Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest przełożenie wyścigu o miesiąc. Już wcześniej organizatorzy wykluczyli możliwość przeprowadzenia go bez udziału publiczności. Zapowiadali, że ostateczną decyzję co do losów TdF podejmą do 15 maja.
W weekend natomiast francuskie media informowały, że prawdopodobną datą jego rozpoczęcia będzie 25 lipca. Według dziennika "Le Parisien" organizatorzy rozmawiali już z gospodarzami miast etapowych na temat przesunięcia rywalizacji ze względu na pandemię koronawirusa. Zgodę na wyścig w innym terminie muszą wyrazić nie tylko miasta, ale także francuskie służby sanitarno-epidemiologiczne oraz Międzynarodowa Unia Kolarska.
We Francji od 17 marca obowiązuje kwarantanna. Można wychodzić z domu wyłącznie do pracy, po zakupy lub do lekarza. Początkowo zaplanowana na dwa tygodnie, została już przedłużona do 11 maja.
Wagę Tour de France jako imprezy numer 1 w kalendarzu kolarskim podkreślają wszystkie ekipy elity. Dla wielu z nich ściganie we Francji stało się kwestią dalszej egzystencji. Z powodu zawieszenia sezonu, co nastąpiło w połowie marca, wiele grup poniosło już duże straty finansowe, muszą redukować etaty i obniżać pensje.
Jak oceniają specjaliści, czas potrzebny do zbudowania formy na "Wielką Pętlę" to minimum sześć i pół tygodnia.
Kolarze muszą wyjechać na szosy najpóźniej 10 maja, oczywiście jeśli warunki na to pozwolą – obliczył szef ekipy Arkea-Samsic Emmanuel Hubert. Obecnie jest to bardzo utrudnione. We Francji, Włoszech i Hiszpanii zawodnicy nie mogą trenować na zewnątrz ze względu na zagrożenie wirusem.
Tour de France jest jedyną wielką imprezą sportową tego lata, która nie została jeszcze odwołana. Piłkarskie mistrzostwa Europy czy igrzyska olimpijskie w Tokio przełożono na rok 2021. To daje więcej pole na ewentualną zmianę terminu wyścigu.