Stadion Olimpijski w Berlinie. Ostatni strzał ostatniego meczu ostatnich piłkarskich mistrzostw świata. Ponad miliard kibiców na całym świecie z zapartym tchem obserwuje Davida Trezegueta. Ten na miękkich nogach i z miną skazańca podchodzi do piłki. Chwilę później jest po wszystkim. Trezeguet bramki nie strzelił i pogrążył swoją doskonałą drużynę. Francja popadła w rozpacz, Włochy oszalały z radości.
Gdy w latach 70. piłkarskie władze - wpierw FIFA, a potem UEFA - zdecydowały o rozstrzyganiu remisowych meczów seriami rzutów karnych, zapewne nie spodziewały się nawet, jaki horror fundują kibicom i piłkarzom. Serie karnych, pomyślane jako środek ostateczny w wyjątkowej sytuacji, stają się regułą w imprezach rangi mistrzowskiej. Tak wyłoniono ostatniego piłkarskiego mistrza świata i dwóch półfinalistów oraz dwóch półfinalistów ostatnich mistrzostw Europy.
Czołowe drużyny wprowadziły więc ten jakże prosty element piłkarskiej sztuki do codziennego treningu. Efekt? Żaden. Na treningach piłkarze strzelają karne z niemal stuprocentową skutecznością, a w czasie meczu - haniebnie pudłują. Nic dziwnego, że trener Anglików Glen Hoddle przed Mundialem 1998 oświadczył, że całkiem rezygnuje z ćwiczenia karnych - bo i tak na treningu nie da się odtworzyć atmosfery i napięcia prawdziwego meczu. Buńczucznie zapowiadał, że będzie zwyciężać w normalnym czasie gry. No i oczywiście Anglia odpadła wtedy po serii rzutów karnych.
Ponieważ nie pomagały ani trening, ani zaklinanie rzeczywistości, za sprawę karnych wzięli się naukowcy. Profesor Geir Jordet, psycholog sportowy z holenderskiego Uniwersytetu Groningen, przeanalizował całą dokumentację z najważniejszych imprez świata od 1976 roku począwszy. Uzbierało się 41 meczy rangi mistrzowskiej, rozstrzyganych karnymi - łącznie 409 "jedenastek". To całkiem dobra próbka statystyczna.
W pierwszym rzędzie sucha statystyka dowodzi, że na skuteczność strzałów nie ma wpływu stan fizyczny strzelającego zawodnika. Nieistotne jest więc np. zmęczenie (czy piłkarz grał cały mecz, czy dopiero wszedł z ławki rezerwowych), jego wiek, doświadczenie, pozycja na boisku. Tego akurat można się było spodziewać. Nieco dziwniejszy wydaje się fakt, że nie ma znaczenia także miejsce meczu - przed własną czy obcą publicznością.
Bardzo wyraźna jest natomiast zależność miedzy skutecznością strzału a jego stawką. Im więcej od strzału zależy, tym większe prawdopodobieństwo skuchy. Gdy jest to pierwszy strzał karny w serii - jedynie 13% piłkarzy pudłuje (bo pozostają jeszcze cztery strzały). Gdy jest to już czwarty strzał w serii, prawdopodobieństwo skuchy rośnie dwukrotnie - do 27%. A gdy jest to strzał ostatniej szansy (kiedy pudło oznacza przegraną) prawdopodobieństwo sukcesu spada do zaledwie 52%! Co ciekawe, takiego stresu nie przechodzą strzelcy bramek wygrywających (czyli, gdy trafienie wygrywa, ale skucha nie grzebie jeszcze szans drużyny) - skuteczność sięga wtedy aż 93%.
Najdziwniejszy wnioskiem profesora jest to, że przy strzelaniu karnego nie wolno się spieszyć! Profesor stwierdził, że wśród tych piłkarzy, którzy tylko ułamek sekundy szykowali się do kopnięcia piłki, odsetek pudeł sięgał 37%. Wśród tych, którzy podchodzili do strzału z większym namaszczeniem, procent ten był prawie dwa razy mniejszy (19%).