Polska - Finlandia 59:89 (16:26, 14:18, 14:20, 15:25)

Polska: Mateusz Ponitka 8, Michał Sokołowski 8, Aaron Cel 7, Łukasz Kolenda 7, Aleksander Balcerowski 6, Aleksander Dziewa 5, Jakub Schenk 5, Jarosław Zyskowski 4, A.J. Slaughter 4, Jakub Garbacz 3, Michał Michalak 2, Dominik Olejniczak 0.

Reklama

Finlandia: Sasu Salin 18, Lauri Markkanen 17, Elias Valtonen 12, Edon Maxhuni 8, Alexander Madsen 8, Petteri Koponen 6, Mikael Jantunen 5, Illari Seppala 4, Miro Little 4, Henri Kantonen 4, Topias Palmi 3, Shawn Huff 0.

Polacy rozpoczęli spotkanie w identycznym składzie jak z Czechami (kapitan Mateusz Ponitka, A.J. Slaughter, Michał Sokołowski, Aleksander Balcerowski i Aleksander Dziewa), ale spotkanie od początku miało inny przebieg.

Finowie, którzy przegrali z Izraelem po dogrywce (87:89), agresywnie bronili, szczególnie przeciw liderowi biało-czerwonych Ponitce. Kapitanowi było niezmiernie trudno znaleźć choć kilka centymetrów wolnego miejsca, by swoim sposobem +wkręcić+ się dynamicznie pod kosz.

Szybko dwa faule popełnił Balcerowski i trener Milicic posadził go na ławce, wprowadzając Dominika Olejniczaka. Z pilnowaniem lidera rywali, wysokiego (213 cm wzrostu), ale bardzo sprawnego Lauri Markkanena, który właśnie zmienił klub w NBA i nie jest już „Kawalerzystą” z Cleveland, lecz „Jazzmanem” z Utah, kłopoty mieli Dziewa oraz niższy o ponad głowę, 35-letni Aaron Cel.

Polacy popełnili też kilka błędów w ataku i po pierwszych wyrównanych minutach (4:3, 4:6), zaczęli tracić dystans do rywali. Ci prowadzili dzięki kontrom (13:8, 18:8), ale przede wszystkim dzięki rzutom zza linii 6,75 m. Trafili w pierwszej kwarcie sześć z dziewięciu prób (Polacy rzucali tylko raz z dystansu, trafił Slaughter) i po 10 minutach prowadzili 26:16.

Przewagę mieli także fińscy kibice, których w O2 zasiadło ponad 5000 (w sumie fanów było 8832). Żywiołowo dopingowali swoich ulubieńców, pozwalając od czasu do czasu znacznie mniejszej grupie Polaków okazać wsparcie biało-czerwonym.

Reklama

W drugiej kwarcie obraz gry nie uległ większej zmianie, biegający i agresywnie broniący Finowie kontrolowali sytuację i po niespełna trzech minutach prowadzili 30:19. Za trzy punkty trafił Cel, ale za chwilę tym samym odpowiedział Sasu Salin i podopieczni 35-letniego trenera Lassi Tuovi, wyglądającego jak nastolatek, prowadzili 35:22.

Do przerwy Finowie prowadzili 44:30, będąc wyraźnie lepiej zorganizowaną drużyną, w ataku i defensywie.

Po przerwie Polacy nie potrafili narzucić rywalom swojego stylu gry. Finowie byli szybsi, zwinniejsi, skuteczniejsi. Biało-czerwoni walczyli, ale nawet, gdy któryś z nich rzucał się po +bezpańską+ piłkę, to obok niego było dwóch rywali i to oni wychodzili zwycięsko z pojedynku.

W 26. minucie po rzucie Illariego Seppali Finowie uzyskali najwyższe prowadzenie w tej części 57:34. Trener Igor Milicic ściągnął z parkietu podstawowych zawodników (zostawił tylko Sokołowskiego), dając szansę rezerwowym. Wśród rywali nadal pozostawali w grze Markkanen czy Salin, ale mimo to przewaga Finów długo nie wzrastała, utrzymując się na poziomie 20 punktów.

W ostatniej części „Suomi”, niesieni dopingiem swoich fanów, mieli pełną kontrolę nad wynikiem i powiększyli prowadzenie, zachowując do końca pełną koncentrację. Świadczyć o tym m.in. to, że do 36. minuty nie spudłowali żadnego z 10 rzutów wolnych (100 procent miał Markkanen - 8/8) i dopiero dwa ostatnie okazały się niecelne.

W połowie kwarty Finlandia prowadziła 77:50 i nawet wejście Balcerowskiego, który z powodu trzech fauli przesiedział sporą część meczu na ławce rezerwowych, nie odmieniło sytuacji.

Finowie trafili 17 z 38 (45 proc.) rzutów za trzy punkty, podczas gdy Polacy tylko 6 z 21 (29 proc.). Niewiele wyższa była skuteczność biało-czerwonych za dwa punkty - 31 proc. (10 z 30). 18 strat Polaków, przy 11 takich zagraniach Finów, a także 15 asyst przy 27 podaniach Finów - znakomicie oddają obraz gry w hali O2 w Pradze. Podopieczni trenera Milicica wygrali jedynie walkę pod tablicami 37:33.

Niedziela jest dniem przerwy dla zespołów w grupie D, a w poniedziałek Polska zmierzy się z Izraelem.

Z Pragi - Olga Miriam Przybyłowicz