Do incydentu doszło na początku spotkania, kiedy grupa kibiców z Białorusi rozwiesiła historyczną, biało-czerwono-białą flagę swojego kraju. W 1995 roku została ona zakazana przez Aleksandra Łukaszenkę, który wprowadził wówczas barwy czerwono-zielone, które były kopią sztandaru Białoruskiej Radzieckiej Republiki Socjalistycznej.
Ochroniarze na hali w Bydgoszczy kazali dopingującym Białorusinom złożyć flagę, tłumacząc, że jest ona za duża. Kibice karnie zwinęli materiał, ale wyciągnęli małe flagi i kontynuowali wspieranie swojej drużyny.
W przerwie meczu, kiedy nie było transmisji telewizyjnej, ochrona weszła na trybunę i zażądała opuszczenia jej przez Białorusinów. Kiedy ci nie zgodzili się, siłą zaczęli usuwać ich z obiektu. "Ochrona domagała się od nas opuszczenia trybun. Nie zgodziłem się bo uważam, że nie złamałem prawa. Polacy z Bydgoszczy wzięli nas w obronę. Uczepiłem się metalowej barierki. Ochroniarze użyli siły. Wykręcali mi ręce, mam pokiereszowaną nogę. Zamierzam złożyć pozew do sądu" - mówił w rozmowie z dziennikarzem "Rzeczpospolitej", Andrzejem Pisalnikiem jeden z kibiców Ihar Szczekarewicz.
Odpowiedzialny za bezpieczeństwo podczas Eurobasketu Zbigniew Szpilkiewicz z PZKosz stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i rzucił słuchawką.
Cezary Plender, prezes firmy ochroniarskiej Forta stwierdził z kolei, że ochrona podjęła interwencję na polecenie organizatorów. Jednocześnie podkreśla: "Ktoś pomylił imprezę sportową z manifestacją. To jest robienie sensacji z drobiazgu".
Komentarze w niezależnych media białoruskich nie pozostawiają na polskich organizatorach suchej nitki, pisząc o zdradzie wartości demokratycznych i oskarżając, że solidarność naszego kraju z narodem białoruskim to tylko słowa i deklaracje na papierze.