– Ogień ten będzie rozpalać serca ponad siedmiu tysięcy sportowców, którzy rywalizować będą w Polsce w ramach igrzysk europejskich, największej sportowej imprezy w 2023 r. Jestem dumny, że odbędzie się ona właśnie w miastach Małopolski, Śląska i Podkarpacia – mówił na początku kwietnia prezydent Andrzej Duda, kiedy w Rzymie odbierał płomień pokoju, który rozbłyśnie w Krakowie.

Reklama

Najbliższe dni pokażą, jak duże emocje będą towarzyszyć igrzyskom. Wystartuje w nich aż ponad siedem tysięcy sportowców z 48 krajów. Powalczą oni o złote krążki w 29 dyscyplinach.

Medale to jednak nie wszystko, bo stawka tej imprezy jest znacznie większa. We wszystkich sportach olimpijskich odbędą się kwalifikacje do przyszłorocznych igrzysk w Paryżu. Oznacza to, że każdy sportowiec ma podwójną motywację.

Tej nie może zabraknąć gospodarzom imprezy, którzy liczą na nieszablonową promocję. Do Krakowa i Małopolski zawitali przecież nie tylko zawodnicy, lecz także całe sztaby i kibice, którzy za jakiś czas mogą tutaj wrócić, ale już w charakterze turystów.

Reklama

– Jesteśmy wspaniałym i przyjaznym krajem, a warto to podkreślać zwłaszcza teraz. Chcemy pokazać naszym gościom, że jesteśmy krajem bezpiecznym i godnym zaufania. Wierzę, że igrzyska będą świetną reklamą Polski mówi Marcin Nowak, prezes Komitetu Organizacyjnego i spółki Igrzyska Europejskie.

Inną motywacją był impuls inwestycyjny dla regionu. Regionu, bo choć „Kraków” zapewne będzie najczęściej przewijał się w nazwie igrzysk, jest to impreza, która staje się dużym wydarzeniem dla całej Małopolski. Tak jak w przypadku Euro 2012, ale też innych dużych imprez sportowych nad Wisłą, gospodarze inwestują nie tylko w obiekty sportowe, lecz także w całą infrastrukturę towarzyszącą. Mniejsze ośrodki liczą, że będzie to również motor napędowy dla różnych gałęzi lokalnej gospodarki, co przełoży się na realne korzyści dla mieszkańców. I mimo że wydarzenie sportowe potrwa 12 dni, pozytywne skutki powinny być odczuwalne przez długie lata.

Krok po kroku

Reklama

Polska, a właściwie Kraków i Małopolska, to trzeci w historii organizator igrzysk europejskich. Po azerskim Baku i białoruskim Mińsku Kraków będzie pierwszym miastem Unii Europejskiej, które zorganizuje tę imprezę. A na tym zależało organizatorom ze Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich, którzy liczą, że igrzyska nabiorą większego niż dotąd rozgłosu i marszem podążą na Zachód, a co za tym idzie, na trwałe wpiszą się do sportowego kalendarza Europy.

Aby tak się stało, potrzebny jest sukces, zarówno organizacyjny, jak i sportowy. Polska, Kraków i Małopolska wydają się strzałem w dziesiątkę, bo w Europie znane są z tego, że potrafią przygotować duże wydarzenie sportowe w zasadzie od ręki. Przypomnijmy choćby ostatnie mistrzostwa świata w siatkówce, kiedy to turniej został odebrany Rosji, a trudu jego organizacji w zaledwie kilka tygodni podjęli się Polacy i Słoweńcy. Czasu było niezwykle mało, ale po raz kolejny udowodniliśmy, że można nad Wisłą przeprowadzić niezapomniane zawody.

