Wprawdzie podpisał pan dwuletni kontrakt z Górnikiem Zabrze, ale podobno z klauzulą umożliwiającą rozwiązanie tej umowy, gdy prezes PZPN zaproponuje panu posadę selekcjonera?
Henryk Kasperczak: Nie wiem, kto takie, za przeproszeniem, pierdoły wymyślił. Jaka klauzula w kontrakcie? Kiedy rozmawiałem z panami Muellerem i Danglem z Allianza o mojej robocie w Zabrzu, ten drugi powiedział: „Wiemy, że ojczyzna może się upomnieć o Kasperczaka. Nie znamy powodu, dla którego mielibyśmy pana nie wpuścić na selekcjonerskie salony”. To wszystko w sprawie reprezentacji. W połowie września rozpocząłem dwuletni okres pracy w Górniku i myślę wyłącznie o Górniku. Jeżeli w ogóle kiedyś pojawi się propozycja z PZPN, dopiero wtedy będę się zastanawiał.

Reklama

Prowadzenie reprezentacji Polski zawsze było pana największym marzeniem. Dzisiaj już nie jest?
W moim zawodzie jedynym marzeniem jest wygrać najbliższy mecz. Prowadziłem już pięć reprezentacji zagranicznych. Michał Listkiewicz z Henrykiem Apostelem proponowali mi kiedyś , bym był jednocześnie trenerem Wisły Kraków i selekcjonerem. A czy ja się nazywam Walery Łobanowski? On, prowadząc Dynamo Kijów i reprezentację ZSRR, oparł drużynę narodową na zawodnikach swego klubu. Załóżmy, że przyjąłbym ofertę Listkiewicza i postąpił jak Łobanowski. Ale byłaby zawierucha. Zawistni wypominaliby mi to do grobowej deski.

Półtora roku temu znowu odmówił pan Listkiewiczowi, rezygnując z miejsca w zarządzie PZPN.
Wiedziałem, co robię, bo uniknąłem zawieszenia i mogę dziś spokojnie pracować w Zabrzu. A mówiąc poważnie – jestem człowiekiem niezależnym, więc nie chciałem brać udziału w tych grach i zabawach, uczestniczyć w jakichś układach.

I wtedy podpadł pan ludziom z Miodowej po raz trzeci, stając się popieranym przez rząd kandydatem na nowego prezesa PZPN?
Była taka opcja, ale w gabinecie długo bym nie wysiedział. Zdecydowanie bardziej wolę chodzić po trawie boiska niż po perskich dywanach. Z tego też powodu ostatnio nie zostałem dyrektorem sportowym w Saint Etienne. Zarobki miałbym tam nieporównywalnie wyższe niż w Górniku, ale na emeryturę jeszcze się nie wybieram. Kiedy przyszedłem do Górnika, zawistników przede wszystkim interesowała wysokość mojego kontraktu. Ferguson w ciągu roku zarabia tyle, ile ja przez dotychczasowe 23 lata trenerskiej pracy. Czy ja jednak zadroszczę Fergusonowi?

Pan, w przeciwieństwie do sir Alexa, szuka jednak szczęścia w Górniku. Z sentymentu do Zabrza?
Miejsce urodzenia nie ma wielkiego znaczenia, zresztą z Zabrza wyprowadziłem się 43 lata temu. Miałem oferty z Kuwejtu, Zamaleku Kair, FC Nantes, ale nic z nich nie wyszło. Po pierwszej rozmowie z szefami Allianza pomyślałem sobie, że oni chcą zrobić w Górniku coś dobrego. I znowu jestem w polskiej piłce.

Poprzednio obejmował pan jednak drużynę walczącą o mistrzostwo, w której roiło się od reprezentantów Polski. Po co panu rozczarowania w Górniku?

Pierwsze dwa mecze przegrałem, ale nie usłyszy pan ode mnie krytycznego słowa na temat letnich transferów do Zabrza, czy przygotowań drużyny do sezonu. To już historia, a ja pracuję tu dopiero od dwóch tygodni. Przyglądam się, analizuję i trochę mam pecha. Zahorski, Pitry i Madejski – trzej zawodnicy, na których opiera się siła ofensywna zespołu, akurat zagrali u mnie z drobnymi urazami, no i skuteczność strzelecka całkiem nam siadła. Ale przeżyjemy to, wyjdziemy z dołka.

Reklama

Musi pan jednak wymienić połowę drużyny. Kontaktował się pan już z menedżerem Tadeuszem Fogielem i agentami piłkarzy z Afryki?

Na razie nie było takiego tematu. Dziennikarze już sprowadzili mi do drużyny Frankowskiego, Żurawskiego, Kosowskiego i paru innych. W gazetach czytam, że nowym prezesem będzie Lubański, że postawię też na Szarmacha. Współpracować chce Kostka, w Niemczech mieszka Szołtysik... Dziękuję mediom, że tak bardzo chcą mnie i Górnika uszczęśliwić. Najpierw jednak zawodnicy, którzy już tu są, muszą uwierzyć w swoje możliwości. Buduję też sieć klubowego skautingu, bo nos mi podpowiada, że w małych klubach ze Śląska i okolic gra dziś kilku następnych Błaszczykowskich.

Czyli po 2 latach pana pracy Górnik może już być wielki?

Najpierw moich piłkarzy muszę nauczyć wygrywać mecze. Opowieści o piątym miejscu w tym sezonie, czy mistrzostwie Polski za cztery lata traktuję jako matematyczną ciekawostkę. Górnik to nie jest fabryka gwoździ, tylko piłka, gdzie nic nie można zważyć ani obliczyć. Kiedy dojrzejemy pierwszy powiem, że powalczymy z Wisłą, Legią i Lechem o mistrzostwo.