Na mistrzostwach Europy w 2004 roku Czechy miały najpiękniej grający zespół, którego bał się każdy rywal. Pana drużyna jest chyba dużo gorszą od tamtej ekipy…

Reklama

Petr Rada: Nie powiedziałbym tego. Owszem, nie mamy już Pavla Nedveda, Vladimira Smicera czy Karola Poborsky’ego. Zapewniam jednak, że ich następcy potrafią grać z podobnym polotem i fantazją. Według mnie taki Tomas Ujfalusi często zbliża się do poziomu swoich znanych poprzedników. Inni chłopcy też umieją dać czadu. Dowiedliśmy tego choćby w zremisowanym 2:2 na Wembley meczu z Anglią.

Pytanie czy to wy zagraliście wtedy tak dobrze, czy rywal tak słabo.

Myślę, że obie drużyny pokazały w tamtym meczu klasę. Bardzo pochwaliłem po tym spotkaniu swoich podopiecznych. Mieli olbrzymią wolę zwycięstwa, nie wystraszyli się kilkudziesięciu tysięcy wrogo nastawionych ludzi na stadionie.

Jaka była pana reakcja, gdy dowiedział się, że Karel Bruckner rezygnuje? Był pan jego asystentem.

Szczerze to namawiałem go, żeby został. Nie posłuchał mnie jednak, był bardo zdeterminowany, naprawdę chciał odejść.

Po Euro 2008 z gry w kadrze zrezygnował Jan Koller. Jego także próbował pan namówić do zmiany decyzji?

Reklama

Tak. Po długiej i szczerej rozmowie najpierw obiecał mi, że będzie przyjeżdżał na zgrupowania, jeżeli reprezentacja znajdzie się w potrzebie. Potem jednak niestety znowu zmienił zdanie. Urodziło mu się drugie dziecko, uznał, że cały swój czas podzieli pomiędzy pomaganie żonie w obowiązkach domowych, a grę w rosyjskiej Samarze.

Z reprezentacji zrezygnował też jakiś czas temu Pavel Nedved. Miał go zastąpić Tomas Rosicki, ale zawodnik Arsenalu od kilku lat nie robi postępów…

Nie zgodzę się z tą tezą. Tomas naprawdę daje dużo mojej drużynie. Ma inny styl i inny charakter od Pavla, dlatego unikałbym w ogóle porównania tych zawodników.

Rok temu wasza drużyna do lat 20 zdobyła wicemistrzostwo świata. W pierwszej kadrze próżno jednak szukać wielu nazwisk z tego zespołu. Dlaczego? Czy młode wilki są jeszcze gorszymi piłkarzami od doświadczonych 30-latków?

Chodzi o co innego – po tym sukcesie kilku chłopaków wyjechało do zagranicznych klubów. To był błąd. Przestali się rozwijać, bo nie umieli sobie wywalczyć miejsca w składzie. Moim zdaniem powinni zostać w Czechach, pograć w ojczyźnie jeszcze rok lub dwa. To wyszłoby na dobre zarówno im, jak i naszej drużynie narodowej.

Jakie ma pan zdanie na temat konfliktu na linii Mirosław Drzewiecki – FIFA i UEFA?

Odpowiem tak: pilnie śledzę to, co dzieje się w waszej piłce. Znajomi tłumaczą mi artykuły z polskich portali, więc jestem na bieżąco. Ale nie chciałbym komentować tej sprawy. Nie zajmuje się problemami rywali, a tym, żeby przygotować swój zespół jak najlepiej do meczu w Chorzowie. Tam czeka nas prawdziwa wojna.

Chyba pan nieco przesadza. Polacy są bez formy, jeśli zagracie na swoim normalnym poziomie, to nie powinniście mieć problemów z pokonaniem nas.

Oj, jestem zdziwiony, że nie docenia pan swojej reprezentacji. Ja czuję do niej wielki respekt.

Na jakiej podstawie? Widzi pan w zespole Leo Beenhakkera jakieś indywidualności, które w pojedynkę mogą wygrać mecz?

Oczywiście.

Proszę zatem podać nazwiska.

Boję się Mariusza Lewandowskiego, Euzebiusza Smolarka i Jacka Krzynówka. To doświadczeni zawodnicy, którzy w każdej chwili mogą jednym błyskotliwym zagraniem położyć rywala na łopatki.

Ale ci piłkarze nie grają w swoich klubach, więc można powiedzieć, że obecnie są bez formy.

Ależ nie ma pan racji! Ta trójka może i nie występuje co tydzień, ale za to regularnie bardzo ciężko trenuje. Dzięki temu podtrzymuje dobrą dyspozycję, którą może pokazać w meczach kadry.