Marcin Graczyk: Panie prezesie, czuje się pan zwycięzcą?
Michał Listkiewicz: Nie, to zresztą nie był żaden mecz piłkarski. Zwycięzcą jest co najwyżej polska piłka. Ten kompromis uratuje nam przecież Euro 2012 i gwarantuje naszym drużynom udział w rywalizacji międzynarodowej. Tylko w tych kategoriach do tego podchodzę.
>>>Drużyna Tuska przegrała z Listkiewiczem
A wie pan, o co chodziło ministrowi Drzewieckiemu, gdy składał wniosek o wprowadzenie kuratora?
Myślę, że chodziło o to, by poprawić usterki regulaminowe w naszym statucie. Co zresztą teraz się stanie. Można było to zrobić jednak inaczej, przedstawić nam zarzuty i dać czas na usunięcie wszelkich usterek, zażądać terminów i gwarancji, że zostanie to zrobione i ten sam cel został by osiągnięty.
>>>Zobacz, jaki jest plan ratowania polskiej piłki
Mówi się jednak o tym, że prawdziwym powodem działań ministra Drzewieckiego miały być informacje o tym, że zamierza pan zmienić zdanie i jednak wystartować w wyborach na szefa PZPN?
Żyjemy w wolnym kraju i każdy może robić to, na co ma ochotę. PZPN jest to niezależna organizacja i tak jak w stowarzyszeniu pszczelarzy czy filatelistów, tak i tu każdy z jego członków ma prawo decydować o tym, czy chce startować, czy nie.
Chciał pan startować czy nie?
Mam inne plany. Zresztą już w dniu wyborów na szefa PZPN wyjeżdżam na dłuższy czas do Nowej Zelandii z misją powierzoną mi tam przez FIFA.
Wiedział pan przed zeszłym tygodniem, że do związku może wejść kurator?
Coś tam po mieście chodziło, ale żadnych konkretnych wiadomości nie miałem. Dopiero w poniedziałek rano, czyli w dniu, w którym kurator do nas przyszedł, dostałem sygnał, który musiałem już poważnie brać pod uwagę.
Ostrzegł pana Blatter, szefa FIFA? Wiemy, że minister rozmawiał z nim na ten temat w czasie olimpiady w Pekinie.
Nic mi na ten temat nie wiadomo, nie dostaliśmy od Blattera żadnej informacji na ten temat. Wprost przeciwnie, po Bordeaux była ogromna euforia, bo usłyszeliśmy od UEFA, że decyzja w sprawie Euro jest ostateczna. No i nagle kilkadziesiąt godzin później taki cios.
A pan o tym ciosie poinformował Blattera?
Wysłaliśmy po prostu decyzję o wprowadzeniu kuratora, która do nas przyszła. Przetłumaczyliśmy ją na angielski i, proszę mi wierzyć, bez żadnego słowa komentarza przesłaliśmy ją dalej.
I wtedy Blatter do pana zadzwonił i spytał o co chodzi?
Aż tak ważny to ja nie jestem, by do mnie Blatter dzwonił, dopiero wczoraj z nim rozmawiałem.
Mam rozumieć, że podczas całego tego kryzysu nie było poza formalnymi pismami żadnego innego kontaktu między PZPN a Blatterem?
Poza korespondencją nie. FIFA ma własne problemy.
Mówi się jednak, że pana łączą z Blatterem szczególne relacje, bo poznał go pan z obecną żoną.
To bzdura. Panią Ilonę poznałem, gdy była już jego żoną, i to od dwóch lub trzech lat.
Mówi się jednak, że ten pierwszy list FIFA z ostrą reakcją na wprowadzenie kuratora powstał w Polsce, w biurach PZPN.
Kolejna bzdura. FIFA jest za poważną organizacją, by takie praktyki mogły być stosowane. FIFA za każdy razem reaguje tak samo. Ostatnio tego typu sytuacja była w Grecji, poprzednio w Turcji i Albanii, reakcja zawsze była taka sama.
To dlaczego zarówno pana koledzy z PZPN, jak i współpracownicy ministra Drzewieckiego w nieformalnych relacjach zgodnie mówią, że to polscy działacze domagali się ostrej i błyskawicznej reakcji piłkarskich federacji?
Nie wiem, proszę spytać tych panów. PZPN cały czas tonował atmosferę.
W piątek rozpoczyna prace niezależna komisja wyborcza, która, jak mówi minister sportu, ma oczyścić sytuację w PZPN. Tymczasem rzecznik związku pan Koźmiński mówi, że w PZPN jest czysto.
To muszą ocenić prawnicy. Ja do tej pory nie widziałem zarzutów stawianych nam przez ministra.
Pan jest prezesem PZPN, zna pan związek ja własną kieszeń. Jest co czyścić czy nie?
Moim zdaniem trzeba udoskonalić prawo związkowe, bo w tym gąszczu przepisów i regulaminów rzeczywiście można się pogubić.
A co z korupcją?
Spraw korupcyjnych w PZPN nie ma. Korupcja w piłce to nie korupcja w związku! Tak jak korupcja wśród lekarzy to nie korupcja w Ministerstwie Zdrowia.
Współpracownicy Drzewickiego mówią, że pomysłem na wyjście rządu z tej sprawy z twarzą mogłaby być pana dymisja. Ustąpi pan?
Nie widzę ku temu najmniejszego powodu. Moja dymisja oznaczałaby, że się do czegoś przyznaję, a nie bardzo wiem, do czego miałbym się przyznawać. Kieruję związkiem prawie 10 lat i rezygnowanie na kilkanaście dni przed wyborami byłoby całkowicie bez sensu.