i walczymy z decyzjami PZPN. Jeżeli minister sportu zdąży rozpatrzyć tę sprawę do czasu inauguracji rozgrywek, to nadal mamy szansę grać w najwyższej klasie" - mówi wiceprezes Animucki.

A wygląda na to, że łodzianie mogą mieć więcej czasu niż tylko dwa dni, czyli zaplanowanego terminu startu rozgrywek ekstraklasy. Władze spółki zarządzającej ligą, PZPN i właściciel praw telewizyjnych stacja Canal+ coraz bardziej skłaniają się w tej sytuacji do przesunięcia inauguracji sezonu.

Werdykt Trybunału trafi teraz do Komisji ds. Nagłych PZPN, która zdecyduje o tym, czy związek będzie go respektował. W praktyce nie ma jednak innego wyjścia, bo niewykonanie decyzji organu dyscyplinarnego PKOl dawałoby podstawy do wniosku pokrzywdzonych o zawieszenie zarządu PZPN. A to z kolei wiązałoby się z sankcjami ze strony FIFA i UEFA. A no to PZPN na pewno sobie nie pozwoli. "Będę namawiał zarząd związku do skorzystania z ostatniej drogi odwoławczej i skierowania skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego, który mógłby uchylić werdykty Trybunału Arbitrażowego" - podsumowuje przewodniczący Malinowski.