Afera korupcyjna, liczne zatrzymania... A pan niedawno postawił wszystko na sędziowanie. Nie bał się pan?
Marcin Wróbel*: W najczarniejszych snach nie spodziewałem się, że korupcyjne pomówienie może spotkać właśnie mnie. Poza tym gwizdanie ekstraklasy było tylko środkiem do czegoś większego. Mnie interesowało tylko i wyłącznie sędziowanie Ligi Mistrzów, mistrzostw świata. Dopraszałem się meczów transmitowanych w tv, choć wiem że są sędziowie, którzy tego nie lubią, meczów przed dużymi trybunami, o dużym ciężarem gatunkowym. No bo jak chce się biegać na Camp Nou czy San Siro to nie można robić w portki przed meczami w Poznaniu czy Krakowie.
Za to zatrzymała pana prokuratura we Wrocławiu?
To miał być dla nich hit. Udowodnienie korupcji komuś, kto jest na topie. W telewizji, prasie i radiu. Takie przyłapanie na gorąco – tu i teraz. Na żywo, jak w serialu. W marcu tego roku podyktowałem karnego z kapelusza w meczu Polonii Bytom z Koroną Kielce. To było wynikiem tego, że kilka tygodni wcześniej podejmowałem podobne decyzje – karny, czerwona kartka. Wtedy chwalono mnie: jaki odważny jestem, że to dobre decyzje. No i widząc kolejną sporną sytuację zaryzykowałem. Byłem źle ustawiony, ktoś przebiegł przed oczami. A że nie boję się niepopularnych decyzji, to taką podjąłem. Za moment pokazałem jeszcze dwie żółte kartki, czerwoną, wyrzuciłem trenera na trybuny.
W jaki sposób doszło do zatrzymania?
Nagle rano, dokładnie kwadrans po ósmej według protokołu zatrzymania. Pełna kultura, mieli mnie tylko dowieźć do Wrocławia na przesłuchanie. Powiedzieli, że nie jestem bandytą więc obejdzie się bez kajdanek. Na początku trafiliśmy na posterunek. Tam zabrali mi sznurówki z butów i wszystkie inne osobiste rzeczy. Bardzo upadlająca sytuacja, ale cóż – takie są procedury. Po dwóch godzinach, może po pięciu – nie wiem, zegarek też mi zabrano – zostałem przewieziony na przesłuchanie, do jakiegoś pomieszczenia. Chyba w innej części Wrocławia. Ciemno już było. Wylądowałem w pokoju w budynku, na drugim piętrze. Poczęstowano mnie Coca Colą, zaproponowano kawę, herbatę.
Świecili panu lampą w oczy, tak jest na filmach?
Nie. Siedziałem przy stole. Obok jeden pan, naprzeciwko drugi za biurkiem. Pytali ile kosztuje teraz mecz w ekstraklasie. Konkretnie i na temat, że chodzi o mecz Polonii Bytom z Koroną. Musiałem więc wyjaśniać jeszcze raz, to co mówiłem już wcześniej w telewizji – że błąd. Panowie, którzy mnie przesłuchiwali zakładali domniemanie winy. Więc jak już skończyli wałkować temat nieszczęsnego meczu w Bytomiu zaproponowali układ. Mamili tym, że o moim zatrzymaniu nikt nie będzie wiedział, że za kilka dni pojadę na zaplanowany mecz Pucharu Polski. To było chyba po tym jak wyciągnęli na mnie kolejną teczkę, ze wszystkimi meczami, jakie sędziowałem w drugiej i trzeciej lidze.
Mieli jakieś dowody, oglądali te mecze?
Nie, ja nawet prosiłem o zapis wideo, żeby dokładnie pokazali, o które konkretne sytuacje chodzi. A oni na to – panie Wróbel, my tu takich sędziów mieliśmy, którzy nigdy meczów nie kręcili i zawsze gwizdali uczciwie. Tylko pieniądze za to brali.
A później?
To już wolna amerykanka. A kto mógł wziąć: Może obserwator X albo Y? Czy może widziałem coś podejrzanego, że jedni niby nie chcieli wygrać. Ale to już podczas drugiej tury przesłuchań. Pierwszego dnia było ostro, a drugiego dali mi czas do namysłu. Bo według nich nie było pomyłek.
Żadnych?
Tak. Mylili się bardzo często w innej kwestii. Przywozili powiedzmy kogoś z zarzutami na konkretny mecz, a okazywało się, że wówczas łapówkę wziął ktoś inny. Jednak pod wpływem ostrych przesłuchań oskarżany piłkarz, sędzia czy trener przyznawał się do korupcji w innych meczach.
Jak wyglądała druga faza przesłuchań?
O szóstej rano przyjechali ci sami panowie, którzy przesłuchiwali mnie dzień wcześniej, aby zapytać się, czy już się namyśliłem. A ja zażądałem konfrontacji z osobą, która mnie oskarżyła. Odwrócili się na pięcie. Po kilku godzinach przyjechała nowa ekipa. Już było spokojnie.
W końcu wziął się za pana prokurator.
Zabrali mnie na oficjalne przesłuchanie do prokuratora, bo to wcześniejsze było nieoficjalne, nie protokołowane. Okazało się, że z kilkunastu rzekomych zarzutów pozostało niewiele. Mieli m.in. bilingi z mojego telefonu. To było jedno z głównych oskarżeń – że kontaktuję się z trenerami, piłkarzami i działaczami. Ja na to: proszę sprawdzić bilingi sprzed pięciu lat – będą te same nazwiska co teraz. Bo ja od dziecka jestem związany z piłką, z wieloma osobami ze środowiska piłkarskiego utrzymuję kontakty. Kopałem piłkę w różnych klubach i reprezentacjach na Mazowszu z wieloma obecnymi ligowcami.