Podobnie może być z igrzyskami europejskimi, choć w tym przypadku czasu było znacznie więcej. Wyboru gospodarza IE 2023 dokonano cztery lata temu, podczas poprzedniej imprezy. Kraków ugości sportowców wespół z innymi miejscowościami Małopolski, a nawet kilkoma miastami spoza województwa. Łącznie kibice będą mogli odwiedzić aż 27 obiektów, z czego oczywiście największa ich część znajduje się w stolicy regionu.

Ceremonia otwarcia odbędzie się 21 czerwca na Stadionie Miejskim w Krakowie (gdzie na co dzień mecze rozgrywa piłkarska Wisła Kraków), który zyskał odświeżony wygląd, bo zmienia się jego elewacja. Prac infrastrukturalnych było zresztą zdecydowanie więcej, bo w zasadzie co drugi obiekt doczekał się dofinansowania i liftingu. Małopolska to region nie tylko atrakcyjny turystycznie, lecz także oferujący bogate zaplecze gotowej infrastruktury sportowej, spełniającej wszystkie najważniejsze kryteria. Dlatego organizatorzy postawili na modernizację istniejących obiektów, by jednocześnie zminimalizować wydatki potrzebne na budowę nowych aren sportowych.

Obiektów sportowych będzie natomiast najwięcej w historii igrzysk europejskich. Dotąd nie było takiej potrzeby, bo w Baku i Mińsku sportowcy rywalizowali w odpowiednio 15 i 20 dyscyplinach. W Polsce będzie ich aż 29. Choćby z tego powodu Kraków nie musi oglądać się wstecz i porównywać do poprzednich imprez. Ta „nasza” będzie po prostu inna – trudniejsza, rozleglejsza terytorialnie, z mocniejszą obsadą sportową i większą stawką.

Podwójna motywacja

Podwójna stawka jest charakterystyczna dla tej imprezy. Kluczowe będą nie tylko medale, lecz także możliwość uzyskania kwalifikacji olimpijskiej. Jeśli ktokolwiek się zastanawiał, czy warto przyjechać do Małopolski pod koniec czerwca, to fakt, że można stąd bezpośrednio awansować do Paryża, rozwiewa wątpliwości.

Łącznie o bilety na igrzyska powalczą przedstawiciele 18 dyscyplin. W 9. stawka będzie dodatkowo wzmocniona, bo gra będzie się toczyć także o medale mistrzostw Europy. Kibice będą też mieli okazję zobaczyć niezwykłe turnieje skoków narciarskich, a także piłki ręcznej plażowej i piłki nożnej plażowej. Kiedy dodamy do tego kilka innych rywalizacji pokazowych, również w nowych sportach, robi się z tego całkiem ciekawa mieszanka.

Zresztą, słowo „miks” charakteryzuje tę imprezę. Nie ma drugiej takiej na świecie, gdzie sporty typowo letnie, jak kajakarstwo czy kolarstwo, łączą się z typowo zimowymi, jak skoki narciarskie. Nie ma drugiej takiej imprezy, gdzie pod jednym szyldem rywalizują sportowcy królewskiej dyscypliny, czyli lekkoatletyki, z przedstawicielami sportów, które dopiero aspirują do olimpijskich, jak padel czy teqball. Ci drudzy zechcą pokazać, że są sportowcami z krwi i kości, i również zasługują na szacunek. Pierwsi zechcą przypomnieć, że to od nich wszystko się zaczęło.

W przypadku igrzysk europejskich historia łączy się z nowoczesnością, bo samo Stowarzyszenie Europejskich Komitetów Olimpijskich zawiązało się dopiero w 1968 r. Ćwierć wieku później pojawiły się pierwsze pomysły, by zorganizować igrzyska na Starym Kontynencie.

Tym bardziej że świat widział podobne imprezy – odbywały się już bowiem igrzyska azjatyckie, afrykańskie czy panamerykańskie. Idea zaczęła nabierać kształtów po 2010 r., czego efektem były igrzyska w Baku, a potem w Mińsku. Teraz przyszła kolej na Europę Środkową.

