Boks to dla pana pasja czy sposób zarabiania na życie?

Andrzej Gołota: Bardziej wyzwanie. Zawsze trochę bałem się boksu. Myślałem o zdrowiu, zastanawiałem się, czy będę w stanie to robić. Jeszcze jak byłem dzieckiem i wszystkie szczeniaki zaczęły trenować, to jeden przyszedł potem z takim rozbitym, wielkim nosem, właściwie spłaszczonym. Każdy się tego bał. Boks od zawsze był dla mnie wyzwaniem.

Reklama

Mówi się o panu: najlepszy pięściarz świata, który nigdy nie zdobył pasa mistrzowskiego. Zgadza się pan z tym?

Niestety, to wielka zadra.

Na początku stycznia skończył pan 40 lat, boksować zaczął pan jako 13-latek. Która walka w pana karierze była najważniejsza, najbardziej wpłynęła na pana życie?

Reklama

Nie mam pojęcia. Mógłbym się długo zastanawiać, czy np. te z Bowe'em. Ale nie, wszystkie były ciężkie. Kawał czasu minął i nie chcę wybierać jednej. Na pewno boli to, że nie wygrałem żadnej o mistrzostwo świata. To jest ciekawe. Raz mi nie pozwolono, raz przegrałem, raz komuś pomogły czary. Nie mogę tego zrozumieć.

A jak się pan czuje jako 40-latek?

Reklama

Kiedyś wydawało mi się, że w tym wieku nie będę mógł robić rzeczy, które robiłem wcześniej. Że stracę szybkość, werwę, zapał. Ale na razie tak nie jest.

W dniu urodzin inni bokserzy odśpiewali panu w gymie Happy Birthday. Zdziwiony był pan?

Bardzo. Żona przyjechała do gymu z tortem. To była sobota, o niczym nie wiedziałem. Nie płakałem, ale było to trochę wzruszające.

Z czego w swoim życiu jest pan najbardziej zadowolony po tych 40-tu latach?

Z moich dzieci.

W sobotę walka z Mollo. Niedawno niewiele pan o nim wiedział. Coś się zmieniło?

Jest młody, pieniędzy szuka i chce wygrać. Sam, mój trener, więcej o nim wie, bo go trenował i obydwaj są "makaronami".

Nie obawia sie pan pierwszej rundy? Mollo przypomina stylem Lamona Brewstera, który szybko z panem wygrał.

Ale co miałbym zrobić? Trzeba walczyć i w pierwszej, i w drugiej rundzie. A potem to skończyć.

Jest pan lepiej przygotowany niż do ostatniej walki z Kevinem McBride'em? Wtedy znowu miał pan problemy na początku walki.

Obym nie był przygotowany gorzej. Ale sprawa jest taka - McBride walczył kiedyś z Mollo i podszedł do tego nieprofesjonalnie. Skoro pokonał Mike'a Tysona, to pomyślał sobie, że jest mistrzem świata i z takim dzieciakiem jak Mollo łatwo wygra. I szybko przegrał, dostał zimny prysznic. Z kolei walkę ze mną potraktował jak ostatnią w życiu.

Po zwycięstwie nad McBride'em, pierwszym w pana karierze w Madison Square Garden, zapowiedział pan skok ze spadochronem z balonu. Skoczył pan?

Nie, ale tylko dlatego, że nie mam kiedy, bo cały czas jest zimno. Skok z balonu jest cięższy niż z samolotu, przez pierwsze metry nie ma oporu powietrza, spada się w próżnię. Podobno dosyć dziwne uczucie.

Po walce z Mollo pan skoczy?

Też nie. Musi się zrobić cieplej. Inaczej zamarznę.

Kiedy wcześniej walczył pan w Nowym Jorku, zdarzało się panu chodzić na mecze New York Knicks. Dlaczego teraz nie poszedł pan na żaden, przecież hotel jest niemal naprzeciwko Madison Square Garden?

A kiedy ja miałem tam iść? Nie miałem czasu, ciągle coś się dzieje. Australian Open też nie oglądam, przez boks nie byłem na ostatnim US Open. Ale na następne na pewno przyjadę do Nowego Jorku.

Woli pan walczyć w Nowym Jorku czy u siebie w Chicago?

Boks to boks. Kibice wszędzie chcą emocji, dlatego dopingują. To jest piękne.

Don King jest w stanie jeszcze czymś pana zaskoczyć? Jakiś czas temu przyszedł na konferencję prasową w stroju Świętego Mikołaja, teraz przyjechał na spotkanie z panem do polskiej restauracji.

Mnie szokuje jedno - jak można tyle czasu gadać. Przecież na ostatniej konferencji mówił przez dwie godziny bez przerwy. Gęba mu się nie zamykała, nawet bez łyka wody. Niewiarygodne. Jestem dla niego pełen podziwu.

Jeżeli przegra pan z Mollo, to będzie kolejna walka czy koniec kariery?

Nie będzie sensu dalej walczyć. Po co? Żeby co udowodnić? Przegram i znowu rozpocznę drogę po pas? Bez sensu. No, ale nie planuje porażki z Mollo.

Jeżeli pan wygra, to na pewno powalczy o pas?

Mogłoby tak być. Powinno, bo ten pas byłby ukoronowaniem mojej kariery.

Będzie pan coraz starszy. Da pan radę pokonać któregoś z młodych mistrzów?

A Bernard Hopkins? To mój wzór, zresztą nie tylko mój. Jest starszy ode mnie, a w jakiej formie. Hopkins pokazuje, że na nic nie jest jeszcze za późno.