Nigdy panu nie zaproponowano kasy za wydrukowanie meczu?
Tak żeby ktoś przyszedł i powiedział: Masz tu tyle za taki wynik? Nigdy takiej propozycji nie miałem. Przypadki prób złożenia takiej oferty przez jakiś szemranych kierowników drużyn, owszem zdarzały się. Przychodzili i mówili: Panie sędzio, może pan wpadnie do gabinetu prezesa na chwilę, albo asystenci pójdą sprawdzić boisko, a my tu kawę zaparzymy. Przecież to ewidentne, że jakbym dał zgodę na to, pewnie zaraz ktoś by ze mną rozmawiał o wpływie na losy meczu.
W środowisku sędziowskim to dość niepopularne przyznać się do błędu?
Tak, generalnie nam zamyka się usta – morda w kubeł nie bulgotać, bo sędzia jest nieomylny. Jest taka zasada starszych kolegów – większość z nich już nie gwiżdże – sędzia ma zawsze rację, a jak nie ma racji to też ma rację.
Pan złamał zasadę i do błędu przyznał się.
W meczu Górnika Zabrze z Widzew Łódź pokazałem żółtą kartkę Tomaszowi Hajcie. Z odtworzenia obejrzałem cały mecz i stwierdziłem, że podjąłem niesłuszną decyzję, więc przyznałem się publicznie do pomyłki.
Ta sprawa będzie się za panem ciągnęła.
Każdy inteligentny człowiek wie w jakim żyjemy kraju i że taką akcję, jaką przeprowadzono na mnie łatwo można zrobić z każdym. Jestem ofiarą korupcji, a nie jej czynnym uczestnikiem.
Myśli pan, że UEFA po tym wszystkim zrobi z pana sędziego międzynarodowego?
Jest przykład z Włoch, sędziego który przeżył to samo co ja. UEFA wynagrodziła mu wszystkie krzywdy i wypromowała.
Życie wywróciło się panu do góry nogami.
A niby co się miało stać? Od małego biegasz po boisku piłkarskim, czerpiesz olbrzymią radość z tego co robisz. Praca, którą wykonujesz rajcuje cię i do tego jeszcze płacą. Jesteś szczęśliwym człowiekiem. I nagle z dnia na dzień wszystko wywraca się. Tłumaczyłem, że cała Polska widziała, ale w podświadomości wiedziałem i wiem, że minie kilka lat zanim to tak naprawdę zostanie wyjaśnione. Bo tak w Polsce działają sądy.
To prawda, że był moment kiedy musiał pan zapożyczyć się wśród przyjaciół?
W pierwszych tygodniach po zatrzymaniu pomoc przyjaciół okazała się nieoceniona. Nawet przez sekundę nie dali mi się załamać. Zacząłem intensywnie szukać pracy i wróciłem do swojego starego fachu – do gastronomii. Pracuję wśród młodych ludzi, głównie kobiet, więc tematyka piłki nożnej nie jest za często poruszana. Przyszedłem do pracy jako człowiek mało znany, bezimienny. Więc spokojnie mogłem ich przygotować do tego co się wydarzy, do publikacji medialnych. Będę jednak walczył do krwi ostatniej. Będę patrzył ludziom prosto w oczy. Zawsze byłem mocny psychicznie, ale teraz po tym co się wydarzyło stałem się chyba najbardziej odpornym arbitrem na kontynencie. Nie przejmę się żadną krytyką, jestem w stanie sędziować mecze o największym ciężarze gatunkowym.
CBA zamyka wiele osób. Ile z nich jest niewinnych?
Ciężko strzelać. Pewnie z dziewięćdziesiąt procent jest winnych, przecież osiemdziesiąt procent zatrzymanych dobrowolnie poddało się karze. Ludzie, którzy mnie przesłuchiwali, prokurator zrobili kawał dobrej roboty. To jest niepodważalne. Wyczyścili polski futbol z wielu szumowin.
Czyli co, metoda karczowania lasu jest dobra?
A we Włoszech to niby co było? Tam dopiero karczowano. Oczywiście, zaraz po tym jak opuściłem Wrocław chciałem ich wszystkich oskarżyć. Zrobić im, ich rodzinom to co oni mojej. Żeby przeżyli takie samo upokorzenie co ja. Żeby czuli wzrok sąsiadów, niedowierzanie przyjaciół. Ale później, jak mi wytłumaczono, że na stu przywiezionych, dwudziestu miało złe zarzuty, ale i tak przyznawali się do winy, bo nakradli w innych meczach, to wyszło na ich. Gdyby tak nie karczowali, to korupcja trwałaby w nieskończoność.
*Marcin Wróbel – sędzia piłkarski, od 2007 prowadził mecze ekstraklasy. 28 marca 2008 został zatrzymany przez policję. Postawiono mu zarzut ustawienia wyniku meczu Pogoń Staszów – Korona Kielce. Nie przyznał się do winy, podpisał deklarację antykorupcyjną, a w sobotę poprowadził pierwszy mecz od czasu zatrzymania. Prokuratura do tej pory nie wycofała jednak stawianych mu zarzutów.