Wszyscy powtarzacie, że z całego serca chcecie wygrać z San Marino, że sprężenie jest maksymalne. Jednak przed meczem z Irlandią Północną też tak mówiliście, i nic z tego nie wyszło.
Teraz będzie inaczej. Naprawdę jesteśmy zmobilizowani. Nie obrażamy się za krytykę, bo po tym, co pokazaliśmy w Belfaście, jest ona jak najbardziej uzasadniona. Dziś musimy zdobyć trzy punkty, żeby choć częściowo zmazać plamę, jaką daliśmy w sobotę. Nieważne będą styl ani wynik 5:0 czy tylko 1:0. Ważne są trzy punkty, żeby losy awansu nadal zależały tylko od nas.
Przez ostatnie dni myśleliście o tym, co się stało w Belfaście?
Tak, ale nadal nie wiemy, co tam się z nami działo. Wszyscy popełnialiśmy straszne, zupełnie niewytłumaczalne błędy. Naprawdę rzadko zdarza się tyle kiksów w jednym spotkaniu. Czasem jeden z obrońców ma słabszy dzień, ale wtedy inni mu pomagają, asekurują, walczą. Ale w Belfaście wszyscy zagraliśmy beznadziejnie. Pomyłka goniła pomyłkę. Michał Żewłakow ładnie to ujął, mówiąc, że w Irlandii Północnej popełniliśmy więcej błędów niż we wszystkich innych meczach eliminacji razem wziętych.
Stanęliście murem za Leo Beenhakkerem. Jaka była geneza waszego oświadczenia w jego obronie?
To od początku do końca był nasz pomysł. Nikt nas nie inspirował. Po prostu uważamy, że to, co stało się w Belfaście, to wyłącznie nasza wina. To my zawiedliśmy. A po meczu okazało się, że rozpoczęła się medialna nagonka na Leo, który nie popełnił żadnego błędu. On naprawdę przygotował na to spotkanie bardzo dobrą taktykę, ale myśmy jej nie zrealizowali. I nie chodzi nam teraz o to, że trenerem jest Beenhakker. Każdego szkoleniowca na jego miejscu bronilibyśmy w ten sam sposób. Tak więc nie obwiniajcie Leo, tylko zobaczcie, że nasz awans nadal jest realny. Sytuacja w grupie wcale nie jest jeszcze katastrofalna. Mamy nadzieję, że ta krytyka osiągnęła już apogeum i wygrywając z San Marino, możemy ją uciąć. Wiemy też, że nie będzie to zupełnie łatwe spotkanie, bo rywale na pewno zamkną się na swojej połowie, a my będziemy musieli konstruować akcje, żeby przebić się przez ten mur.
Zarząd PZPN może jednak nie przyjąć waszych argumentów i zwolnić Leo.
I taką sytuację też zrozumiem. Jeśli nie awansujemy do finałów mistrzostw świata, to następnym spotkaniem o coś będzie mecz otwarcia Euro 2012. W PZPN mają prawo się tym martwić.
Zostawmy już kadrę, Beenhakkera i mecz z San Marino. Od prawie dwóch miesięcy jest pan piłkarzem silnego zachodniego klubu. Jakie są różnice między Panathinaikosem Ateny a polskimi zespołami, w których pan występował?
Przede wszystkim większe zainteresowanie tym, co się dzieje w klubie. Panathinaikos to naprawdę wielkie przedsiębiorstwo piłkarskie. Inna też jest sama gra. Jest szybsza, opiera się na dobrej technice piłkarzy naszego zespołu. Liga jest intensywniejsza. Gramy więcej spotkań, bez przerwy zimowej, która rozbija płynność rozgrywek w Polsce. Chciałbym, żeby nasza ekstraklasa była taka jak grecka.
Tempo jest tak szybkie, że jeszcze trzy kolejki i macie ligowe wakacje.
