Pierwsze miejsce w grupie stawką meczu Polska - Francja

Podopieczni Igora Milicica przystąpili do pojedynku z Francją po trzech zwycięstwach: ze Słowenią 105:95, Izraelem 66:64 i Islandią 84:75. Natomiast wtorkowi rywale Polaków wygrali z Belgią 92:64 i Słowenią 103:95 oraz niespodziewanie przegrali z Izraelem 69:82.

Reklama

Biało-czerwoni i "Trójkolorowi" przed meczem byli już pewni awansu do fazy pucharowej turnieju, a jedni i drudzy mieli szanse na wywalczenie pierwszego miejsca w grupie. Ostatecznie o końcowej kolejności w grupie zdecyduje ostatnia kolejka, w której nasi koszykarze zmierzą się z Belgią.

Uwagi trenera pomogły Francuzom

Polacy zaczęli od efektownej asysty Mateusza Ponitki i kapitalnego "wsadu" Aleksandra Balcerowskiego. Kolejne punkty po rzucie za trzy punkty dla biało-czerwonych zdobył Jordan Loyd. Dzięki temu było 5:5. Później Francuzi odskoczyli na siedem punktów (12:5). Przewagę rywali do dwóch "oczek" zmniejszył Andrzej Pluta, który najpierw celnie rzucił za dwa, a po chwili za trzy punkty.

Dobra seria biało-czerwonych trwała dalej. Kamil Łączyński dołożył kolejna "trójkę" i wyszliśmy na prowadzenie 13:12, a po rzutach Michała Sokołowskiego i Dominika Olejniczaka zrobiło się 18:15 dla biało-czerwonych. Trener "Trójkolorowych" poprosił o czas. Uwagi szkoleniowca pomogły Francuzom, którzy niecałe dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty odzyskali prowadzenie, a ostatecznie wygrali ją 27:24.

Reklama

Do przerwy Polacy prowadzili trzema punktami

Druga kwarta rozpoczęła się od błędów technicznych z obu stron. Potem przez dłuższy fragment jedni i drudzy mieli kłopot z trafieniem do kosza. Szybciej skuteczność odzyskali reprezentanci Francji, którzy na siedem minut przed końcem drugiej odsłony meczu prowadzili 33:24. W dodatku Balcerowski popełnił trzecie przewinienie i nasz trener postanowił "oszczędzać" swojego centra.

Na szczęście Polacy otrząsnęli się z letargu i zaczęli odrabiać straty. Po celnej trójce Ponitki przegrywaliśmy już tylko 31:36. Kolejne cztery "oczka" dołożyli Olejniczak oraz Loyd i został już tylko jeden punkt do odrobienia. Do remisu udało się doprowadzić na minutę i 26 sekund przed przerwą po trzech skutecznych rzutach osobistych Sokołowskiego (41:41). W końcówce rywale nie trafili już do kosza, a nam udało się zdobyć trzy punkty. Dzięki temu do szatni Polacy schodzili prowadząc 44:41.

Słabsza trzecia kwarta Polaków

Drugą cześć meczu zaczęliśmy od fatalnego pudła Ponitki. Przy jego próbie rzutu za trzy punkty piłka nawet nie dotknęła obręczy. Kłopot z trafianiem z dystansu mieli też wicemistrzowie olimpijscy z Paryża. Obie drużyny punktowały po akcjach podkoszowych. Trzy punktowa przewaga Polaków utrzymywała się, gdy na zegarze było jeszcze pięć minut do końca kwarty, ale wtedy Francuzi zaliczyli celną trójkę i był remis 50:50. Po chwili rywale odskoczyli nam na pięć punktów i tę przewagę utrzymali już do syreny kończącej trzecią kwartę.

Polacy pogrzebali swoje szanse na początku ostatniej kwarty

Francuzi decydującą cześć zaczęli najlepiej jak mogli. Guerschon Yabusele trafił za trzy i jego zespół miał osiem punktów przewagi (63:55). Ten sam koszykarz po kolejnych kilkunastu sekundach znów popisał się celnym rzutem z dystansu. W ten sposób traciliśmy już do rywali jedenaście punktów.

Polakom na początku czwartej kwarty przez dłuższy czas nie układała się gra ani w obronie, ani w ataku. Jak się później okazało ten fragment zdecydował o losach meczu. Nasi koszykarze wprawdzie walczyli do samego końca. Na nieco ponad trzy minuty przed końcem po trójce Łączyńskiego przegrywaliśmy pięcioma "oczkami", a po akcji Sokołowskiego dwa plus jeden było już tylko 76:80. Do ostatniej syreny została minuta. Francuzi zmarnowali dwa rzuty osobiste. Niestety nie trafił tez Loyd. Rywale zaliczyli celną trójkę i stało się jasne, że tego meczu nie wygramy. Ostatecznie ulegliśmy aktualnym mistrzom Europy 76:83.

Na zwycięstwo w meczu z Francją czekamy od 40 lat. Ostatni raz polskim koszykarzom udało się wygrać z tym rywalem (97:94) na mistrzostwach Europy w Karlruhe w 1985 roku, gdy trenerem był Andrzej Kuchar. Później schodzili pokonani w 12 kolejnych spotkaniach.