ZA - srebrny medal mistrzostw świata
Po 30 latach oczekiwania polscy siatkarze wreszcie stanęli na najwyższym podium ważnej imprezy. Po kapitalnym występie na turnieju w Japonii nikt w kraju nie miał wątpliwości - ojciec sukcesu jest jeden i nazywa się Raul Lozano. W Polsce Argentyńczyk był noszony na rękach, kochali go kibice i zawodnicy. O tym, jak sprawił, że wreszcie coś zmieniło się w grze biało-czerwonych, że wreszcie nie są skazani na przeklęte piąte miejsca, opowiadać musiał nie tylko w niezliczonych wywiadach, ale nawet podczas wizyty w Pałacu Prezydenckim, gdy odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski. Lozano stał się prawdziwym bohaterem, rozpoznawanym na ulicach i działającym na wyobraźnię w stopniu niewiele mniejszym niż Adam Małysz. Mało kto przypominał, że o sukcesie w Japonii zecydował jeden jedyny mecz, po którym Polacy, w przypadku porażki, znaleźliby się poza strefą medalową. Przegrywali już 0:2 z Rosją, by ostatecznie wygrać 3:2 i znaleźć się w czwórce najlepszych drużyn świata. Tak mało, kilka piłek, dzieli w dzisiejszej siatkówce wielkich zwycięzców od największych przegranych. W Japonii Polska triumfowała, triumfował Lozano. Jeśli ma jeszcze kiedyś cieszyć się tak, jak w Tokio - powinien zostać - sugeruje DZIENNIK.

Reklama

PRZECIW - klęska w mistrzostwach Europy
Po świetnym turnieju w Japonii mistrzostwa Europy miały być tylko potwierdzeniem wielkiej klasy reprezentacji Polski i jej trenera. 10 miesięcy wystarczyło jednak, by wszystko się zmieniło. Siatkarze wypadli w Moskwie kompromitująco, przegrywając wszystko, co tylko można było przegrać. 11. miejsce oznaczało nie tylko najgorszy występ w historii, ale również brak kwalifikacji do Pucharu Świata, z którego najłatwiej dostać się do igrzysk. Z tamtej porażki Lozano tak naprawdę rozliczony nie został. Wystarczyły powtarzane przy okazji każdej porażki argumenty o braku czasu na przygotowania. Dobrym alibi okazały się również kontuzje dwóch filarów kadry Piotra Gruszki i Mariusza Wlazłego. Nie podjęto wtedy także poważnej rozmowie o "zatruciu srebrem" niektórych graczy, a przede wszystkim samego Raula Lozano, który po japońskim mundialu zaczął być jeszcze bardziej pewny siebie niż wcześniej. Głosy, że nie akceptuje ani krytyki, ani dyskusji, ani zdania zawodników, nie były specjalnie słyszalne. Tymczasem koncepcja rządów twardej ręki, która sprawdziła się świetnie wcześniej, przestała przynosić efekty. Jeśli zawodnicy nie akceptują takiego stylu pracy - Lozano powinien odejść.

ZA - 14 kolejnych wygranych w Lidze Światowej
Takiej passy nie miał nikt i pewnie mieć już nie będzie. Siatkarze Raula Lozano wygrywali jak maszyny, przekonując wszystkich, że są nie do pokonania. Polska wyrobiła sobie tymi zwycięstwami jeszcze lepszą markę, ugruntowała pozycję. Pytanie tylko, jakie były koszty 12 zwycięstw w fazie interkontynentalnej? Inne drużyny bardziej oszczędzały swoje gwiazdy, a trenerzy myśleli o turnieju finałowym, wiedząc, że kolejne triumfy w fazie grupowej poza prestiżem i pieniędzmi - a kilkaset dolarów na głowę za jedno zwycięstwo motywem być przecież nie mogło - nic im nie dają. Polska miała jako gospodarz finałowego turnieju start w Katowicach zapewniony. W Spodku wypadła jednak słabo, czwarte miejsce trzeba uznać za porażkę. Jeśli jednak nasi siatkarze znów zaczną śrubować serię zwycięstw, teraz tuż przed turniejem w Pekinie i na igrzyskach - Lozano powinien zostać.

PRZECIW - przegrane turnieje finałowe Ligi Światowej
W Belgradzie w 2005 roku Polska zajęła czwarte miejsce w turnieju finałowym po dwóch porażkach w dramatycznych tie-breakach. Rok później nie udało się siatkarzom awansować z powodu regulaminu FIVB, zgodnie z którym lepszy stosunek małych punktów był ważniejszy niż stosunek setów. Trzeba jednak pamiętać, że o tych zasadach kwalifikacji, w przypadku równej liczby zwycięstw dwóch zespołów, wszyscy wiedzieli wcześniej, więc nikt Polakom nie bronił walczyć o każdą piłkę. W zeszłym roku w Katowicach Raul Lozano mógł wybrać sobie grupę eliminacyjną (bo o losowaniu nie było mowy) i postawił na minimalizm, umieszczając swój zespół razem ze słabszymi Francją i USA, a nie z Brazylią, Rosją i Bułgarią. To oznaczało bardzo prawdopodobny awans do półfinałów, ale tam spotkanie z potentatem. Zgodnie z oczekiwaniami do finału weszła Brazylia i Rosja. My po przegranym półfinale znów zagraliśmy z USA i tym razem przegraliśmy w walce o trzecie miejsce. I to już była poważna wpadka. Jeśli ma ich być więcej, a myśleć mamy minimalistycznie - Lozano powinien odejść.

ZA - poprawa gry i umiejętności polskich siatkarzy
Nie ma żadnej dyskusji - polscy siatkarze grają lepiej, odkąd ich trenerem został Raul Lozano. Długie przygotowania przedmundialowe w Spale przyniosły efekty nie tyle dobre co wręcz rewelacyjne, właściwie wszyscy podnieśli swoje umiejętności. Ciężka praca zaowocowała sukcesem, więc i chęć do niej pozostała - zawodnicy zobaczyli, że Argentyńczyk może ich wiele nauczyć. Polacy przekonali się, jak można poprawić grę w defensywie i do jakiej perfekcji doprowadzić system blok-obrona choćby podczas mistrzostw świata w Japonii, gdzie zostali uznani za rewelację. Dziewięć kolejnych wygranych do zera to nie był żaden przypadek, a efekt świetnej postawy na boisku i ogromnej pewności siebie, która pozwalała wygrywać nawet emocjonujące końcówki, co wcześniej - i obecnie niestety - było największym kłopotem naszej ekipy, zdolnej przegrać nawet wygrany mecz. Dobry siatkarz, świetnie przygotowany, jest jednak spokojny i pewny siebie. Polacy po długiej pracy z Argentyńczykiem byli przygotowani znakomicie. Jeśli podobnie będzie w Pekinie - Lozano powinien zostać.

PRZECIW - zbyt długa nieobecność w Polsce
Zobaczyć Raula Lozano na meczach Polskiej Ligi Siatkówki to naprawdę spory wyczyn. Nie jeździ rozmawiać z zawodnikami, nie pyta o formę potencjalnych kadrowiczów klubowych trenerów. Nie prowadzi konsultacji, nie ogląda meczów na żywo. Broni się tym, że będąc na swoim ranczo w Argentynie, jest na bieżąco z rozgrywkami, że ogląda zapis meczów, które może spokojnie przeanalizować. To jednak nie to samo co oglądanie ligi z trybun. Trener reprezentacji Polski powinien częściej bywać w Polsce. To jest fakt, z którym trudno dyskutować. Pomijając nawet to, że obecność selekcjonera dodaje meczom prestiżu, może też wpływać na podniesienie wartości ligi. Tymczasem Argentyńczyka na większości meczów nie ma. Nie było go także na trzech z pięciu ostatnich spotkań finałowych, bo po konflikcie z działaczami Skry stwierdził, że do Bełchatowa jeździć nie będzie. Jeśli Lozano nadal zamierza być tak małostkowy i mieć tak mały kontakt z PLS - powinien odejść.

ZA - niezły sportowy poziom gry w Izmirze
Kluczowe dla decyzji pozostania Raula Lozano na stanowisku selekcjonera powinno być zdanie zawodników. Jeśli chcą umierać za swojego trenera, nie ma sensu nawet rozmawiać o zmianie. Jeśli jednak go nie popierają i przestali mu ufać - Polska ma problem. W turnieju kwalifikacyjnym w Izmirze nasi siatkarze grali naprawdę dobrze. Było w nich więcej sportowej złości niż podczas jakiegokolwiek innego turnieju od lat, walczyli ze swoimi słabościami i problemami zdrowotnymi, wspólnie przeżywali porażki i cieszyli się ze zwycięstwa nad Włochami. Byli prawdziwym zespołem. Jeśli tak będzie wyglądała ich postawa w kwalifikacjach interkontynentalnych i podczas igrzysk w Pekinie - Lozano powinien zostać.

Reklama

PRZECIW - przegrana w Izmirze
Za wrażenia artystyczne nikt w siatkówce punktów nie daje. Fakty są zaś takie, że Polska dwa razy w Turcji przegrała, zwyciężając tylko jeden raz. O ile Hiszpania, szczególnie po długich przygotowaniach do Pucharu Świata, jest rywalem trudnym, o tyle z Holandią przegrać zwyczajnie nie wypadało. Holendrzy pokonali tylko Polskę i rezerwy Hiszpanów, którym zresztą specjalnie na zwycięstwie z "Oranje" nie zależało. Błędy popełnili w tym turnieju nie tylko siatkarze, ale i Lozano. Z Hiszpanią nie wprowadził w ważnych końcówkach doświadczonych zawodników, a do Turcji nie zabrał żadnego atakującego, za co zespół też zapłacił cenę. Jeśli więc Polska ma pozostawiać po sobie w następnych meczach równie ładne wrażenie i znów przegrywać - Lozano powinien odejść.

ZA - kontrakt do końca igrzysk olimpijskich
Kontrakt Argentyńczyka kończy się wraz z zakończeniem igrzysk olimpijskich. Jego głównym celem miał być właśnie turniej w Pekinie, należy więc pozwolić mu dokończyć to, co zaczął. Nie ma sensu narażać się po igrzyskach na zarzuty, że zmiana trenera tuż przed końcem drogi była przyczyną porażki w najważniejszym turnieju być może nie tylko cztero-, ale trzydziestolecia, bo szansa na sukces jest ogromna, a siatkarze w wieku wręcz idealnym. Źle by się stało, gdyby Lozano został na stanowisku tylko dlatego, że działacze PZPS myślą już o październikowych wyborach i boją się konsekwencji męskiej decyzji. Byłoby jednak jeszcze gorzej, gdyby ktoś wyrzucił selekcjonera zbyt pochopnie, w tak ważnym dla polskiej siatkówki momencie. Argentyńczyk ma kontrakt do końca igrzysk, a medal w nich był od początku jego celem - dlatego Lozano powinien zostać - przekonuje DZIENNIK.

PRZECIW - brak konsekwencji przy powołaniach i brak gwarancji sukcesu w Pekinie
Po ponad trzech latach pracy Raula Lozano w Polsce nie ma nowego systemu szkolenia, nie widać postępu w pracy wielu polskich trenerów, a co najgorsze - nie ma też bezpośredniego zaplecza kadry. Powołania przed ostatnim turniejem były chaotyczne. Na pomoc nie został wezwany Robert Prygiel, będący z kadrą od początku i godzący się z rolą trzeciego atakującego. Teraz by się przydał, ale Argentyńczyk wolał wziąć samych przyjmujących. Krzysztof Gierczyński i Marcin Wika do dwunastki trafili pierwszy raz, a przecież o ich wysokiej formie mówi się co roku. Wcześniej, po mistrzostwach, nie szukano też porozumienia z Dawidem Murkiem. Teraz Lozano stwierdził, że musi dłużej myśleć nad powołaniami. Trochę późno na takie wnioski. Powiedział też, że obiecać może tylko ciężką pracę, a jednak chcielibyśmy usłyszeć obietnicę medalu w Pekinie. Nie można wciąż żyć tylko tym, że polscy siatkarze są wicemistrzami świata. Trzeba mierzyć w kolejny sukces. Lozano powinien go obiecać.