Krejcikova do niedawna znana była jako specjalistka od gry podwójnej. W 2018 roku triumfowała w deblu właśnie w Paryżu i w Wimbledonie. W latach 2019-21 z kolei triumfowała w mikście w Australian Open. Teraz do swojego dorobku dołożyła zwycięstwo w singlu.

Reklama

To coś, o czym zawsze marzyłam. Zdobyłam tu pierwszy tytuł deblowy, potem były miksty. Teraz powiedziałam sobie, że byłoby naprawdę fajnie, gdybym mogła skompletować wielkoszlemowe wygrane we wszystkich trzech kategoriach. Teraz to się stało. Nie mogę w to uwierzyć. Trudno mi teraz znaleźć słowa. Nie mogę uwierzyć w to, co się tu wydarzyło, w to, że wygrałam właśnie turniej wielkoszlemowy - przyznała później niespełna 26-letnia zawodniczka, która pokonała Rosjankę Anastazję Pawliuczenkową 6:1, 2:6, 6:4.

Dopiero piąty raz znalazła się w głównej drabince zawodów tej rangi w grze pojedynczej. Impreza rozgrywana na kortach im. Rolanda Garrosa ostatnio słynie jako miejsce narodzin nowych mistrzyń wielkoszlemowych. Po raz szósty z rzędu wygrała ją tenisistka, dla której był to pierwszy taki sukces w karierze. W poprzedniej edycji była nią Iga Świątek.

Czeszka teraz ma szansę na dublet. W niedzielę zagra w finale debla, a po drugiej stronie kortu stanie m.in. Świątek.

Reklama

Pochodząca z Brna zawodniczka nie okazywała początkowo zbytnio emocji podczas świętowania sobotniego sukcesu. Zmieniło się to, gdy uczciła pamięć rodaczki Jany Novotnej, która była jej mentorką. Triumfatorka Wimbledonu 1998 zmarła na raka cztery lata temu.

Jej ostatnie słowa dotyczyły tego, bym czerpała radość z gry i próbowała wygrać Wielkiego Szlema. Wiem, że ona gdzieś tam teraz na mnie zerka. Była dla mnie inspiracją. Bardzo za nią tęsknię. Mam nadzieję, że jest teraz szczęśliwa - zaznaczyła Krejcikova.

Pokonała trudny moment

Wróciła także wspomnieniami do meczu 1/8 finału z Amerykanką Sloane Stephens. Przed tym spotkaniem ogarnęła ją panika i musiała się zamknąć w pokoju dla fizjoterapeutów i porozmawiać ze swoją psycholożką. Potem powtarzała to przed każdym kolejnym pojedynkiem.

To był bardzo trudny moment. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji w singlu. Bardzo chciałam wygrać. Psycholożka powiedziała mi, by po prostu wyjść i cieszyć się chwilą. Rozmawiałyśmy o tym, co mam sobie powtarzać i co robić, gdy zacznę się robić nerwowa na korcie. Takie proste rzeczy. Bardzo się cieszę, że udało mi się z tym uporać. Mentalnie była to kluczowa sprawa. Wiedziałam, że jak tylko wyjdę na kort, to nie będę już panikować. Tak też było. Bardzo się cieszę. Przed finałem powiedziała mi, by podejść do tego jak do zwykłego spotkania, właściwie jak do sparingowego meczu, podczas którego chcę poprawić swoją grę - relacjonowała.

Reklama

Czeszka imponuje przygotowaniem fizycznym i wytrzymałością w stolicy Francji, łącząc występ w dwóch konkurencjach. Po drugim secie poprosiła o przerwę, podczas której zeszła z kortu, ale po powrocie wróciła do dobrej gry. Wcześniej, pod koniec drugiego seta, kłopoty zdrowotne zgłosiła Pawliuczenkowa, która potem grała z obandażowanym lewym udem. Po finale wyjaśniła, że to uraz, którego nabawiła się już w meczu trzeciej rundy.

Nie wspominałam o tym wcześniej, bo wciąż byłam w turnieju. Nie chciałam, by moje rywalki o tym usłyszały. Podczas trzeciej rundy byłam w naprawdę kiepskim stanie fizycznym i nie wiem, jak wygrałam to spotkanie. Wówczas też musiałam prosić o pomoc medyczną i zabandażować nogę. Ból w lewym kolanie dokucza mi od jakiegoś czasu. W trzeciej rundzie powiedziałam sobie, że jak wygram ten mecz, to się popłaczę. To wielka szkoda, gram tak dobrze, ale moje ciało mówi mi "nie chcę już tego kontynuować" - relacjonowała Rosjanka, która nigdy wcześniej nie dotarła nawet do "czwórki" w Wielkim Szlemie.