Zaraz, zaraz. Wakacje to będzie mieć tylko Olympiakosie Pireus, który niestety znowu zdobył mistrzostwo Grecji. My razem z innymi zespołami z miejsc od drugiego do piątego będziemy walczyć w play-offach o wicemistrzostwo dające prawo gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Tak więc przed nami nie tylko trzy kolejki ligowe, ale także ewentualnie sześć spotkań barażowych. Ten sposób rozgrywania ligi budzi w Grecji sporo kontrowersji, ale rok temu dla Panathinaikosu okazał się szczęśliwy, bo skończyliśmy na trzecim miejscu, ale wygraliśmy play-off i awansowaliśmy do rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów.
Władze Panathinaikosu raczej nie są zadowolone z tego, że znowu nie zdobyliście mistrzostwa.
W tym klubie zawsze odczuwana jest wielka presja wyniku. W ostatnich trzynastu latach Olympiakos był mistrzem dwanaście razy. Ta passa dla naszych kibiców staje się coraz bardziej uciążliwa i denerwująca. Osobiście w tym sezonie nie mogłem zbyt wiele pomóc kolegom w dogonieniu, bo gdy tu trafiłem, przewaga Olympiakosu w tabeli była już kolosalna.
W kadrze i klubie współpracuje pan z holenderskimi szkoleniowcami. Jakie są różnice między Beenhakkerem a Henkiem ten Catem?
Prawie żadne. Trenujemy bardzo podobnie, wszystkie ćwiczenia są bardzo zbliżone. Ale w Legii Jan Urban też robił z nami podobne ćwiczenia. To chyba taki zachodni styl. Jedyna różnica to tylko większe indywidualne umiejętności piłkarzy Panathinaikosu.
A jak podobają się panu kibice w Grecji?
To prawdziwi fanatycy, którzy na stadionie potrafią być albo fantastyczni, albo delikatnie mówiąc, niezadowoleni. Oj, po przegranym meczu potrafią pokazać, co myślą o piłkarzach. Na szczęście te stadionowe sytuacje nie przenoszą się na ulicę. Tam wszyscy są bardzo mili i sympatyczni dla piłkarzy. Grecy to bardzo życzliwy naród. Strasznie mi się to podoba.
A pana kibice już rozpoznają na ulicach?
Kiedy przyjechałem do Aten, to już na lotnisku wiele osób wiedziało, kim jestem. Nic dziwnego, jeśli weźmie się pod uwagę, jak wielkie jest zainteresowanie piłką w stolicy Grecji. Wychodzi tam dziesięć sportowych gazet, z których sześć wspiera Panathinaikos, a cztery Olympiakos. Wiadomo, jak rynek prasy sportowej wygląda w Polsce - jest jedna gazeta, która pisze o wszystkich sportach, a nie tylko o piłce.
Jaką rolę pełni w klubie Krzysztof Warzycha, bo ostatnio często bywa na meczach w Polsce?
O to trzeba spytać jego albo władze klubu. Ja wiem tylko, że jest to wielka osobowość nie tylko na skalę Panathinaikosu, ale całej Grecji. Poznaliśmy się i muszę przyznać, że to bardzo sympatyczny człowiek. Od razu powiedział mi, że jak będę mieć jakieś problemy, to mogę zwrócić się do niego o pomoc.
Może Warzycha wypatrzy panu w Polsce jakiegoś rodaka?
O tym, że w lipcu trafi do Panathinaikosu Polak, wiadomo już od dawna, bo Arkowi Malarzowi kończy się wypożyczenie do OFI Kreta. Być może jednak Warzycha wypatrzy jeszcze kogoś.
A jak się panu żyje w Atenach? Korki nie przeszkadzają?
Po tym jak mieszkałem w Warszawie, korki już nigdy nie będą mi straszne. A dzielnica, w której mieszkam, jest naprawdę bardzo fajna. Blisko mam nad morze, gdzie spędzam miło mnóstwo wolnego czasu.