Dlaczego stacje telewizyjne nie chcą piłki nożnej latem? Przyczyn jest przynajmniej kilka. Po pierwsze nie ma sensu płacić za coś, co nie będzie w stanie przyciągnąć publiczności. Dla telewizji czerwiec, lipiec i sierpień to miesiące o najniższej oglądalności. Po drugie właściciele stacji wykrwawili się w walce o prawa telewizyjne do najbardziej smakowitych kąsków takich jak Euro 2012, Liga Mistrzów czy Liga Europejska.

Reklama

W okresie recesji, kiedy na rynku praw telewizyjnych ceny produktów spadają średnio o 25 proc., w naszym przypadku poszły one w górę o trzysta procent. ITI zapłaciło za pakiet do pokazywania Ligi Mistrzów przez trzy najbliższe lata ok. 50 mln euro, Polsat za sublicencję wyłożył 10 mln euro. Trzy lata temu za to samo trzeba było zapłacić trzy razy mniej. Wyniszczająca walka na śmierć i życie konkurujących platform jest ewenementem na skalę europejską. W Polsce istnieją i konkurują aż trzy platformy cyfrowe, podczas gdy w znacznie bogatszych krajach maksymalnie dwie, a najczęściej istnieje tylko jedna. Właśnie tak ogromna konkurencja sprawia, że Polska dla handlującej prawami telewizyjnymi UEFA stała się prawdziwą ziemią obiecaną. Nie mogło to jednak nie odbić się na kondycji finansowej stacji pokazujących sport.

"U nas nikt nawet nie zastanawiał się nad tym, czy warto pokazywać rundę wstępną Ligi Europejskiej. Mamy poważniejsze problemy. Wszędzie są cięcia, zwolnienia, oszczędności i choć transmisja meczu Legii czy Polonii to nie są wielkie koszty, to w tej chwili i tak są one dla nas za duże. Po prostu odkąd straciliśmy wpływy z abonamentu, liczona jest u nas każda złotówka" - powiedział nam jeden z pracowników redakcji sportowej Telewizji Polskiej.

W TVP Sport przeprowadzono duże redukcje, poza obligatoryjnymi relacjami z zawodów żużlowych nie przeprowadza się żadnych transmisji, część pracowników i współpracowników zostało zwolnionych. Poza tym TVP w ogóle nie jest zainteresowana meczami w rundach wstępnych, bo nie ma przecież praw do nich samych. Serwowanie samej przystawki, podczas gdy danie główne należy do kogoś innego, byłoby de facto formą promocji dla Polsatu czy nSportu.

Właściciel nSportu, holding ITI, wykrwawił się najmocniej i z tego powodu nawet nie myśli o banalnych eliminacjach. Redakcja sportowa została mocno „odchudzona”, zwolniono 30 osób, pracowników wysłano na urlopy, serwisy zostały maksymalnie ograniczone, a oferta kanału to teraz wyłącznie powtórki. Jak twierdzi jeden z naszych informatorów, koncern nie zamierza nawet wykupywać praw do meczów Legii Warszawa, której jest także właścicielem. Z drugiej strony Wisła, która sama sprzedaje prawa do swoich spotkań w rundach eliminacyjnych (Polonia, Lech i Legia korzystają z pośrednictwa Sportfive), nie zamierza oddawać ich koncernowi, który jest sponsorem ich największego rywala.

Kolejne ze stacji, Canal Plus czy Orange Sport, nie są zainteresowane europejskimi pucharami, bo z założenia są sformatowane na rozgrywki ligowe. Natomiast Polsat wciąż czeka. Teoretycznie stacja Zygmunta Solorza mogłaby pokazać te mecze, ale... za darmo, gdyby pośrednik, firma Sportfive, zgodził się oddać prawa w zamian za wyprodukowanie sygnału i sam sprzedałby reklamy.

Gdyby firma kierowana w Polsce przez Andrzeja Placzyńskiego nie zgodziła się na takie rozwiązanie, Polsat odpuści bez żalu. W obecnej rzeczywistości produkt, jakim są polskie drużyny w eliminacjach europejskich pucharów, jest mało atrakcyjny i raczej nie da się na nim zarobić. Samo wyprodukowanie sygnału do transmisji z meczu w technologii HD kosztuje około 40 tys. euro, a do tego oczywiście dochodzą pieniądze za licencje. Nie ma żadnej gwarancji, że wydarzenie przyciągnie przynajmniej milionową widownię. Aby pokazać proporcje - byle jaka powtórka kultowego filmu czy jakiś teleturniej, które tyle nie kosztują, gwarantują kilka razy większą publiczność.

Nie bez znacznie jest także sceneria, w jakiej będą rozgrywane mecze. Z powodu przebudowy stadionów Wisła grać będzie na archaicznym obiekcie w Sosnowcu, Lech w kameralnych Wronkach, a Legia na... budowie. Telewizyjny kibic zamiast pełnych trybun w tle widziałby koparki i dźwigi. Jeśli dodamy, że we wstępnych rundach polskie zespoły grają z rywalami z tak nietrakcyjnych piłkarsko krajów jak Estonia, Czarnogóra, Gruzja czy Wyspy Owcze, to znajdujemy odpowiedź, dlaczego nikt tego nie chce pokazywać.