Poprzednie imprezy nie przyniosły spodziewanego efektu. Częściej niż o sukcesach sportowców mówiło się o państwach-gospodarzach i politycznym tle. A to o Baku pogrążonym od lat w konflikcie o Górski Karabach między Azerami i Ormianami. A to o Mińsku, z autorytarnymi rządami Aleksandra Łukaszenki. I gdzieś w tle Federacja Rosyjska z rozległymi kontaktami w świecie sportu i polityki.

Złośliwi mówili, że igrzyska europejskie to zabawka Władimira Putina, który dla potrzeb propagandowych wysyłał na te imprezy – w przeciwieństwie do innych komitetów olimpijskich – najmocniejszą kadrę. Efekty były przewidywalne, bo to Rosja dwukrotnie wygrywała klasyfikację medalową. Z wielką przewagą.

Problem w tym, jak pokazały późniejsze dochodzenia, że sportowcy z tego kraju często ze sportem nie mają wiele wspólnego. Być może lepiej odnaleźliby się w farmaceutyce, bo wielu z nich miało bądź ma problem z dopingiem. Co więcej, zjawisko szprycowania sportowców niedozwolonymi substancjami przybrało tam charakter systemowy. Dlatego też Światowa Agencja Antydopingowa (której szefuje Polak Witold Bańka) w grudniu 2020 r. zawiesiła rosyjskich sportowców.

Sportowcy z Rosji nie reprezentowali na igrzyskach w Pekinie swojego kraju, a jedynie Rosyjski Komitet Olimpijski. Po agresji na Ukrainę światowe federacje sportowe zaczęły wyrzucać Rosjan z zawodów międzynarodowych. Taki stan trwa do dzisiaj. Rosjanie tym samym nie powiększą dorobku medalowego igrzysk europejskich, bo zabraknie ich w Polsce.

Co dla kibiców

Wobec tego kto może najwięcej skorzystać na nieobecności sportowców z tych dwóch krajów? Cztery lata temu w klasyfikacji medalowej za Rosją i Białorusią znalazła się… Ukraina. Jeśli tym razem wygrałaby w tym rankingu, byłoby to znamienne. Mocne na poprzedniej imprezie były też reprezentacje Holandii, Włoch i Francji. Osiem lat temu na podium znalazły się zespoły z Rosji, Azerbejdżanu i Wielkiej Brytanii, a w obydwu imprezach z dobrej strony zaprezentowała się reprezentacja Niemiec.

Polska dotąd zajmowała odległe lokaty, ale wszystko ma się zmienić w Krakowie. Niemal w każdej dyscyplinie naszych reprezentantów stać na zdobycie medalu. W niektórych, jak np. wspinaczka sportowa na czas (Aleksandra Mirosław, Natalia Kałucka) czy kajakarstwo (Karolina Naja i Anna Puławska), jesteśmy murowanymi faworytami do złota (więcej o medalowych szansach Polaków w oddzielnym tekście).

Wreszcie – pamiętajmy o sportach nieolimpijskich. Na tym polega unikatowość igrzysk europejskich, gdzie wszyscy traktowani są równo.

Kryje się w tym też pewien paradoks, bo organizatorzy liczą, że to właśnie przedstawiciele sportów mniej popularnych będą magnesem dla kibiców. Co ciekawe, by atletów zobaczyć z bliska, nawet nie trzeba będzie się zbytnio starać. Miejsca rozgrywania teqballu mogliby bowiem pozazdrościć wszyscy inni uczestnicy, bo areną zmagań w tym przypadku będzie krakowski Rynek Główny. Teqball przypomina nieco piłkę nożną rozgrywaną na wypukłym stole do ping-ponga. Gra jest szybka i bardzo widowiskowa, więc z pewnością przechodnie przystaną i z miejsca staną się kibicami.

