Za pieniądze kopalni "Bogdanka", która jest jedną z najbardziej dochodowych w kraju, wybudowano piękny kameralny stadion z krytymi trybunami, boisko treningowe ze sztuczną trawą, zatrudniano znanych zawodników i trenerów. W najlepszym sezonie drużyna zajęła siódme miejsce w lidze, potrafiła ograć nawet Legię w Warszawie. Pawłowi Bugale, który strzelił dającą awans "bramkę sezonu", planowano postawić pomnik... Euforia minęła.

Górnik po uszy zamieszany jest w aferę korupcyjną. Prokuratura we Wrocławiu udowadnia, że sukces podszyty był pieniędzmi wydawanymi na ustawianie meczów i przekupywanie sędziów. Wydział Dyscypliny PZPN zapowiedział, że jeszcze przed rozpoczęciem rundy rewanżowej ukarze przynajmniej trzy kluby ekstraklasy degradacją. Jeden z nich - wielu przypuszcza, że chodzi o Łęczną (drugi wariant to Arka) - zostanie wykluczony ze struktur PZPN za działalność mafijną. W praktyce oznacza to unicestwienie klubu.

"Czasem zdarza się, że człowiek nie wie, co mówi. Okazało się, że ja nie wiedziałem, co śpiewam" - powiedział DZIENNIKOWI Cugowski. "Lubelszczyzna nie jest wdzięczna. Lubelszczyzna jest zażenowana. Skoro rzeczywiście klub jest winny, to nie powinno być litości. Nie ma świętych krów. A tłumaczenie obecnych władz, że to nie oni, tylko tamci, jest śmieszne. Jeśli przejmuje się klub - to z całym inwentarzem. Szkoda jednak Górnika. Na stadion mam z Lublina ledwie 19 kilometrów, jest tam przesympatycznie, fajni kibice, piękny obiekt. Pamiętam fantastyczny mecz z Wisłą Kraków. 2:2 było, po pięknej grze. Jak się teraz okazuje, Górnik grał jednak także poza boiskiem. Smutek" - dodał Cugowski, senator PiS.

"Nie oszukujmy się, wszystkie mistrzostwa Polski, wszystkie awanse od IV ligi aż do I są bardziej lub mniej kupowane. Kto umie mniej załatwić, ten spada z ligi, kto więcej - ten się utrzymuje. I tak się dzieje nie tylko w Polsce, ale w całej Europie" - wzrusza ramionami Sylwester Czereszewski, były as reprezentacji Polski, który pod koniec kariery grał w Łęcznej.

Czarne chmury ściągnęły na Łęczną, kiedy w sierpniu ubiegłego roku zatrzymano i postawiono szereg zarzutów dwóm działaczom. Za kratki trafił Ryszard Majewski, były kierownik i masażysta zespołu. Chwilę później zatrzymano wiceprezesa klubu Bronisława Kołodziejczyka (miał odpowiadać za organizowanie pieniędzy na kupowane mecze). A oliwy do ognia już w tym miesiącu dodał aresztowany sędzia Robert Werder. Na łamach DZIENNIKA opowiedział, że przyjmował łapówki od Górnika w wysokości 10 i 15 tysięcy złotych. Najprawdopodobniej Górnik kupował też mecze jeszcze w II lidze, dzięki czemu w sezonie 2002/2003 awansował do I ligi.

"Ten masażysta to była dusza towarzystwa. Wszędzie go było pełno. Na każdy temat miał wiele do powiedzenia. Kiedyś ściąłem się z nim, bo wypowiadał się na tematy, na które nie był uprawniony. Wszyscy się go bali. Nikt nie próbował podskoczyć. Wiadomo, miał mocne plecy. Od 20 lat w klubie" - wspominał był zawodnik Górnika i reprezentacji Polski Cezary Kucharski.

"Na Rysia to ja złego słowa nie powiem. Jak mnie rozmasował, to mnie na nogi postawił. To był taki człowiek orkiestra. Do wszystkiego. I masował, i protokoły meczowe wypełniał. A jak czytam, to go potem jeszcze na głęboką wodę posłano" - opowiadał Czereszewski.

