"Czy są powody do obaw? Jeszcze chyba nie. Po prostu przegraliśmy mecz po trzech stałych fragmentach gry. Nadal trzeba myśleć pozytywnie, trzymać głowy w górze" - mówił Euzebiusz Smolarek i nawoływał, by zapomnieć o "polskiej mentalności", czyli negatywnych komentarzach. O tej mentalności często mówi też Leo Beenhakker, przekonując, że trzeba być optymistą. Zaznaczył nawet, że po meczu ze Stanami ma już mniej znaków zapytania, co do składu kadry na Euro. To jednak trudno potraktować jako dobry znak, bo oznacza, że graczy pierwszoplanowych nadal nie ma kto zastąpić - nawet gdy grają słabo, jak w środę.
"Słabo było w ataku, ale źle też broniliśmy. Graliśmy nieodpowiedzialnie, niefrasobliwie. Może było za dobrze po wcześniejszych meczach? W każdym razie teraz zeszliśmy na ziemię. Miało być pięknie i fajnie, a przegralismy. Skończyła się jednak tylko nasza dobra passa, a wiara w powodzenie na Euro pozostaje" - mówił Maciej Żurawski. Polskim kibicom sporo tej wiary ubyło. Trudno odbudować ją nawet wiedząc, że po wykonaniu indywidualnych planów nowego fizjologa kadry zawodnicy Beenhakkera będą dynamiczniejsi i szybsi. W środę pokazały się bowiem także spore braki taktyczne, których nie miała reprezentacja USA.
Beenhakker był też zdenerwowany brakiem ambicji: "Nie wiem dlaczego moi piłkarze nie zagrali jakby to był mecz z Niemcami. Przecież tak się umawialiśmy. Może było mało czasu na przygotowania, na oczyszczenie ich głów z klubowych problemów? Nie byli skoncentrowani na meczu, nie byli w grze."
Powody do obaw przed Euro są tym większe, że w środę nie miał kto wziąć na siebie ciężaru gry. Na pochwałę za pierwszą połowę zasłużył tylko Lewandowski, ale fakt, że jest on najbardziej błyskotliwym zawodnikiem świadczy też o reszcie reprezentacji. Zawiedli nawet ci, którzy są pewniakami na Euro i z których Beenhakker mógłby zrezygnować, ale nie zrezygnuje, bo nie ma ich kim zastąpić.
Na konferencji prasowej Holender przyznał, że zna już nazwiska kilku piłkarzy, którzy definitywnie stracili szansę wyjazdu na mistrzostwa, ale nie ma się co oszukiwać: selekcjoner nie miał na myśli żadnego z zawodników, którzy byli podporą tej drużyny w eliminacjach. Także mimo słabej postawy wciąż mocne pozycje zachowają Jacek Bąk, Maciej Żurawski, który po niezłym początku zniknął zupełnie z pola widzenia, czy Marcin Wasilewski, który zagrał chyba najgorszy mecz odkąd pojawił się w kadrze. A to o nich powinniśmy dyskutować, nad ich słabszą formą się zastanawiać, zamiast pastwić nad Łukaszem Piszczkiem i Pawłem Brożkiem - pisze "Dziennik".
"Piszczek i Brożek znaleźli się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim towarzystwie. Nie byli w stanie wiele zrobić. Gdyby Brożek zamienił się koszulkami z Żurawskim, wówczas krytykowano by właśnie Żurawskiego" - komentuje Czesław Michniewicz, były trener Zagłębia i Lecha Poznań. I dodaje jeszcze jedno: "Najgorsze jest to, że nie możemy mówić, iż porażka z USA to tylko wypadek przy pracy. Statystyka nie mówi wszystkiego. Jeśli w dwóch telewizorach równocześnie puścimy mecz z USA i mecz z Czechami, to okaże się, że wyglądały one identycznie. Tylko, że przeciwko Czechom udało nam się dość przypadkowo strzelić dwa gole i wygrać. Ale to przeciwnik grał w piłkę, a nie my. Tak jak w Krakowie."
Po chwili Michniewicz przypomina sobie, że w zasadzie mecz z Belgią w Chorzowie też tak wyglądał, dopóki rywale nie podali piłki do Smolarka...
Liczyć na przypadkowe gole w Euro 2008 można, ale jest to dość naiwne. Poza elementem szczęścia trzeba mieć jeszcze do zaoferowania coś od siebie. Na razie oferujemy coś z naszego stałego, przedturniejowego menu: bezradność w ataku, nieporadność w obronie i nadzieja, że nastąpi cudowne przebudzenie...