Dlaczego wybrał pan polskie góry do treningów przed walką w obronie pasa mistrza świata?
Rusłan Czagajew: Byłem tu dwa lata temu i bardzo mi się spodobało. Wspaniałe powietrze, dobre jedzenie i wyśmienite warunki do treningów. W Zakopanem jest mnóstwo pozytywnej energii. Jestem pewien, że po dwóch tygodniach przygotowań w Polsce znów pokonam Wałujewa.
Wszyscy byli zdziwieni, że wyższy od pana o 30 centymetrów Rosjanin łatwo przegrał i stracił mistrzostwo świata. Teraz chyba trudniej będzie go zaskoczyć?
Wiem, że zmienił trenera i boksuje lepiej, ale nie będzie mu łatwiej. Ja też robię postępy. Wówczas wydał mi się wielki. Jednak to nie wzrost decyduje o wygranych. Trenowałem z wyższymi od siebie, wzmacniając mięśnie szyi, bo muszę patrzeć w górę Jestem od niego szybszy i w tym upatruję swojej szansy.
Ma pan przydomek „Biały Tyson”, bo uderza pan równie mocno i podobnie jak on nie jest pan zbyt wysoki jak na wagę ciężką. Czy tak jak Tyson zamierza pan zdominować zawodowy boks?
Wolę bić się z wyższymi od siebie rywalami. Łatwiej ich trafić, bo są więksi i wolniejsi. Ale do Amerykanina jeszcze sporo mi brakuje. By być jak Tyson, wszystko muszę poprawić. Przede mną wiele nauki, ale mam bardzo dobrego trenera (Michaela Timma – przyp. red.) i robię postępy. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest zdobyć wszystkie cztery pasy największych federacji. Nie jestem gorszy od pozostałych mistrzów. Chciałbym z nimi spotkać się w ringu.
A z Andrzejem Gołotą powalczyłby pan?
Pewnie. Dajcie mi Andriuszę! Bardzo go szanuję. Podziwiałem go, gdy byłem młodszy. Nawet trenowaliśmy przez kilka miesięcy w jednej sali, Windy City Gym w Chicago. Trafiłem tam w 1997 r. Mieliśmy nawet tego samego trenera, Sama Colonnę. Nigdy nie stanęliśmy oko w oko z Andrzejem, ale ja podpatrywałem, co on robi na treningach.
O pana decyzji 11 lat temu było głośno. W 1997 r. zdobył pan mistrzostwo świata, wygrywając w finale ze słynnym Felixem Savonem, ale odebrano panu tytuł, gdy wyszło na jaw, że wcześniej stoczył pan dwie walki zawodowe. Proszę o tym opowiedzieć.
Wcześniej dostałem propozycję od amerykańskiego promotora zawodowego Boba O'Donella z Chicago. Poleciałem do USA i przez kilka miesięcy trenowałem z Colonną i rzeczywiście stoczyłem dwie walki. Szef sportu w Uzbekistanie chciał, bym jeszcze zdobywał medale dla kraju i musiałem wrócić. Wygrałem z Savonem i zostałem na rok zawieszony przez światowe władze boksu. Potem jeszcze przez cztery lata biłem się jako amator. Gdy w 2001 r. wywalczyłem tytuł mistrza świata w wadze superciężkiej, mogłem zostać zawodowcem. Poleciałem do USA, chciałem tam robić karierę, ale rozczarowałem się i dwa lata później przeniosłem się do Universum.
Czym pan się rozczarował?
Przez dwa lata dostałem tylko pięć walk. Menedżerowie w USA nie traktowali mnie poważnie. Mówili, że będę bić się często, a to była nieprawda. Zdenerwowałem się i wybrałem Niemcy. Wiem, że centrum boksu jest w Ameryce, ale nie żałuję swojej decyzji. Tutaj mam stabilność. Dostaję dobre pieniądze i walki o mistrzostwo. Amerykę jeszcze zdążę podbić.
W wadze ciężkiej dominują ostatnio bokserzy z byłego Związku Radzieckiego. Z czego to wynika?
Może mamy większą motywację od Amerykanów, jesteśmy bardziej głodni zwycięstw? No i jako amatorzy byliśmy świetnie wyszkoleni technicznie. To jest nasza przewaga.
Gdy wygrał pan z Wałujewem, w Uzbekistanie zrobiono panu huczne przyjęcie. Był pan witany niczym król. Jak ważne jest wygrywanie dla swojej ojczyzny?
Rzeczywiście witały mnie tłumy. Czułem się trochę głupio, bo nic wielkiego nie zrobiłem. Z drugiej strony byłem dumny, że rozsławiłem Uzbekistan. Walczę i wygrywam dla ojczyzny i dla rodziny. Moja żona Wiktoria i synowie, 4-letni Artur i 7-miesięczny Alan, są dla mnie najważniejsi.
Wracając na koniec do Zakopanego, widzę, że bardzo mało pan tu jada. Dlaczego?
Chcę ważyć 103 kilogramy, żeby być jeszcze szybszym. Muszę jeszcze zrzucić 5 kilogramów. Gotowane potrawy, sałatki, czarny chleb to moje menu. Muszę za to unikać smażonych potraw i ciężkich sosów. Ale jak już mówiłem, w Zakopanem czuję się rewelacyjnie, więc zachowanie diety nie sprawia mi problemów.