Stolica Wielkopolski po raz szósty gościła uczestników nietypowych zawodów pod hasłem "Biegamy dla tych, którzy biec nie mogą". Całkowity dochód z wpisowego (120 zł od osoby) przeznaczony jest na rozwój badań nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym. W pierwszej edycji wystartowało ponad tysiąc osób, ale z roku na rok frekwencja szybko rosła. Obecnie limit wynosi osiem tysięcy zawodników, ale już sześć tygodni przed startem organizatorzy musieli zamknąć listę zgłoszeń.

Reklama

Wyjątkowość tej imprezy polega na tym, że jest to bieg bez klasycznej linii mety. Finiszem dla uczestników był samochód, który wyruszył ze startu pół godziny za zawodnikami z początkową prędkością 15 km/h. Tradycyjnie już za kierownicą auta pościgowego usiadł znakomity przed laty skoczek narciarski Adam Małysz. Podczas pierwszej edycji czterokrotny medalista olimpijski był jednym z zawodników i zaliczył 19 kilometrów. Rok później w miejscu, gdzie ukończył bieg kibicował uczestnikom. Od 2015 roku sam goni biegaczy.

"Tak już się utarło, że biegacze mówią, że nie łapie ich catcher car, czy meta, tylko Małysz albo Kapitan Wąs" - śmiał się Małysz przed startem.

Reklama

"A ludzie różnie reagują, gdy ich mijam. Jedni dostają dodatkowej energii i próbują jak najdłużej uciekać, a inni wołają, +Adam, dlaczego tak długo+" – dodał.

Reklama

Tym razem organizatorzy nieco zmienili regulamin dotyczący prędkości, auto pościgowe mocniej przyspieszało po kolejnych godzinach.

"Bieg przez to trwa krócej. Ten magiczny dystans, który miał być kiedyś pokonany - 100 kilometrów, chyba się definitywnie oddalił" – przyznał dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego.

Imprezie do samego początku towarzyszy Monika Pyrek. Była skoczkini o tyczce jeszcze kilka lat mówiła, że nie jest fanką długich biegów, ale w końcu się przekonała do dłuższych dystansów. Podoba jej się niezwykła formuła Wings For Life.

"To uciekanie przed metą to jest coś niesamowitego. Ale sam cel jest niezwykle szczytny. My biegamy, świetnie spędzamy czas, jednoczymy się, a fundacja Wings For Life prowadzi badania nad rdzeniem kręgowym. Już teraz dzięki funduszom udało się kilku podopiecznym wykonać kilka kroków za pomocą elektrostymulacji. To daje nadzieję, że dzięki naszemu wsparciu i postępowi nauki, ci, którzy jeszcze nie mogą biec, kiedyś z nami staną na starcie" – przyznała Pyrek.

Dla Joanny Jóźwik, specjalistki od dystansu 800 m, Wings For Life to także solidny trening - przebiegła 19,5 km.

"Jestem po raz czwarty w tej imprezie. Nie stawiałam sobie żadnych celów, jest to dla mnie start treningowy. Gdybym się uparła, pobiegłabym nawet maraton, ale na nie mogę sobie na to pozwolić, bo mogłabym sobie zrobić krzywdę. Z drugiej strony rok temu miałam zaliczyć 10 km, a przebiegłam dwa razy więcej, trochę mi uciekło to spod kontroli" – stwierdziła.

Stolica Wielkopolski była jedną z 12 tzw. realnych lokalizacji na całym świecie, biegacze rywalizowali m.in. w Monachium, Zadarze, Wiedniu, Rio de Janeiro, Izmirze, na Florydzie i Tajwanie. W ponad 100 innych miejscach zawodnicy uczestniczyli w Wings For Life dzięki aplikacji mobilnej, w Polsce zawodnicy biegali w Warszawie, Kaletach, Bochni i Kaletach.

Najdłużej przed Małyszem uciekał Osmulski, który zanotował 55,5 km. Jak przyznał, jest niezwykle zaskoczony zwycięstwem, bowiem jeszcze nigdy dotąd nie zaliczył maratonu. Wśród pań triumfowała Kowalczyk z wynikiem 43,1 km.

Polscy biegacze znakomicie radzili sobie na świecie. Dominika Stelmach wygrała w Rio de Janeiro, a jej pokonany dystans 53,5 km był drugim wynikiem w skali globalnej. Zwycięzcy ubiegłorocznej poznańskiej edycji Dariusz Nożyński (51,1 km) i Wioletta Paduszyńska (40,4 km) triumfowali w Sunrise na Florydzie.

Triumfatorami na świecie zostali Rosjanie Iwan Motorin w Turcji (64,3 km) oraz Nina Zarina w Szwajcarii (53,7 km).

Zwycięzcy lokalnych edycji mogą wybierać dowolne miejsce na całym świecie w kolejnym roku.