We wrocławskiej prokuraturze przewija się wątek Świtu Nowy Dwór, który kiedyś pan prowadził. Piłkarze pańskiego zespołu pod pańskim nosem kręcili meczami...

Panowie, nie jestem naiwnym człowiekiem. Gdy zobaczyłem, co się dzieje, poszedłem do prezesa klubu i powiedziałem, że nie mam zamiaru bawić się w ciuciubabkę. Powiedział tylko: trenerze, dziwię się, że i tak pan tyle wytrzymał!

Wie pan,, jak rozwiązać problem korupcji?

Zacznijmy od tego, że też czuję się za korupcję w polskiej piłce odpowiedzialny, choć miałem to szczęście, że 17 lat mnie w Polsce nie było. Nie czarujmy się. Wszyscy o większości spraw wiedzieliśmy, o kwotach, kto komu płacił. I w jakiś sposób to tolerowaliśmy. Dlatego trzeba przyjąć zasadę grubej kreski. Odcinamy przeszłość i od dzisiaj zaczynamy grać inaczej. A jeśli ktoś by się wychylił już po grubej kresce, to musiałaby czekać go dożywotnia dyskwalifikacja. Jeśli tego nie zrobimy, to ta afera nie będzie miała końca. Przecież nas wszystkich można i trzeba by było pociągnąć do odpowiedzialności. Ktoś kto mi zarzuci, że widziałem i nie powiadomiłem prokuratury, będzie miał rację.

Dotychczas mówili na pana "Doktor" lub "Bin Laden", a teraz będzie pan "leśnym dziadkiem"...

Bo zostałem członkiem zarządu PZPN? Nie przeszkadza mi to. Nie ma sensu walczyć z mediami, czy obrażać się za jakieś ksywki. Gdyby media nie były agresywne, gdyby nie atakowały, nie pisały ciekawie, to nikt by się tym sportem nie interesował.

Opinia o Majewskim była mniej więcej taka: Jaki "Doktor" jest, taki jest, ale uczciwy. Teraz wszedł pan między wrony, stał się działaczem PZPN pełną gębą. Nie szkoda tak psuć sobie opinii?


Głupi, ale uczciwy (śmiech). Nie musiałem znaleźć się w zarządzie PZPN, ale chciałem. Spróbuję coś zmienić. Mam mnóstwo pomysłów.

Jest pan przedstawicielem organizacji, która jawi się żałośnie. Delegat Adamus zdradza z mównicy, że inni delegaci chcieli przestrzelić mu kolana, a sala pęka ze śmiechu.

To niech inne dziedziny naszego polskiego życia też staną się poważne. Nie wyobrażam sobie, żeby na Zachodzie prokuratura nie zajęła się sprawą tak poważnego zarzutu, jaki został wygłoszony publicznie. Podejrzewam, że w innych krajach nazywanie kogoś publicznie Bin Ladenem czy Hitlerem też nie uchodziłoby płazem tak jak u nas.

Komedię można było nakręcić na podstawie ostatniego zjazdu PZPN. Kazimierz Greń kompletnie się skompromitował. Obiecał, że odpali prawdziwą bombę, a jak przyszło co do czego, to milczał i chował się po kątach.

A ja uważam, że Kazio dobrze zrobił, że nic w końcu nie powiedział. To wszystko, co by powiedział, obróciłoby się przeciwko niemu. Nie zawsze warto mówić prawdę.

A nam się wydaje, że zawsze warto...

Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć, co chciał wyjawić Greń, choć dokładnie to wiem.

Wracajmy do tego jak pan jest postrzegany. "Konfliktowy, tyran, piłkarze go nie znoszą, prawdziwy zderzak".

Ja nie chcę mówić, że tak nie jest. Mam swoje zasady. I nie odejdę od tego. Dla mnie śmieszne jest, jeśli media chwalą zawodników za zaangażowanie. A czy oni łaskę robią? Czy można w ogóle pracować na pół gwizdka? To jest podstawa wszystkiego, obowiązek. Nie wolno ludzi oszukiwać. Ludzie za to płacą. Nie mam problemów z zawodnikami, którzy zapieprzają.

W Bełchatowie było święto, kiedy piłkarze się dowiedzieli, że nie będzie pan jednak trenerem GKS...

Bo pewnie bali się kar, które rzekomo nadmiernie stosuję. Ale to też jest przesadzone. Ja wymagam kultury, niechodzenia w klapkach i krótkich gaciach do restauracji, punktualności i innych banalnych, podstawowych spraw. O tym w Anglii czy w Niemczech się nie pisze, bo to jest oczywiste.

Jeszcze jako trener Amiki Wronki podjął pan próbę walki z hazardem wśród piłkarzy. Poległ pan z kretesem...

Niestety, tak. Hazard to teraz plaga. W moich czasach też graliśmy w karty, na kasę oczywiście. My jako sportowcy mamy hazardową żyłkę. Kto się angażuje w sport, musi ją mieć. Ale nie można przesadzać. W Amice próbowaliśmy z Pawłem Janasem to ukrócić, bo sumy, jakie przegrywają ci młodzi ludzie, są kosmiczne. Niszczą swoje rodziny. Przecież oni mogliby być ustawieni do końca życia, ale bezmyślnie trwonią swój dorobek. Oni przegrywają wszystko i jeszcze pożyczają. Duży wpływ na taki stan rzeczy mają ich partnerki życiowe.

Żony są winne?

Jeżeli mam żonę, która stworzy mi ognisko domowe, to będę szedł raczej do niej, a nie do kasyna. A jak przegnę, to ona w pewnym momencie powie mi dosyć. Tymczasem oni uciekają w ruletę, bo im się w tych małżeństwach nie układa. Często, zbyt często, wybierają źle. Na rulecie i w życiu.

W pana czasach piłkarskich nieudane związki też nie były niczym nadzwyczajnym. A rozrywką numer jeden była gorzała...

Inaczej było. Owszem, spotykaliśmy się na kartach, imprezowaliśmy. Ale znały się nasze rodziny, zapraszaliśmy się do domów. Były więzi międzyludzkie. Drużyny były zintegrowane także towarzysko. Teraz świat poszedł w innym kierunku. Każdy sobie rzepkę skrobie. Nie ma atmosfery, liczy się tylko kasa.

Może właśnie pan jako trener nie potrafił o tę atmosferę zadbać?

W Cracovii organizowałem spotkania wigilijne. Mówię: weźcie rodziny, spędźmy te kilka godzin wspólnie, a oni na to: a musimy? O czym tu mówić?

Wśród piłkarzy panuje kult pieniądza?

To jest dla nich największa wartość.

Jak to było z Mirosławem Klosem? Przed laty nie chciał go pan podobno wziąć do drużyny rezerw.

Jako trener rezerw Kaiserslautern przyjaźniłem się z Andrzejem Szarmachem i Józkiem Klosem. Andrzej mi mówi: "Popatrz, syn Józka robi niesamowite postępy". Nie mogłem go wziąć od razu, bo miałem dwóch bardzo dobrych zawodników w ataku i Mirek wówczas by ich nie przeskoczył. Siedziałby tylko na ławce rezerwowych. Ustaliliśmy, że będzie nadal grał w niższej lidze, a raz w tygodniu, w czwartki, po cichu przyjeżdżał do mnie 40 km na treningi. To było znakomite posunięcie, bo w tej czwartej lidze strzelił 18 goli i jak w końcu przyszedł do Kaiserslautern, to od razu podpisał kontrakt.

Dlaczego PZPN nie wyszukuje za granicą takich talentów jak Klose?

Na zawodników w takim wieku, w jakim wypływał Klose, to jest zwyczajnie za późno. Trzeba szukać i przyglądać się już ośmiolatkom. Potrzeba jest do tego przynajmniej kilkudziesięciu osób. Cały świat ma profesjonalny skauting tylko nie my.

Powtarzamy zatem pytanie: dlaczego PZPN tego nie robi?

Brak organizacji. Mamy bardzo dużą wiedzę, tylko nie potrafimy wprowadzać projektów w życie. Winna jest nasza mentalność, dopóki nam woda nie sięga do gardła, jesteśmy przekonani, że jakoś tam będzie. Mamy za dużo słabości. A jak ktoś jest konsekwentny i wytrwały, to będzie miał taką opinię jak ja.

Czyli jaką?

Taką jak mówicie. Zamordysta, tyran, Bin Laden...






































































Reklama