- Żeby być dobrze zrozumianym - nie uważam decyzji Duranta za idealną z perspektywy NBA. Ważne dla nas jest, aby wielcy zawodnicy byli rozrzuceni po całej lidze. Całkowicie szanuję jednak jego postępowanie. Miał status wolnego agenta i mógł dokonać takiego wyboru, jaki uważał dla siebie za najlepszy - dodał Silver.
Warriors to mistrzowie z 2015 roku i finaliści ostatnich rozgrywek. Już i tak bardzo mocną drużynę, której czołowymi postaciami są Stephen Curry, Klay Thompson i Draymond Green, wzmocniła jedna z największych gwiazd.
Durant w 2008 roku został uznany najlepszym debiutantem, a od 2010 roku nieprzerwanie jest wybierany do Meczu Gwiazd. Najskuteczniejszym strzelcem był w sezonach 2009/10, 2010/11, 2011/12 i 2013/14. W 2014 roku odebrał też nagrodę dla najbardziej wartościowego zawodnika (MVP). Po rozgrywkach 2015/16 wygasł jego kontrakt z zespołem Oklahoma City Thunder i o ściągnięciu go marzyły niemal wszystkie kluby.
Zdaniem Silvera ograniczyć takie sytuacje mogłyby odpowiednie zapisy w umowie zbiorowej między właścicielami klubów i zawodnikami. Obecnie włodarzom zespołów zatrzymywanie gwiazd ułatwia zapis, który pozwala im zaproponować koszykarzowi długoterminowy kontrakt na lepszych zasadach niż jakikolwiek nowy klub.
W przypadku Duranta nie miał on jednak racji bytu. W lipcu gwałtownie wzrósł limit, jaki kluby mogą przeznaczyć na wynagrodzenia (salary cap) i co więcej, według prognoz w najbliższych latach wciąż się będzie zwiększał. 27-letniemu skrzydłowemu opłacało się podpisać krótszą umowę, opiewającą na 54,3 mln dolarów za dwa lata gry, z możliwością wypowiedzenia jej przez zawodnika po roku. Wówczas kluby będą miały do dyspozycji jeszcze więcej pieniędzy, a jego staż w NBA będzie już wynosił 10 lat, co pozwoli mu podpisać maksymalny przewidziany przepisami kontrakt.