W tym sezonie jest niepokonana, a rozpoczęła go od imponującego wyniku - w lutym ustanowiła halowy rekord kraju, pchając kulę na odległość 21,70 m i wskakując jednocześnie na trzecie miejsce światowej listy wszech czasów. W marcu zdobyła w stolicy Kataru Dausze tytuł halowej mistrzyni świata, a potem zwyciężała w mityngach Diamentowej Ligi w Szanghaju, Gateshead, Paryżu i Monako.

Reklama

Przez kilka ostatnich sezonów Białorusinka pozostawała w cieniu złotej medalistki olimpijskiej z Pekinu (2008) i mistrzyni świata z Berlina (2009) Nowozelandki Valerie Vili. Ale sytuacja się zmieniła. "Traktuję teraz wszystko w moim życiu dużo bardziej poważnie niż kilka lat temu. Zmieniłam technikę pchania, ale również styl życia. Nie ma już w moim planie dnia dyskotek, chodzę wcześniej spać" - zaznaczyła Ostapczuk. "Wszystko jest dla ludzi, zabawy również, zwłaszcza gdy jest się młodym. Jednak są jakieś granice, a ja je często przekraczałam, wychodząc z dyskotek o świcie" - dodała w rozmowie z PAP.

Tegoroczne sukcesy oparte są na czymś więcej niż ucięciu nocnych wypadów do klubów. Dzięki trenerowi Aleksandrowi Jefimowie ma teraz bardziej profesjonalną technikę doskoku w kole. Zimowe zajęcia w kiepsko wyposażonych obiektach w Mińsku, gdy temperatura na zewnątrz wynosiła minus 30 stopni Celsjusza, wymagały żelaznej dyscypliny.

Urodzona w małym miasteczku Stolin, leżącym przy granicy z Ukrainą, Ostapczuk siłę odziedziczyła po dziadku, dobrze zbudowanym pracowniku rolnym. Jej sportowa pasja zaczęła się od koszykówki. Mając 13 lat dostała atrakcyjną propozycję od profesjonalnego klubu. To jednak wiązało się z przeprowadzką, na którą matka się nie zgodziła, chcąc mieć córkę blisko siebie. Koszykarska strata stała się lekkoatletyczną wygraną. Naturalną siłę zauważyli trenerzy i w wieku 17 lat Ostapczuk zadebiutowała na międzynarodowej imprezie - w mistrzostwach świata juniorów (Annecy 1998) zdobyła złoty medal wynikiem 18,23. W następnych latach dopisywała do listy kolejne sukcesy.

W poprzednich mistrzostwach Europy w Goeteborgu w 2006 r. oddała najwyższy stopień podium rodaczce Natalii Michniewicz, bowiem pchnęła kulę o ...centymetr bliżej. Teraz, na Stadionie Olimpijskim na Wzgórzu Żydowskim, zamieniły się miejscami. Gdy wróciła do hotelu, czekał już na nią telegram z pozdrowieniami i gratulacjami od prezydenta Aleksandra Łukaszenki oraz ministra sportu Olega Kachana. Ostapczuk jest na Białorusi gwiazdą, a pchnięcie kulą w kobiecym wydaniu staje się narodową specjalnością. Na pytanie, czy tęskni za dyskotekami, odpowiedziała: "Czasami tak. Sporadycznie na nie chodzę, ale po zakończeniu sezonu".