Zakulisowa atmosfera jest prawie tak gorąca jak w 2007 roku, kiedy na jaw wyszła afera szpiegowska, w którą uwikłane były dwa czołowe zespoły: McLaren i Ferrari. Paryż, choć od dawna jest siedzibą Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA), na dwa dni stał się prawdziwą stolicą F1. To tu rozstrzygnie się przyszłość i kierunek rozwoju sportu szacowanego na 6 miliardów euro.
Wczoraj o 10 rano w Place de la Concorde rozpoczął się sąd nad kontrowersyjnymi dyfuzorami, dzięki którym bolidy na jednym okrążeniu osiągają prawie pół sekundy przewagi nad resztą stawki. Z czwórki teamów (Ferrari, Renault, Red Bull i po Grand Prix Malezji także BMW Sauber), które oprotestowały nowinkę techniczną, wczoraj głos zabierali głównie wysłannicy włoskiej stajni. Rory Byrne (prywatnie bliski kolega szefa i pomysłodawcy podwójnego dyfuzora Rossa Brawna) i szef designerów Ferrari Nikolas Tombazis zarzucali tzw. gangowi dyfuzorów łamanie regulaminu technicznego F1 (konkretnie artykułu 3.12.5). Przepis ten mówi o unikalnych elementach podwozia bolidu, które w żaden sposób nie mogą ulec modyfikacji. Nowe dyfuzory, różniące się od tych dotychczasowych przede wszystkim wielkością, nieco naciągają tę zasadę. Dzięki dodatkowej przestrzeni i odpowiedniemu kształtowi aerodynamika bolidu jest wydatniejsza aż o 15 procent. Podwójne dyfuzory zmniejszają turbulencje wchodzącego pod auto powietrza, czym zwiększają przyczepność tylnej osi, a co za tym idzie, ułatwiają wyprzedzanie (głównie na zakrętach).
"Przepis o podwoziu został ustanowiony 14-15 lat temu i przez ten czas wszyscy interpretowali go w ten sam sposób" - tłumaczył kilka dni temu Byrne. Przebiegli szefowi Brawn GP, Toyoty i Williamsa mają jednak swoje argumenty. "My tylko wykorzystaliśmy luki w regulaminie, a dopóki zgadza się waga bolidu i nie ma rażących niezgodności w kształcie karoserii, nikt nie może nas zdyskwalifikować" - uważa Ross Brawn, szef i współwłaściciel Brawn GP, spadkobiercy Hondy i lidera mistrzostw po dwóch wyścigach.
"Mam nadzieję, że dobro ogółu przeważy na naszą korzyść i zostanie podtrzymana decyzja stewardów (po GP Australii dopuścili oni do użytku podwójne dyfuzory - przyp. red.). Nie można być jednak pewnym na sto procent. Sędziowie trybunału mają przed sobą mechanizmy, procedury, dokumenty. Wszystko, co robiliśmy, robiliśmy w pełni legalnie" - powiedział do mikrofonów BBC Brawn tuż przed wejściem na salę sądową.
Asem w rękawie „szarlatana paddocku” - jak nazywają 55-letniego Brawna - jest Charlie Whiting, szef Departamentu Technicznego FIA, który zimą dał trzem zaskarżonym zespołom zielone światło na rozwój i późniejsze zastosowanie innowacyjnych dyfuzorów. Zresztą nie był to precedens, bo już w dwóch poprzednich sezonach dyrektorzy techniczni McLarena i BMW wykorzystali dziury w przepisach, nie pytając o zdanie FIA.
Trybunału Arbitrażowy FIA ma przed sobą trzy wyjścia z tej zagmatwanej i palącej sytuacji: albo podtrzyma decyzję komisarzy F1 podjętą po GP Australii i Malezji i ostatecznie zalegalizuje podwójne dyfuzory, albo uzna je za nieprzepisowe, czym kompletnie zmieni klasyfikację generalną, unieważni wyniki kierowców trzech podejrzanych teamów (w tym dwa triumfy Jensona Buttona z Brawn GP) i da szansę na uratowanie sezonu Ferrari (wciąż bez punktu!) i McLarenowi, albo wreszcie przychyli się do protestu, ale dopiero po niedzielnym Grand Prix Chin.
„Ta decyzja - jaka by nie była - będzie miała olbrzymi wpływ na mistrzostwo i przyszłość F1” - napisał na swojej stronie internetowej Kimi Raikkonen, kierowca Ferrari i mistrz świata z 2007 r.