Reklama

Jak zdradził DZIENNIKOWI jeden z byłych piłkarzy Łęcznej prekursorem kupowania spotkań był wiele lat temu, jeszcze w III lidze, działacz P. "Majewski uchodził za "ucho" prezesów. Każdy z młodych, który trafiał do klubu, był ostrzegany przed jego donosami. Mistrzem intryg był trener K., który przed meczami przychodził do nas i pytał, czy mamy jakichś znajomych w zespole naszych rywali. Brał wszystkie telefony" - opowiada o korupcyjnych początkach piłkarz Górnika.

"Działacze pomagali sobie w nielegalny sposób, bo czuli, że zespół nie jest mocny. Największym problemem tego klubu był nieprofesjonalny zarząd" - wspomina już znacznie późniejsze czasy Cezary Kucharski. "W tym klubie wszystko było dalekie od standardów europejskich. Prezes sypnął groszem i myślał, że to wszystko, co jest potrzebne do gry w piłkę. Nie chcę wgłębiać się w szczegóły, ale momentami czułem się, jakbym grał w filmie "Miś" u Stanisława Berei. Jak ktoś puścił plotkę, od razu traktowali to jako prawdę. Nie zgadzam się z Sylwkiem Czereszewskim, że w Polsce wszyscy kupują i sprzedają. Wiele lat grałem w Legii i na sto procent wiem, że ustawianych meczów nie było. U nas korupcja wynika z biedy. Mało jest ludzi niezależnych finansowo. Takich, o których nikt by nie pomyślał, że do nich nie można podejść" - dodał były piłkarz Legii.

"Skoro jest biednie, to znacznie lepiej wydać pieniądze na sędziów niż na zbudowanie drużyny. Dobry piłkarz kosztuje. Trzeba za niego zapłacić, dać mu kontrakt. Taniej wychodzi skorumpowanie sędziego. W Łęcznej słyszało się o tym, co wyprawiali działacze. To była tajemnica Poliszynela. Z drugiej strony nie do końca w to wierzyliśmy. Wiadomo, małe miasteczko, ludzie różne rzeczy opowiadają, dopowiadają, chwalą się, że wszystko wiedzą. Wiem, że teraz zabrzmi to śmiesznie, ale byłem zaskoczony, kiedy aresztowano tych działaczy" - przyznał Kucharski.

Jeden z działaczy przyznaje, że opłacenie sędziów w II lidze było po prostu zwyczajowe i praktykowane niemal przez wszystkie kluby grające na własnym stadionie. Łęczna nie była żadnym wyjątkiem. "Wiadomo, jaka jest zasada. Jak czarnemu nie posmarujesz, to się później zemści i bezinteresownie skręci" - twierdził.

Niedługo przed aresztowaniem Kołodziejczyka i Majewskiego, po siedmiu latach pracy na prezesa i wiceprezesa, z działalności w Górniku zrezygnował Zbigniew Krasowski, który całkowicie poświęcił się pracy w kopalni "Bogdanka". Aby ratować twarz skompromitowanego klubu, w Łęcznej zmieniono zarząd. Wiceprezes Kołodziejczyk po wyjściu z wrocławskiego aresztu złożył dymisję. Pozostałych członków zarządu czekała weryfikacja. Symbolem i gwarantem odnowy moralnej w Górniku miał być ksiądz Janusz Rzeźnik, który wszedł do zarządu klubu. "Nie wierzę, że to się tu naprawdę działo. Tych ludzi znam od wielu lat i nie sądzę, by mogli robić rzeczy, o których piszą w gazetach" -opowiadał DZIENNIKOWI o korupcji w Łęcznej ksiądz Rzeźnik.

