Jak się żyje pod jednym dachem z najlepszym rozgrywającym świata?
U nas w domu wszystko zostało po staremu.
Zanim pani mąż odniósł międzynarodowy sukces, w kraju często go krytykowano. Czy teraz rozpiera go duma?
Krytyka pewnie go bolała, ale zawsze znał swoją wartość. Teraz ma wielką satysfakcję, że go doceniono. Ale z sukcesem się nie obnosi. Chętniej nosi swój medal w kieszeni niż na piersi.
Czy Paweł prywatnie uśmiecha się tam samo rzadko jak na parkiecie?
Nie, maskę takiego gbura Paweł nosi tylko publicznie. W domu jest zupełnie inaczej, nie ma dnia bez uśmiechu. Najczęściej wywołuje go nasza córka Wiktoria, która bez przerwy czymś zabawnym nas zaskakuje. Poza tym bawią go polskie komedie. Klasyka gatunku, czyli bdquo;Alternatywy 4”, bdquo;Miś”.
Po wyjazdowym meczu w Bydgoszczy późno dotrzecie na święta.
Zdążymy. Zaraz po sobotnim treningu wyjeżdżamy do Warszawy. Wigilię będziemy spędzać z moimi i Pawła rodzicami.
Kiedy Paweł spotka się z ojcem, rozmawiają o czymś poza siatkówką?
O dziwo, teraz tematem numer jeden jest dom, który wykańczamy w Warszawie. Tata Pawła nadzoruje wszystkie prace. Temat siatkówki pojawia się dopiero, jak panowie omówią sprawy związane z budową. Jednak im dalej od mistrzostw, tym ich dyskusje siatkarskie są mniej żywiołowe. Przy wigilijnym stole może uda się całkiem ich uniknąć. A o północy może do rozmowy włączy się nasz kot.
Macie kota?
Nazywa się Oxford, jest czystej krwi Main Coonem. Tę rasę nazywa się bdquo;łagodne olbrzymy”. Kupiliśmy go, żeby nasza córka miała stworzenie, którym będzie się mogła opiekować, uczyć odpowiedzialności, pokory. Kot i Wiktoria pokochali się od pierwszego wejrzenia i żyją w wielkiej harmonii.
A kot i Paweł?
Trochę się bałam, bo on kiedyś niespecjalnie lubił koty. Ale wkrótce obawy minęły. Paweł sam nie spodziewał się, że zwierzak może być aż tak uroczy. Ten kot to prawie pies. Śmiejemy się teraz, że Zagumny sam jest duży i wszystko musi mieć największe. Dom, samochód, bo w takim standardowych rozmiarów mu ciasno. Nawet kota – Oxi waży chyba z 10 kg i wciąż rośnie.
Budujecie dom w Warszawie, ale Pawłowi nie gra się tu najlepiej. Na meczu z AZS Politechniką ojciec krzyczał do niego Guma zejdź, nie rób wstydu rodzinie”.
Cała drużyna nie miała szczęścia w Warszawie. Przegrywali w tie-breaku. Paweł nie ma żadnego problemu z tą halą. Myślę, że chciałby kiedyś grać dla Politechniki. A dla ojca to sprawa ambicji, Paweł zaczynał w tym klubie, on sam grał w nim i był trenerem.
Czy po sukcesach na świecie nie nęcą was raczej kluby zagraniczne?
Na razie za wcześnie, aby o tym mówić. Do końca sezonu wiele się może wydarzyć. Z prasy dowiaduję się, że Pawłem interesują się kluby rosyjskie. Bardzo chętnie wyjechalibyśmy zagranicę. Trzy lata mieszkaliśmy w Padwie i z przyjemnością wrócimy do Włoch na jakiś czas. Trochę obawiam się Rosji, ale gdyby to była Moskwa - czemu nie.
Pani również grała w siatkówkę?
Jeszcze w liceum byłam w Skrze Warszawa. Z koleżankami uczyłam tam Gosię Glinkę odbijać piłkę palcami. Potem poszłam na studia na Uniwersytecie Warszawskim i musiałam wybrać sport lub naukę, chociaż przez pięć lat grałam jeszcze w reprezentacji UW. Gdybym nie przestała poważnie traktować siatkówki, może nigdy nie spotkałabym Pawła. Poznaliśmy się właśnie w studenckim pubie.
"Mam chwilę na rozmowę, bo Paweł zajął się naszą dwuletnią córką Wiktorią" - mówi żona jednego z najlepszych polskich siatkarzy, Oliwia Brochocka-Zagumny. W rozmowie z DZIENNIKIEM opowiada o tym, co zmieniło się w jej życiu po mistrzostwach świata w Japonii i sportowych planach na przyszłość jej męża.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama