"To istny krach. Znaleźliśmy się w oku cyklonu. Według wyliczeń londyńskich ekspertów cała nasza piłka jest zadłużona na kwotę 3 miliardów funtów. Dwie trzecie tej sumy wygenerowała Premier League" - bije na alarm Lord Triesman, prezydent FA (angielska federacja piłkarska) i były minister w rządzie Tony'ego Blaira. "Ale nie ma co się dziwić, skoro zarobki piłkarzy rocznie wzrastają o 12 procent. Jak tak dalej pójdzie nie wytrzymamy tego rytmu i wszystko runie" - prorokuje Triesman. Zapomina jednak dodać, że federacja, na czele której stoi sama musi spłacić dług wysokości 500 mln euro, zaciągnięty na budowę nowego Wembley.

Reklama

Kryzys z całym impetem uderzył głównie w kluby zarządzane przez obcokrajowców. Londyńska Chelsea, na którą Roman Abramowicz wydał do tej pory 650 milionów euro, co roku dopłacając do swojej zabawki 100 milionów, znalazł się na krawędzi bankructwa. Wierzyciele są nieubłagani i domagają się od rosyjskiego miliardera natychmiastowej spłaty prawie 800 milionów euro. Jeszcze wczoraj wydawało się, że przepastna kieszeń rozrzutnego oligarchy gwarantuje Chelsea finansową nieśmiertelność i spektakularne transfery. Dziś w obliczu krachu będzie lepiej jeśli Abramowicz zacznie oszczędzać. W ciągu kilku miesięcy wartość majątku Rosjanina zmalała bowiem o 20 miliardów dolarów - pisze DZIENNIK.

Poważne problemy mają też rywale The Blues. Do poszukiwań nowych właścicieli może być zmuszony Manchester United. Główny sponsor klubu, towarzystwo ubezpieczeniowe AIG był blisko plajty, ale w ostatniej chwili został przejęty przez rząd USA. Jeszcze większe kłopoty ma Liverpool. Właściciele The Reds - Amerykanie Gillet i Hicks, przejmując zimą 2007 klub, zaciągnęli pożyczkę wysokości 330 mln euro, po czym na budowę nowego stadionu poprosili banki o dodatkowe 450 mln. Teraz najchętniej pozbyliby się kontrolnego pakietu akcji i ewakuowali z tonącego statku. "Z powodu zawirowań na światowych rynkach finansowych każda inwestycja jest ryzykowna. Dlatego odkładamy rozpoczęcie budowy stadionu do czasu, aż sytuacja się uspokoi" - powiedział dyrektor generalny klubu Rick Parry. Pierwsze prace miały ruszyć jeszcze w tym roku, a zakończyć w 2011 r. Dziś ta data jest już nieaktualna.

Informacje o złych wynikach finansowych Anglików błyskawicznie dotarły do Szwajcarii. Na międzynarodowej konferencji zorganizowanej pod hasłem „Leaders in football” sekretarz generalny UEFA David Taylor ostrzegł wszystkie kluby funkcjonujące ponad stan: „W przyszłości będziemy wykluczać z europejskich pucharów największych dłużników. Kluby muszą być prowadzone rozsądnie, mierzyć siły na zamiary, a nie bezkrytycznie wierzyć w miliony płynące z niepewnych interesów swoich właścicieli”. Pierwszym, który pogroził palcem Anglikom był sam Michel Platini. Szef UEFA miał pretensje, że grupa ludzi trzęsąca Premier League za cenę sukcesu nie zawaha się użyć niedozwolonych chwytów. "W ogóle nie liczą się z wydatkami. Ale najgorsze, że nie przejmują się niesprawdzonymi źródłami finansowania miliarderów inwestujących w ich ligę" - grzmiał niedawno Francuz.

Reklama

Władze Premiership udają jednak, że nic złego się nie dzieje. "Kryzys? Jaki kryzys!" - podnosi głos Richard Scudamore, jeden z członków rady nadzorczej angielskiej ekstraklasy. "Poziom zadłużenia 20 klubów bilansują rekordowa frekwencja i ogromne zainteresowanie naszą ligi na całym świecie. Zobaczycie, że wkrótce kolejni bogacze wpompują swoje miliony w angielską piłkę" - dodaje Scudamore. "Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że dziś klub może sobie kupić każdy. Nawet najkrwawszy dyktator" - puentuje zrezygnowany Triesman.