Trener siatkarzy Raul Lozano to Argentyńczyk, z kolei trener siatkarek Marco Bonnitta jest Włochem. No i w końcu pan jest Holendrem. Wygląda na to, że zagraniczni trenerzy i polscy sportowcy to gwarancja sukcesu...
Oczywiście, że to dobre połączenie. Następuje wymiana myśli, możemy się czegoś od siebie nauczyć. To doskonałe doświadczenie dla zawodników, ale i dla trenerów. Gdy zaczynałem swoją karierę, sporo jeździłem po Europie. Byłem we Włoszech, w Niemczech, w Anglii, sporo czytałem, uczyłem się. W każdym kraju można się czegoś dowiedzieć, poznać coś nowego. Ale tak naprawdę, to nie jest kwestia tego, że ktoś ma jakiś konkretny paszport, tylko tego, że jest się dobrym trenerem czy złym. No i czy jest się na czasie.

Jak dzisiaj reagują na pana polscy trenerzy? Wciąż alergicznie?

Teraz jest zdecydowanie lepiej. Na początku pojawiały się problemy, bo byłem pierwszym od lat zagranicznym trenerem. Trochę byli źli, ale nie traktowałem tego osobiście. To normalne zachowanie.

Normalne? W innych krajach też tak było?
Cóż, rzeczywiście w innych krajach nie było takiego problemu. Ale myślę, że wszyscy zrozumieli, że nie ma znaczenia czy jesteś z Polski, czy z Holandii. Ludzie jeżdżą po całym świecie za pracą. Wystarczy spojrzeć na naszą grupę eliminacyjną. Anglik jest trenerem Finlandii, Szkot był trenerem Armenii, w Kazachstanie tak jak w Polsce jest Holender, w Portugalii Brazylijczyk, a w Serbii Hiszpan. Proszę zobaczyć, ile osób z Polski pracuje w Anglii czy Holandii. Dlaczego ja nie miałbym pracować w Polsce?

Trochę czasu zajęło zanim udało się wam porozumieć.

Może, ale mamy teraz poprawne relacje. Wszyscy zdają sobie sprawę, że mamy ten sam cel, walczymy o poprawę jakości w polskiej piłce. Jeśli jakiś szkoleniowiec chce skorzystać z mojego doświadczenia, zawsze jestem otwarty. Ostatnio we Frankfurcie na zgrupowaniu kadry był trener Zagłębia Lubin, wcześniej inni trenerzy.

Kontakty z zagranicą wpływają na modyfikację polskiego stylu gry?
Kiedyś mówiłem, że nie ma czegoś takiego jak polski styl gry. Staram się wprowadzić w Polsce styl uniwersalny. Jeśli chce pan zobaczyć styl gry konkretnego kraju, to trzeba udać się na mecz trzecioligowy. W najwyższych ligach w klubach jest tak mało rodzimych zawodników, że nie ma mowy o stylach narodowych.

Takie wynarodowienie futbolu to dobra rzecz dla jego rozwoju?
Zdecydowanie tak. Piłka nożna osiągnęła dzisiaj fantastyczny poziom, najlepszy jaki kiedykolwiek był. Zresztą doskonale widać to po zainteresowaniu futbolem. Cały czas jest większe, stadiony są pełne.

Ale nie u nas. Kiedyś polska piłka była jedną z lepszych. Dzisiaj nasi trenerzy nie liczą się w świecie. Według pana, człowieka z zewnątrz, dlaczego tak się stało?
To jest zbyt trudne pytanie. Nie wiem. Było znakomicie i nagle się skończyło. Może dlatego, że piłka jest teraz zupełnie inna niż kiedyś. Kiedy my w 1974 i 1978 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo świata, potraktowaliśmy to jako początek nowej ery w holenderskiej piłce. Postawiliśmy na szkolenie młodzieży, rozwój klubów. Nie żyjemy historią i być może to jest odpowiedź.

Co musi robić trener piłkarski, by być dobrym strategiem? Gra pan w gry strategiczne?
Właściwie jedyne w co gram to szachy, ale za to dość często. Pozwala mi to całkowicie zapomnieć o piłce. Czy można w jakikolwiek sposób przełożyć mecz szachowy na piłkarski? Jest pewna wspólna cecha. To umiejętność analizowania. Jeśli chcesz być dobry w szachach, musisz przewidywać ruchy rywala i to o kilka posunięć do przodu. Musisz też być konsekwentny. Jeśli coś zawalisz, trudno to odrobić. Kiedy przygotowuję się do meczu piłkarskiego, staram się rozgrywać go kilka razy w mojej głowie. Tak, jak moje ruchy na szachownicy.

I pewnie zawsze pan w myślach wygrywa?
Nie, bo nie chodzi o wynik. Staram się przewidzieć ruchy trenera drużyny przeciwnej. Jeśli wiem, co on może zrobić i mam na to gotową odpowiedź, to wtedy jest to ważny krok do sukcesu. Niestety czasami plan okazuje się niewypałem, jeśli - jak w meczu z Finlandią - co najmniej pięciu zawodników gra znacznie poniżej swoich możliwości.
To jakaś epidemia?
Cóż, po prostu są ludźmi i mogą mieć gorszy dzień. Nie potrafię inaczej tego wytłumaczyć.

Na zachodzie nagle zrobiło się spore zainteresowanie polskimi piłkarzami. Przecież nasza liga jest tak samo przeciętna jak była.
Nie wiem dlaczego akurat teraz, być może ze względu na kadrę, ale było kwestą czasu, kiedy menedżerowie z wielkich klubów zainteresują się polską ligą. Efekty są niezłe. Pięciu zawodników z mojej kadry trafiło w ciągu roku do lig zagranicznych. Żeby tylko jeszcze grali regularnie...



























Reklama