Jeśli jednak teqball ich nie zainteresuje, to na Rynku Głównym będą mogli też zobaczyć padla. To również sport nieolimpijski, który w ostatnim czasie staje się coraz bardziej popularny. Padel to połączenie tenisa i squasha. I również jest widowiskowy. Co ważne, rozgrywki na Rynku Głównym będzie można obejrzeć zupełnie za darmo. Podobnie jest w przypadku sportów walki rozgrywanych w Myślenicach – na kickboxing i muaythai wstęp jest wolny.

Zresztą bilety na igrzyska europejskie są wyjątkowo korzystne cenowo. Wejściówki kosztują już nawet 10 zł, najdrożej trzeba zapłacić za bilet do Cracovii Areny, gdzie zostanie rozegrany turniej koszykówki 3x3. To kolejna perełka, w której szansę na medal będą mieli Polacy, którzy mają na koncie choćby zwycięstwo z mistrzami olimpijskimi z Łotwy. Bilety kosztują od 60 do nawet 200 zł, ale zainteresowanie jest duże, bo jest to dyscyplina, która w ostatnich latach robi prawdziwą furorę.

50 zł wystarczy, by nabyć wejściówkę na konkurs skoków narciarskich w Zakopanem. Biorąc pod uwagę kwoty, jakie zazwyczaj trzeba wydać zimą, cena wydaje się wręcz promocyjna.

Niemal każda dyscyplina będzie dysponować „swoim” obiektem, nie są one ograniczone wyłącznie do małopolskiej infrastruktury. W Rzeszowie odbędzie się rywalizacja w skokach do wody, we Wrocławiu w strzelectwie sportowym, a w Chorzowie w lekkoatletyce. Choć na Dolnym Śląsku będzie tylko jedna dyscyplina, to potrwa najdłużej – rozpocznie się drugiego dnia igrzysk, a zakończy ostatniego. Wrocław to kuźnia strzelców – stąd pochodzi np. mistrzyni olimpijska Renata Mauer-Różańska czy wicemistrz olimpijski Mirosław Rzepkowski.

Poza Kraków wyjechały też sporty walki. Kickboxerzy i przedstawiciele muaythai powalczą we wspomnianych Myślenicach, karatecy będą rywalizować w Bielsku-Białej, a do Krynicy-Zdroju zawędrowały judo i taekwondo. W tym ostatnim mieście będzie zresztą ciekawiej, bo po słynnej Górze Parkowej będą jeździć następcy Mai Włoszczowskiej, czyli przedstawiciele kolarstwa MTB. Bokserzy będą natomiast rywalizować w Nowym Targu, a stawka ich walk będzie prawdopodobnie najwyższa ze wszystkich – podczas igrzysk europejskich do rozdania są aż 44 nominacje w boksie na igrzyska olimpijskie.

Mała Copacabana powstaje w Tarnowie, gdzie odbędzie się rywalizacja plażowa piłkarzy ręcznych i piłkarzy nożnych. W drugim największym mieście w województwie małopolskim odbędą się też zawody wspinaczkowe, a także badmintonowe. Pływanie artystyczne trafiło do Oświęcimia.

Oblegane powinny być też podkrakowskie akweny. Wyczerpujący triathlon będzie rozgrywany nad Zalewem Nowohuckim, kajakowy sprint nad Zalewem Kryspinowskim, a kajakowy slalom w Centrum Sportów Kolna. Perłą w koronie krakowskich obiektów sportowych jest natomiast Tauron Arena Kraków, gdzie trafiła jedna z klasycznych dyscyplin – szermierka.

Innymi słowy: igrzyska europejskie to impreza, podczas której każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli ktoś ma więcej czasu, może obserwować wielogodzinne zmagania triathlonistów. Jeśli mniej, można się ograniczyć do kibicowania kilkusekundowej wspinaczki na czas.

Powiew zimy w środku lata

To może być jeden z hitów zbliżających się igrzysk europejskich. Skoki narciarskie znalazły się w programie letniej imprezy sportowej, a nasi najlepsi skoczkowie będą mieli niepowtarzalną okazję powalczyć o nowe krążki w bogatej medalowej kolekcji.

