Martin wyprzedził o 20 sekund grupkę dziewięciu kolarzy, którą przyprowadził Słoweniec Grega Bole. Trzeci był Sylwester Szmyd z ekipy Liquigas, a ósmy - lider reprezentacji Polski Marek Rutkiewicz.
Piąty, królewski etap prowadził z Jastrzębia Zdroju na górę Równica. Tylko 149 kilometrów, ale ostatnie cztery to bardzo sztywny - jak mawiają kolarze - podjazd do mety, ze średnim kątem nachylenia prawie 8 procent. "Równica to jedna z trudniejszych gór w Polsce" - mówił przed startem Sylwester Szmyd, który nie ukrywał, że właśnie na tym podjeździe będzie atakować.
Zanim kolarze dojechali do Równicy, porządnie się zmęczyli, wjeżdżając pięciokrotnie na Zameczek na Zadnim Gronie w Wiśle-Czarnej, w pobliżu zbudowanej jeszcze przed wojną górskiej rezydencji prezydenta RP. Wyznaczona na Zameczku premia górska oblepiona była kibicami, z których większość dotarła na nią na rowerach. Również bardzo dużo kibiców przybyło na Równicę.
Tylko na pierwszych kilometrach kolarze jechali spokojnie. Po lotnej premii w Skoczowie zaatakowali z peletonu Maciej Bodnar z Liquigasu, Słoweniec Borut Bozic i Brytyjczyk Ben Swift. Dwie premie na Zameczku wygrał Bozic, trzecią - Bodnar, a czwartą - jadący w koszulce najlepszego +górala+ Holender Johnny Hoogerland, który doścignął czołówkę razem z Mateuszem Taciakiem z reprezentacji Polski i Hiszpanem Xavierem Tondo.
Uciekających kolarzy peleton doścignął przed piątą premią na Zameczku, która padła łupem Rutkiewicza. Kolarz reprezentacji Polski miał dodatkową motywację - na mecie czekała na niego znana kolarka górska, a prywatnie narzeczona - Anna Szafraniec. Na zjeździe do Ustronia poszarpane grupki połączyły się w peleton liczący około 60 kolarzy. O losach etapu miał więc zdecydować podjazd na Równicę. Trzy i pół kilometra przed metą mocno nacisnął na pedały Martin. Akcja Irlandczyka, początkowo zlekceważona, okazała się rozstrzygająca. Nie było chętnych do pościgu, a gdy już się znaleźli, było za późno. Grupka pościgowa, w której jechało dwóch najsilniejszych Polaków - Szmyd i Rutkiewicz, straciła na mecie do Martina 20 sekund.
"Wyścig nie jest jeszcze rozstrzygnięty - skomentował Szmyd. - Na Martina zwróciłem uwagę już wczoraj, to mocny zawodnik. Gdy uciekł, tylko ja goniłem, ale nie miałem żadnego wsparcia. Trzecie miejsce nie jest złe i wszystko może się jeszcze zdarzyć. Na +papierze+ jutrzejszy etap być może jest łatwiejszy, ale dłuższy i na mecie na pewno będą spore różnice".
Martin nie ma na koncie zbyt wielu sukcesów, ale był m.in. drugi w należącym do ProTour wyścigu Dookoła Katalonii. Liderem amerykańskiej ekipy Garmin-Transitions w Tour de Pologne wydawał się być Tom Danielson, który pojawił się na czele rozciągniętego peletonu na początku najtrudniejszego odcinka na Równicę. Zza pleców Amerykanina zaatakował jednak Irlandczyk.
"Przyjechałem tutaj dziś rano zrobić rekonesans trasy. Bardzo mi pasowała. Miałem mocną nogę i zaatakowałem. O tym, czy wygram wyścig, zdecyduje jutrzejszy etap. Stawka jest bardzo silna. Najgroźniejszy będzie Szmyd, który jedzie przed własną publicznością" - powiedział Martin.
W sobotę etap z Oświęcimia do Bukowiny Tatrzańskiej (224 km), gdzie meta będzie usytuowana również pod górę.