Jeszcze w niedzielę rano wydawało się, że droga do kompromisu między PZPN a rządem będzie bardzo długa. Ministerstwo Sportu twardo obstawało przy swoim. Zapowiedzi nie pozostawiały wątpliwości: póki FIFA nie odwoła ultimatum i nie przestanie grozić zawieszeniem naszej reprezentacji w meczach eliminacyjnych do mistrzostw świata w 2010 r., resort nie podejmie żadnych rozmów z zawieszonymi działaczami związku. Zegar tykał, a minister Drzewiecki i jego współpracownicy spokojnie czekali. "Piłeczka jest po stronie PZPN, to oni muszą załatwić odwieszenie ultimatum" - mówił nam bliski współpracownik ministra.

Reklama

W niedzielę po południu piłkarscy działacze zrozumieli, że żarty się skończyły. W siedzibie związku rozpoczęli prace nad projektem porozumienia, które dawałoby szanse na zniesienie ultimatum piłkarskiej centrali. Dokument był gotowy tuż przed 20, wtedy zebrał się cały zawieszony zarząd PZPN, by zatwierdzić porozumienie. W tym czasie uaktywnił się przebywający za granicą prezes PZPN Michał Listkiewicz. Zadzwonił do prezydenta FIFA Seppa Blattera. Nim posiedzenie zarządu się zakończyło, działacze otrzymali od Blattera wstępne zapewnienie, że propozycja zostanie przez niego przyjęta.

Pozostał jeszcze jeden problem: PZPN do porozumienia musiał przekonać rząd. Jednak w niedzielę wieczorem działaczom nie udało się skontaktować już z żadnym z przedstawicieli resortu sportu. Wszyscy, którzy mogli w tej sprawie podjąć jakiekolwiek wiążące decyzje, byli poza Warszawą. Drzewiecki w Łodzi, Grzegorz Schetyna we Wrocławiu, na miejscu nie było też Donalda Tuska. Sprawa została więc odłożona do poniedziałku.

To właśnie w poniedziałek w południe mijał termin na wycofanie z PZPN kuratora, który polskiej stronie wyznaczyła FIFA. Piłkarska centrala groziła, że jeżeli jej żądania nie zostaną spełnione, biało-czerwoni nie będą mogli rozegrać najbliższych spotkań w eliminacjach do Mistrzostw Świata w RPA. Przedstawiciele rządu jeszcze wczoraj rano zapewniali, że twardo będą grać do końca, i to bez względu na konsekwencje. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te zapowiedzi, kilkanaście minut po naszej pierwszej rozmowie ze współpracownikami ministra Drzewieckiego do gry wkroczyli działacze PZPN.

"O 8 rano otrzymaliśmy telefon, że o 9 chce przyjść do nas delegacja ze związku" - relacjonuje nam pracownik ministerstwa. Jednak o 9 w ministerstwie nikt się nie pojawił. Dokumenty dotarły do ministra Drzewieckiego godzinę później, przyniesione przez kuriera. "To dobra propozycja, która pozwoli nam wszystkim wyjść z twarzą" - mówił w tym czasie na antenie jednej z radiowych rozgłośni prezes Listkiewicz.

Pierwsze informacje dotyczące propozycji zaczęły się pojawiać dopiero na kwadrans przed dwunastą, czyli w chwili gdy FIFA miała właśnie zawiesić naszą reprezentację. "PZPN uznał wszystkie zastrzeżenia prawne, które stały się podstawą wniosku kuratora. Chce jednak, aby prace naprawcze w związku nadzorował nie kurator, a niezależna komisja składająca się z przedstawicieli rządu, prezydenta, FIFA i UEFA" - relacjonowała nam osoba znająca dokument. Minęło południe, a decyzji piłkarskich central w sprawie polskiej reprezentacji wciąż nie było.

"Wiecie co z reprezentacją?" - pytał nas człowiek Drzewieckiego. Po chwili podobny telefon odbieramy także od członka zarządu PZPN. Nikt nic nie wie. W tym czasie minister pisze list do związku, przyjmuje w nim propozycję kompromisu i zapowiada wycofanie z PZPN kuratora. "Wygraliśmy, kolejny rząd pokonany" - nie krył radości jeden z prominentnych działaczy. Tuż przed 16 zwycięstwo PZPN potwierdza szef FIFA.

Reklama

"Kurator z PZPN zostanie wycofany, jeśli to się potwierdzi, będziemy bardzo zadowoleni" - triumfował Sepp Blatter, choć jak mówił, z wycofaniem ultimatum wobec polskiej reprezentacji poczeka do czasu, aż ministerstwo spełni obietnice i kurator rzeczywiście opuści siedzibę związku.

"Minister wystawił na pośmiewisko naród polski. Została sprofanowana godność i honor większości Polaków, którzy liczyli na oczyszczenie polskiej piłki nawet kosztem wykluczenia z rozgrywek – tak ostro działania ministra Drzewieckiego ocenił Jan Tomaszewski. Swój stosunek do Drzewieckiego legendarny bramkarz polskiej reprezentacji wyraził zresztą osobiście. W programie Tomasza Lisa w TVP 1, gdzie doszło do ich konfrontacji, Tomaszewski po usłyszeniu z ust ministra potwierdzenia, że ten wycofa kuratora, w proteście opuścił studio.

"Nie jestem tu potrzebny" - rzucił na odchodne. Minister Drzewiecki nie tracił jednak rezonu i wbrew faktom przekonywał, że to on zwyciężył w tej rozgrywce. "Dzięki moim działaniom zostanie naprawiony statut PZPN" - tłumaczył na antenie TVN24. Zastrzegł jednak, że jest gotów do złożenia dymisji, jeśli taka będzie wola premiera.