Historia, której finałem jest wprowadzenie kuratora do PZPN, rozpoczęła się w lipcu 2008 r. Wtedy wybuchł kolejny gigantyczny skandal. PZPN nie było w stanie podjąć decyzji, ile drużyn będzie grać w ekstraklasie. Nie zdecydowano, kto został z ligi zdegradowany za korupcję, a kto może w niej pozostać. Zamieszanie powoduje kilkutygodniowe opóźnienie startu ligi. Wówczas w gabinetach rządowych zapada decyzja: PZPN w obecnym kształcie nie może dłużej istnieć.

W sprawę wtajemniczonych jest kilka osób z gabinetu Donalda Tuska. Obok ministra sportu Mirosława Drzewieckiego wie o niej wicepremier Grzegorz Schetyna.

W sierpniu Drzewiecki ma już gotowy plan rozprawienia się z działaczami piłkarskimi. Jego autorem jest jego doradca Adam Giersz. W przeszłości był trenerem i wiceministrem sportu w rządzie Leszka Millera. Choć główną winą PZPN jest niechęć rozprawienia się z korupcją, Giersz proponuje, aby zaatakować od innej strony. "Mieliśmy informacje o tym, że w PZPN nikt nie bawi się w przestrzeganie statutów i regulaminów" - mówi DZIENNIKOWI urzędnik z ministerstwa. 6 sierpnia ministerstwo wysyła wniosek o kontrolę decyzji podjętych przez PZPN od początku 2007 r. Trybunał Arbitrażowy przy Polskim Komitecie Olimpijskim wniosek akceptuje i na ulicę Miodową w Warszawie, gdzie mieszczą się gabinety Michała Listkiewicza i jego zastępców, wkraczają kontrolerzy z resortu sportu.

Dwa tygodnie później Drzewiecki już wie, że kontrola przyniosła efekty. Są dowody, że zarząd PZPN nie przestrzega prawa, a to pozwala na wprowadzenie kuratora. Wiadomo też, kto nim będzie. Robert Zawłocki to ekspert od prawa sportowego, jako były wiceszef komisji dyscyplinarnej PZPN doradza kontrolerom ministerstwa.

W resorcie sportu trwa spór, czy wprowadzenie kuratora ma zostać poprzedzone spektakularnymi zatrzymaniami w PZPN za korupcję. Pomysł jednak upada. "Mogłoby to zostać uznane za koronny dowód, że rząd jednak wtrąca się w sprawy autonomicznego związku" - twierdzi rozmówca DZIENNIKA z ministerstwa.

Wprowadzenie kuratora do związku zostaje opóźnione do czasu, aż decyzję w sprawie organizacji Euro 2012 potwierdzi komitet wykonawczy UEFA w Bordeaux. W piątek 26 września rząd ma wolne ręce - UEFA potwierdza, że mistrzostwa w Polsce się odbędą.

Tego dnia w samo południe szef departamentu prawnego Ministerstwa Sportu kontaktuje się z Trybunałem Arbitrażowym przy PKOl. Mówi, że wkrótce pojawi się tam z bardzo ważnym wnioskiem z ministerstwa. Kilka godzin później liczący 38 stron dokument jest już w rękach sportowych sędziów. W poniedziałek mają wydać werdykt.

Zaczyna się gra pozorów. Drzewiecki w poniedziałek spotyka się z Listkiewiczem na koronie Stadionu Dziesięciolecia. Ale unika rozmowy o swoich planach. Decyzja o wejściu kuratora do PZPN zaskakuje Listkiewicza. Drzewiecki triumfuje. Po tej decyzji prezes i jego koledzy telefonują do europejskiej i światowej federacji piłkarskiej. "Rząd znów wszedł nam na głowę" - histeryzują. Przekazują też informację, że odsiecz z UEFA i FIFA musi nadejść błyskawicznie. "Macie tylko kilkanaście godzin, jeśli chcemy się uratować już w środę, musimy rozpocząć procedurę przygotowania do zjazdu" - taki komunikat trafił do FIFA. Jak ustalił DZIENNIK, pomysł napisania ostrego listu UEFA w sprawie kuratora nie powstał wcale na wspólnym spotkaniu Seppa Blattera i Michela Platiniego, ale w biurach PZPN. Jak mówi nam kilka osób związanych z zawieszonym zarządem, to działacze PZPN podyktowali, co ma się znaleźć w tym piśmie. We wtorek o 15 Listkiewicz przez telefon odczytuje list UEFA i FIFA ministrowi Drzewieckiemu. Po czym znika i wyjeżdża na Ukrainę.