Cezary Kowalski: Trenuje pan młodzież w Feyenoordzie Rotterdam od lat, zna pan układy panujące w tym klubie. Jaką tak naprawdę rolę będzie w nim spełniał Leo Beenhakker?
Włodzimierz Smolarek: Feyenoord to zbyt poważny klub, aby cokolwiek robić po cichu. Rola Leo będzie dokładnie taka, jak to ogłoszono podczas konferencji prasowej. Bezpłatnie będzie doradzał trenerowi i zarządowi.

Reklama

Czy stanowisko doradcy w Feyenoordzie istaniało także wcześniej?
Oczywiście. Tę rolę pełnił Wim Jansen. Odszedł razem z trenerem Gertjanem Verbeeckiem.

Jansen pełnił tę rolę bezpłatnie?
Nie, był normalnie wynagradzany.

Dlatego tak trudno uwierzyć, że w obecnych czasach, w profesjonalnym klubie ktoś może pracować zupełnie za darmo.
Proszę mnie nie ciągnąć za język. I proszę wziąć pod uwagę, że Leo dla Feyenoordu znaczy bardzo wiele. Pochodzi z tego miasta, osiągał z tą drużyną sukcesy. Klub znalazł się w tarapatach i poproszono go o pomoc, a on nie chciał odmawiać. Wyraźnie jednak podkreślono, że najważniejsza jest dla niego umowa z PZPN i będzie stawiał się na każde wezwanie swojego pracodawcy z Polski.

Sądzi pan, że można być jednocześnie selekcjonerem reprezentacji Polski i próbować odbudowywać klub, który ma siedzibę ponad tysiąc kilometrów od Warszawy?
Zgadzam się z Leo, który twierdzi, że to jego sprawa, co robi w wolnym czasie. Doradzanie nie jest tak czasochłonne, żeby mogło mieć jakiś negatywny wpływ na to, co robi w Polsce.

A nam się wydaje, że jednak jest. W miniony weekend Leo obserował mecz Nijemgen, w którym gra kandydat do występów w Feyenoordzie Youssef El-Akchaoi. W tym czasie mógłby pofatygować się na jakiś mecz z udziałem polskiego zawodnika.
W poniedziałek Leo wybrał się na mecz rezerw Feyenoordu w Tilburgu aby obserwować młodego Janotę, właśnie w kontekście gry w reprezentacji Polski.

I co? Janota ma aż taką smykałkę, aby spróbować go w pierwszej reprezentacji?
Moim zdaniem jeszcze nie. Musi czekać i poukładać sobie w głowie. To jest jego problem.

Reklama

A zatem Leo fatygował się daremnie.
Leo śledzi postępy tego chłopaka. I naprawdę nie zmusi mnie pan do krytyki Leo. Szanuję go także za to, co zrobił dla reprezentacji Polski. Wiele rzeczy można o nim mówić, ale nie to, że nie zna się na trenerskiej robocie. No dostał medal od naszego prezydenta czy nie? Jeśli dostał to znaczy, że jest wybitny.

Obecna sytuacja jest jednak chora. PZPN jest maksymalnie niezadowolony z poczynań swojego pracownika, Leo też ma wyraźnie dość Polski i szuka możliwości ucieczki.
Wiem, że Beenhakker w Polsce ma przede wszystkim dość mediów i polskich trenerów.

Co powinien zrobić teraz prezes PZPN Grzegorz Lato?
Podjąć zdecydowaną decyzję. Albo w tę stronę, albo w tę.

To prawda, że dwukrotnie był pan bliski tego, aby stać się asystentem Benhakkera i za każdym razem ktoś pana kandydaturę blokował?
A skąd pan to wie?

Z poważnego źródła.
Mogę powiedzieć tylko tyle, że zawsze byłem blisko kadry. Przede wszystkim sercem. Prawda jest taka, że miałem szkolić młodzież i przygotowywać zawodników, którzy trafialiby do pierwszego zespołu.

Zablokował pana kandydaturę najbliższy współpracownik Beenhakkera Jan de Zeeuw, który poróżnił się z pana synem Ebim?
Jan nie mógłby mi czegoś takiego zrobić. Przecież to on w latach 80-tych ściągał mnie do Feyenoordu.

Prezesem PZPN został pana kolega z boiska i przyjaciel Grzegorz Lato. Temat pana pracy w związku powraca?
Tak, jest taki projekt. Grzesio ma wkrótce przyjechać do mnie do Rotterdamu i ustalimy szczegóły. Chciałbym wykorzystać swoje doświadczenie i zająć się szkoleniem najbardziej utalentowanych w Polsce 16- i 17-latków. Reprezentacje wszystkich roczników, tak jak na zachodzie, powinny grać w tym samym systemie. Trzeba ujednolicić szkolenie tak, aby w wieku 18 lat poszczególni zawodnicy byli gotowi do gry w pierwszym zespole. Tylko u nas za perspektywiczne talenty uważa się zawodników, którzy dawno skończyli 20 lat.

Co słychać u Ebiego?
Wszystko dobrze, był ostatnio u nas cztery dni, bo w lidze angielskiej była przerwa.

Jego przenosiny do Boltonu nie były chyba najlepszym rozwiązaniem.
Czasem trudno wyczuć, co jest dla zawodnika dobre. W każdym razie różnica między jego sytuacją w Hiszpanii i Anglii jest mniej więcej taka, jak między słońcem a deszczem. Trzeba pamiętać, że Ebi jest tylko wypożyczony z Racingu Santander. Wiele wskazuje na to, że niebawem wróci do Hiszpanii i powalczy o miejsce w pierwszym składzie.