Krzysztof Hołowczyc jest już po debiucie w mistrzostwach świata w rallycrosie, który miał miejsce pod koniec kwietnia w Portugalii. Teraz czeka na start w kolejnej rundzie, 22 maja w Wielkiej Brytanii na torze w Wootton odbędzie się druga eliminacja w kategorii RX Lites. O tym jak smakuje nowa przygoda i dlaczego Olsztynianin waha się czy wystartować w Rajdzie Dakar zdradził Tomaszowi Kowalczykowi.
Tomasz Kowalczyk: Jak wyglądał debiut w rallycrosie?
Krzysztof Hołowczyc: Najśmieszniejsze było to, że wygrałem już w pierwszym wyścigu i to był szok myślę, że zarówno dla mnie, jak i dla wielu. Później dostałem jednak elegancką lekcję od młodych zawodników. Myślę, że rallycross będzie rósł w siłę i potwierdza to zainteresowanie kibiców. Na każdych zawodach jest kilka tysięcy osób, to taki rajd i wyścig w pigułce. „Jeździmy jakby w wielkim Koloseum, kibice oglądają gladiatorów, którzy toczą między sobą śmiertelne boje” i to porównanie to nie przesada, bo na pierwszym zakręcie kiedy wjeżdża sześć samochodów, tylko jeden może wyjechać pierwszy. Dzieje się mnóstwo. Ten pierwszy rok to będzie szkolenie, to będą chwilami gorzkie lekcje. Ja podczas debiutu dostałem się do finału, ale już tam raz za szybko wjechałem w piach i ostatnie trzy okrążenia oglądałem z perspektywy widza, ale jeszcze raz podkreślam - świetna zabawa, bardzo dużo adrenaliny, walka w której każdy coś dla siebie znajdzie.
Skąd pomysł, żeby brać się za coś nowego, skąd tyle energii i tyle chęci?
Przyznam się, że kiedy kończyłem profesjonalną jazdę w rajdach WRC, mój menadżer powiedział mi czas na coś nowego. Wtedy zareagowałem na pomysł jeżdżenia w Rajdze Dakar, tak jak teraz na rallycross. Wcale nie byłem chętny, teraz było tak samo, ale pierwsza eliminacja w Portugalii sprawiła mi dużo frajdy. Fantastyczna rywalizacja, to były chwile, bo wyścig trwa trzy, cztery, pięć minut, a w Dakarze jedziemy przecież wiele godzin. Dla mnie przejście do rallycrossu to jest trzecia odsłona. Najpierw były rajdy WRC, potem dziesięć lat w Dakarze, a teraz myślę, że chciałbym popróbować czegoś co jest zupełnie nowe, gdzie jest duża dynamika, gdzie wszystko się dzieje w ułamku sekundy, można wszystko przegrać i wszystko wygrać jednym zakrętem i jednym skrętem.
A gdzie jest lepiej?
Trudno powiedzieć, jestem gościem z czołówki rajdów terenowych i moja głowa ciągle do tego Dakaru ciągnie, nie ukrywam, że chciałbym jeszcze w Dakarze wystartować, ale też obiecałem mojej żonie, rodzinie, że odpocznę od Dakaru. Być może te superciężkie przeżycia związane z Dakarem ominą mnie, przynajmniej na jakiś czas.
Z tego co słyszę to chciałby Pan odpocząć…
Serce mówi na Dakar, rozum mówi odpocznij. Nie chciałbym narozrabiać, nie chciałbym skończyć życia na wózku, Dakar jest takim miejscem, gdzie bardzo dużo się dzieje, gdzie ryzyko jest największe i śmiało trzeba o tym powiedzieć. Szczerze mówiąc to nie wiem czy stać mnie jeszcze na danie z siebie kompletnie wszystkiego, na ryzyko maksymalne, bo jednak żeby przyjechać na podium w Dakarze, nie da się jechać tak trochę, trzeba ryzykować na sto procent, trzeba bardzo szybko jechać. Taka decyzja zapadnie w czerwcu, albo lipcu i trzeba wtedy będzie powiedzieć albo jadę, albo nie jadę. Moja rodzina bardzo wyraźnie się domaga, żebym dotrzymał słowa i odpocznę. Życie jest piękne, nie wiem czy do końca trzeba wszystko stawiać na jedną kartę i powiedzieć a teraz się znowu nie udało, bo kolejny raz złamałem kręgosłup. Nie chciałbym trzeci raz złamać kręgosłupa.