W podejrzanym klubie nikt nie chciał pracować. Rozpisano więc konkurs na nowego prezesa, zamieszczając w prasie kuriozalne ogłoszenia - prezesa, dyrektora i menedżera zatrudnię. Walkę o tę pierwszą posadę wygrał Marian Bulak, prezes firmy WARBO w "Bogdance", produkującej konstrukcje stalowe. Przed świętami Bożego Narodzenia okazało się jednak, że Bulak kiepsko nadaje się na uzdrowiciela Górnika. Prokuratura zajęła się bowiem jego działalnością z lat 90., kiedy naraził na olbrzymie straty Lubelską Fabrykę Maszyn Rolniczych. Bulak może więc szybko stracić stanowisko prezesa...

W Łęcznej zawsze działy się dziwne rzeczy. Dzięki temu głośno było o nim we wszystkich mediach. Latem 2004 roku Polskę zbulwersowała sprawa obecnego reprezentanta Polski - Grzegorza Bronowickiego. Piłkarz awanturował się w knajpach w Łęcznej, żona Monika na jego wybryki skarżyła się policji. Piłkarz, który wcześniej przez wiele miesięcy pracował jako górnik w kopalni "Bogdanka", został odsunięty od pierwszej drużyny. Karierę uratował mu wówczas trener Bogusław Kaczmarek, który szybko przywrócił go do składu i tak pokierował, że teraz Leo Beenhakker nie wyobraża sobie kadry bez Bronowickiego.

Pół roku później kolejne dziwne zdarzenie. Na zgrupowaniu w tureckim Aksum koło Antalyi działacze nieźle się zabawiali. Było tak wesoło, że nikt nie zauważył, kiedy z okna z piątego piętra hotelu "Kremlin Palace" wypadł lekarz klubowy - Krzysztof Bojarski. Od godziny 22 do 8 rano leżał pod balkonem z połamanymi nogami i uszkodzonym kręgosłupem. Wył z bólu i wołał o pomoc, ale pijane towarzystwo nie słyszało jego krzyków. Były to najgorsze chwile jego życia. Bał się, że nie przeżyje zimnej i deszczowej nocy. Zarzekał się, że nie był pijany i nie wypadł z okna, tylko potknął się podczas... wieczornego joggingu.

Barwną postacią w Górniku był także Ukrainiec Walerij Sokolenko. Jesienią po wygranej z Wisłą Płock 2:1 Sokolenko postanowił uczcić swoją dobrą grę i gola kilkoma głębszymi. Bawił się w jednej z lubelskich dyskotek. O 2 w nocy wrócił pijany do domu w Łęcznej i odkrył, że zgubił klucze. Postanowił więc włamać się do własnego mieszkania. Cegłą wybił szybę w drzwiach balkonowych, dostał się do środka i usnął. Szybko został jednak obudzony przez policję, którą wezwali zaniepokojeni sąsiedzi.

"Ten klub zawodnicy spoza Lubelszczyzny traktowali jak tramwaj. Wsiadali do niego i wysiadali" - wspomina były trener Górnika Bogusław Kaczmarek, obecnie asystent Leo Beenhakkera. "Trzeba było trzymać się takich zawodników, jak Bronowicki, Szałachowski, Sołdecki, Stefaniuk, Pawelec, Oziemczuk. Młodych chartów z tamtego regionu, rdzennych lubelaków. Tymczasem polityki transferowej nie było tam żadnej. Pan Kwiatkowski, który pełnił funkcję menedżera, nie miał nic do powiedzenia. Górnik na Lubelszczyźnie to jest taki samotny biały żagiel. Przecież poza tym klubem nie ma tam nic. W 25-tysięcznym miasteczku jest w stanie przyjść na mecz siedem tysięcy ludzi. To jest zjawisko kulturowe. Do teatru czy opery przez rok tylu nie przyjdzie. Jestem za tym, aby surowo karać, ale nie wolno czegoś takiego unicestwić. Przecież tam trenuje dwustu młodych chłopaków. Ktoś się powinien opanować" - mówi Kaczmarek.

Wiele wskazuje na to, że Górnika może uratować jedynie cud. A to w Łęcznej wcale nie jest takie rzadkie.W mieście żyje 65-latek, który upił się kiedyś i zasnął na torach. Przeżył, choć przejechały po nim trzy pociągi...