Jak w kilkanaście minut zarobić 147 tys. funtów? Wystarczy zdobyć maksymalnego breaka w snookerowych mistrzostwach świata. Czyli w jednym podejściu na przemian z czarną wbić wszystkie czerwone bile, a potem jeszcze w odpowiedniej kolejności oczyścić stół z sześciu bil kolorowych. To daje 147 punktów i ekstrapremię wypłacaną przez organizatorów. Oczywiście dla przeciętnego śmiertelnika jest to zadanie niewykonalne, ale jest w Polsce kilku, może nawet kilkunastu graczy, którzy za kilka lat mogą zdobyć tzw. maksa.
Polski snooker ma szansę powtórzyć fenomen skoków narciarskich albo wyścigów F1, które dzięki sukcesom Adama Małysza oraz Roberta Kubicy stały się sportami narodowymi. W krajowej czołówce są młodzi gracze, którzy wciąż mają potencjał, by podnosić swoje umiejętności. Na świeżą krew czeka także Światowa Federacja Snookera, która chce dokonać wymiany pokoleniowej graczy i przygląda się Polsce. Ponadto każdy sportowy sukces Polaka przyciąga morze sponsorów i reklamodawców, czyli pieniądze. Teraz pozostaje poskładać te puzzle w całość.

Młoda krew

Historia polskiego snookera sięga początku lat 90. i prowadzi do Wrocławia. To tam w 1992 r. powstał pierwszy klub, w którym można było się zmierzyć z rozstawionymi na stole piętnastoma czerwonymi bilami i sześcioma tzw. kolorowymi. Kilka miesięcy później kolejne powstały w Lublinie i Zielonej Górze, potem Kaliszu i Warszawie. W 1993 roku zostały rozegrane pierwsze mistrzostwa polski, do których zgłosiło się 40 graczy. Także w tym samym roku Urząd Kultury Fizycznej i Sportu wpisał snookera do rejestru dyscyplin sportowych.
Reklama
Dziś w rankingowych turniejach grywa regularnie około 300 graczy. Jest też ponad 70 klubów, w których w snookera można po prostu pograć dla rozrywki. Jednak największym sukcesem jest to, że udało się wychować młodych zawodników, którzy zaczynają zostawiać w tyle bardziej doświadczonych rywali. Mistrzem Polski jest 18-latek Michał Zieliński, który zaczął trenować w wieku 12 lat. Już po dwóch latach był najlepszym graczem w grupie zawodników do lat szesnastu i wicemistrzem Polski w grupie do lat 21. W 2008 r. został mistrzem Polski w kategoriach do lat 16, 19 oraz 21. W kategorii otwartej został brązowym medalistą Polski. Rok później był już mistrzem Polski i obronił ten tytuł w tym roku. – Jeżeli spojrzeć na ścisłą czołówkę polskich rankingów, coraz więcej w niej nastolatków – mówi „DGP” Radosław Biernacki, prezes Polskiego Związku Snookera i Bilarda Angielskiego.
Tu jednak pojawiają się problemy. Ci młodzi zawodnicy za chwilę nie będą mieli z kim trenować. W Polsce nie ma akademii snookera, gdzie szlifuje się umiejętności w sparingach z najlepszymi graczami na świecie. Takie szkoły są na Wyspach Brytyjskich, ale nauka w nich słono kosztuje. – Wyjazdy utalentowanym graczom sponsorują rodzice. Nie wszystkich na to jednak stać – podkreśla Biernacki. Polski Związek Snookera też nie ma na to środków, bo z resortu sportu dostaje około 100 tys. zł rocznej dotacji. A żeby znaleźć się w światowej czołówce, trzeba grać z najlepszymi. Kilka godzin dziennie, codziennie, i tak przez kilka lat.

Polska na celowniku

Swoje największe triumfy snooker święcił na Wyspach Brytyjskich w latach 80. ubiegłego wieku. W trakcie potyczek mistrzów pustoszały ulice, bo miliony Brytyjczyków zasiadały przed telewizorami. Z czasem popularność snookera zaczęła maleć. Wtedy Światowa Federacja Snookera wybrała na swojego prezesa Barry’ego Hearna – jednego z autorów sukcesu tej gry w latach 80.