Skoki narciarskie na Wielkiej i Średniej Krokwi zostaną rozegrane przy pomocy igelitu. Dla jednych to profanacja zimowego sportu, dla innych znak czasów. Skoczkowie coraz częściej rywalizują latem, korzystając z porcelanowego rozbiegu i zeskoku pokrytego igelitem.

Jak zapowiedział prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz, Polacy stawią się na zawodach w najsilniejszym składzie. Kibice mogą spodziewać się na starcie Dawida Kubackiego, Kamila Stocha czy Piotra Żyły. Fani na pewno dopiszą, bo Zakopane, choć nazywane zimową stolicą Tatr, latem jest oblegane przez turystów równie często.

Nie tylko Polacy ostrzą sobie zęby na letnią rywalizację w Polsce. Do walki o medale letnich igrzysk – być może jedyne w karierze – staną silni rywale.

Nowy Jork w Nowym Sączu

Breaking, breakdance, a może breakdancing – sportowy świat od grudnia 2020 r. ma problem. Do programu olimpijskiego w Paryżu 2024 wpisano zupełnie nową dyscyplinę, której nawet nazwa nie jest do końca utrwalona.

Chodzi bardziej o taniec niż sport. Spacerując ulicami Rynku Głównego w Krakowie, ale też innych miast, można czasem dostrzec grupkę gapiów wpatrujących się w wyczyny młodzieży tańczącej do głośnej muzyki. I to jest właśnie najnowsza dyscyplina olimpijska, która na klasyczne salony trafia wprost z ulicy.

Breaking, znany od ćwierć wieku, podczas igrzysk ma spełniać dokładnie takie zadanie, jak na co dzień – przyciągać publiczność, bawić, dawać radość i zarażać pozytywną energią. W ostatnich latach ten taniec połamaniec przeszedł iście sprinterską drogę – sprofesjonalizował się, jest oceniany i punktowany, ma regulamin, a tancerze uczestniczą w zawodach. I przygotowują się do nich jak prawdziwi sportowcy. Breaking będzie można zobaczyć na żywo podczas Igrzysk Europejskich, a rywalizacja odbędzie się w Nowym Sączu. To tam przedstawiciele najmłodszej dyscypliny, a wśród nich Polak Igor Wypiór, powalczą o kwalifikację olimpijską. Ale nie tylko.

– Będzie szansa spotkać się z największymi tuzami tej dyscypliny i nie trzeba jechać do Nowego Jorku, wystarczy przybyć do Nowego Sącza – zachęca Adam Stefański, trener polskiej kadry breaking.

Duża niewiadoma

Na przełomie czerwca i lipca Kraków i Małopolska staną się miejscem, na które będą zwrócone oczy polskich kibiców – i nie tylko. Jak przekonują organizatorzy, ma to być sportowa impreza roku. Faktem jest, że ten właściwie nowy twór na sportowej mapie Europy jest dużą niewiadomą.

Pierwszy test organizatorzy zdali na piątkę. Mimo przedziwnej decyzji MKOl w Krakowie i Małopolsce zabraknie sportowców z Rosji i Białorusi. Do tego sukcesu należy dołożyć dwa kolejne – organizacyjny i sportowy. Na efekty nie trzeba będzie długo czekać, bo pierwsze oceny pojawią się zapewne już na wakacjach.

Tymczasem igrzyska w Krakowie będą niejako imprezą przejściową. Za cztery lata dojdzie do wielkich zmian, bo już zapowiedziano, że wówczas wszystkie dyscypliny igrzysk europejskich mają dawać szansę na kwalifikację olimpijską do IO w Los Angeles w 2028 r. Wciąż natomiast nie jest znany gospodarz kolejnej imprezy. Zainteresowanie wykazywał chorwacki Split. Na razie w centrum uwagi będzie Kraków, Małopolska i Polska.

MB