Wkrótce rozpocznie się proces Korony, która z korumpowania sędziów i obserwatorów uczyniła sprawnie funkcjonujący system. Do sądu trafił już w tej sprawie akt oskarżenia, obejmujący 43 nazwiska, spośród których aż 28 osób chce się dobrowolnie poddać karze. Na ławie oskarżonych znajdzie się miejsce dla tak znanych postaci jak trener Dariusz W, były bramkarz reprezentacji Andrzej W., czy syn byłego selekcjonera kadry Jerzy E. junior.

Reklama

Korona z łatwością korumpowała sędziów, bo miała na to sporo pieniędzy. Zupełnie nieświadomie zapewniał je Krzysztof Klicki w formie premii za wyniki dla drużyny i sztabu szkoleniowego. Pieniędzy było tak dużo, że przekazanie co tydzień kilku tysięcy złotych na sędziów i obserwatora nie było żadnym problemem. Z dotychczasowych ustaleń prokuratury wynika, że , twórca firmy Kolporter i jeden z najbogatszych Polaków nawet nie podejrzewał, jak są pożytkowane jego pieniądze. Był bowiem przekonany, że skoro zatrudnił jednego z najlepszych polskich trenerów i pozwolił mu dobrać współpracowników, to już nie musi się martwić o awans. Rzeczywiście, nie musiał, ale Dariusz W. swoją misją potraktował inaczej niż mogło to się wydawać naiwnemu pracodawcy.

Krzysztof Klicki był już w tej sprawie przesłuchiwany przez wrocławską prokuraturę i z pewnością zostanie również wezwany do sądu w charakterze świadka.

Na liście oskarżonych znajdują się sędziowie, którzy w minionej rundzie jesiennej jak gdyby nigdy nic wciąż gwizdali w lidze. Klasycznym przykładem jest Bartosz Ś. z Wrocławia, syn byłego szefa Kolegium Sędziów.

Reklama

Ś. wiosną 2004 roku sędziował mecz Korony z Wisłą II Kraków (1:0), który odbył się na głównym stadionie Wisły. Jeszcze przez meczem arbiter dopytywał się obserwatora Ryszarda K. jak ma sędziować. Pod koniec spotkania Ś. podyktował karnego, którym wypaczył wynik meczu. Obserwator powiedział mu, że w związku z tym dostanie bardzo niską notę (6.0), ale zmienił zdanie, gdy spotkał się z Andrzejem B. który „organizował” Koronie awans i dał mu świetną ocenę 8.30. Za tę przysługę obserwator K. zainkasował 2 tysiące złotych.

Bardziej bezczelny był sędzia meczu Pogoń Staszów – Stal Rzeszów (1:1), w którym Koronie zależało, by punkty zgubili goście. Arbiter Albert S. za wydrukowanie wyniku spotkania kazał sobie zapłacić 3 tysiące złotych i przesłać je przekazem pocztowym na adres domowy teściów w Wolbromiu.

Rekordy nieudolności pobił sędzia Krzysztof Z. z Inowrocławia, prowadzący mecz Korona – Stal Stalowa (1:0). Z. przyjął od Andrzeja B. propozycję korupcyjną za 1 tys. złotych, mimo że nie za bardzo wiedział, jak do realizacji obietnicy należy się zabrać. W związku z tym postanowił wtajemniczyć swoich liniowych asystentów, dzieląc się z nim pieniędzmi (jednego dał 300 złotych, drugiemu 400 złotych, dla siebie zostawił 300).

Reklama

W zamian miał pewność, że może liczyć na pomoc bardziej doświadczonych kolegów w trakcie meczu przed podjęciem decyzji miał zwracać uwagę na sygnalizację asystentów. I Korona wygrała po rzucie karnym sygnalizowanym właśnie przez asystenta. Ta sytuacja tak mocno oburzyła piłkarzy Stali, że na znak protestu opuścili oni boisko, ale niezrównani asystenci namówili ich do kontynuowania gry.

Zdarzali się też sędziowie, którzy najwyraźniej nie dali się skusić ofercie korupcyjnej, a przynajmniej przemawia za nimi zgromadzony materiał dowodowy. Należy do nich sędziujący już w ekstraklasie Piotr Pielak z Warszawy. Przed meczem Stal Rzeszów – Sandecja (1:0) kontaktował się z nim telefonicznie Andrzej B. Rozmawiali ponad dwie minuty. Ktoś do mnie dzwonił, ale nie wiem czy B. Chodziło o propozycję korupcyjną, lecz stwierdziłem, że nie jestem zainteresowany i się rozłączyłem – zeznał Pielak. Prokuratura dała wiarę tym wyjaśnieniom. Na korzyść Pielaka przemawia też wynik meczu, bo przecież Koronie zależało, by Stal Rzeszów go nie wygrała.