– Hearn dostrzegł, że snooker ma ogromną widownię poza Wyspami, dlatego postanowił się zająć promocją tego sportu w tej części Europy – opowiada „DGP” Przemysław Kruk, komentator snookera w polskim Eurosporcie. Mało kto wie, że jest to jedna z najchętniej oglądanych przez Polaków dyscyplin sportu. Snookerowe turnieje przyciągają przed ekrany telewizorów nawet 100 tys. widzów. Nieco lepsze wyniki mają zawody tenisowe, ale pod warunkiem że gra w nich Agnieszka Radwańska. – To fenomen, bo do tej pory w żadnym poważnym turnieju snookera nie zagrał Polak – podkreśla Kruk.
Hearn wie, że tam, gdzie jest oglądalność, są sponsorzy i reklamodawcy. Jednym słowem są pieniądze. I to duże. Polska, Niemcy, Czechy, a nawet Hiszpania to kraje z dużą oglądalnością snookera, a zupełnie przez ten sport niezagospodarowane. To dlatego w tym roku aż sześć turniejów zostało rozegranych poza granicami Wysp. Niestety żaden w Polsce. Cztery trafiły do Niemiec, jeden do czeskiej Pragi, jeden do Belgii. – To dziwne, bo nie było żadnych przeszkód, by choćby jeden odbył się np. w Warszawie. Gościliśmy już zawodowców, więc szlaki były przetarte. Podejrzewam, że komuś w polskim związku zabrakło inicjatywy – dodaje Kruk. O tym, że można do nas ściągnąć światowej klasy graczy, świadczy przykład Marcina Nitschkego, który na początku listopada w Zielonej Górze organizuje pokazowy turniej Hot Shot Masters. Gwiazdami imprezy będą Mark Selby i Ding Junhui. Obaj z pierwszej dziesiątki światowego rankingu.
Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego Światowa Federacja Snookera wychodzi poza granice Wielkiej Brytanii. Szuka młodych utalentowanych graczy. Ci najlepsi mają już ponad trzydzieści lat i w ogromnej części pochodzą z Wysp. A przez to, że popularność snookera w ostatnich latach była tam niewielka, nie dostali zmiany pokoleniowej.

Reklama i sponsorzy

– Kibiców można podzielić na trzy grupy. Najliczniejsza to ta, która ogląda imprezy sportowe na światowym poziomie, w której występują Polacy – wyjaśnia Natalia Pałka-Urban, ekspert z dziedziny marketingu sportowego. Sport, w którym Polacy zaczynają odnosić sukcesy, natychmiast staje się dyscypliną narodową, choć wcześniej nikt się nim nie interesował. Przykłady można mnożyć. Skoki narciarskie z fenomenem Adama Małysza, pływanie z sukcesami Otylii Jędrzejczak, biegi narciarskie z bezkonkurencyjną Justyną Kowalczyk, Formuła 1 z Robertem Kubicą, dzięki któremu Renault sprzedaje w Polsce więcej samochodów. Ich rywalizację przed telewizorami śledzą miliony Polaków, o czym wiedzą doskonale sponsorzy i reklamodawcy, robiąc wszystko, by ich logo było widoczne na kostiumie sportowca lub w jego otoczeniu. Podobnie byłoby ze snookerem, gdyby nasz rodak zaczął odnosić w nim sukcesy.
Ten sport ma jeszcze jedną zaletę. Obok golfa czy tenisa postrzegany jest jako konkurencja ekskluzywna. – Takie dyscypliny przyciągają producentów rzeczy luksusowych, którzy w zamian za logo bądź umieszczenie marki w nazwie turnieju chętnie go organizują i sponsorują zawodników – wskazuje Pałka-Urban. Dlaczego? Sporty elitarne przyciągają określony typ widowni, który najczęściej pokrywa się z odbiorcami ich produktów. – Producent luksusowych zegarków czy samochodów organizuje turniej tenisa czy snookera, bo po jego zakończeniu zaprosić do swojego stoiska zrelaksowanego biznesmena i opowiedzieć mu o swoim produkcie – tłumaczy.
Choć Polska liga dopiero raczkuje, już cieszy się wielkim zainteresowaniem. Najprawdopodobniej w przyszłym roku będzie miała poważnego sponsora. To duża międzynarodowa firma z branży informatycznej. – Jesteśmy jeszcze w trakcie negocjacji, więc nie mogę zdradzać jej nazwy. Mogę jednak zapewnić, że turnieje będą bardziej dynamiczne i rozpoznawalne – zapewnia Biernacki. A to oznacza jeszcze więcej kibiców, sponsorów i reklam. I pieniędzy.