Od kilku miesięcy wielu ludzi stara się dobrać do kieszeni piłkarzy. Na różne sposoby. Niektórzy politycy chcą podnieść podatek od dochodu. Inni? "Zarobki piłkarzy są zupełnie oderwane od rzeczywistości, więc koniecznie trzeba wprowadzić limity" - powiedział Berlusconi. "Powinniśmy zrobić, tak jak jest w USA, i ustanowić odpowiednie prawo w Europie. Spotkałem się z prezydentem UEFA i wydaje mi się, że wkrótce będziemy zmierzać w tym kierunku".

Reklama

Po wywiadach Berlusconiego rozpętała się burza. Ciąć czy nie ciąć? Da się czy nie? Zwolenników ograniczeń jest tylu, ilu jest właścicieli klubów, księgowych i zawiedzionych kibiców. "Zgadzam się z Berlusconim. Przy pomocy rządu taki limit płac można by wprowadzić. Od pięciu lat walczę z tym, aby zarobki piłkarzy były proporcjonalne do sytuacji ekonomicznej kraju" - powiedział prezes Lazio Claudio Lotito.

A przeciwnicy limitów? Prezes Palermo Maurizio Zamparini zauważył, że limit płac może prowadzić do powstania szarej strefy - część kontraktu będzie wypłacana pod stołem. Jest jeszcze inna kwestia. "Z jednej strony nie może być tak, że piłkarz kopie dwa lata piłkę i zaraz zostaje milionerem. Albo że dostaje premię tylko dlatego, że trenuje" - mówi „Dziennikowi” Zbigniew Boniek. "Ale z drugiej strony Berlusconi może sobie mówić. To tak, jakby Boniek sobie powiedział, że trzeba wprowadzić limity - tylko że premier jest mocniejszy, więc z nim się bardziej liczą. Berlusconi powiedział: obetnijmy im pensje o 50 procent. Ja powiem, że o 40 procent. Ale te apele i tak nic nie dadzą. Bo liczy się prawo i wolny rynek".

Oczywiście piłkarze też zaczęli kręcić nosem. W Milanie jest co najmniej czterech zawodników, którzy zarabiają około 5 mln euro rocznie. W Juventusie jest ich jeszcze więcej. Nie są wariatami.

Berlusconi chce część zaoszczędzonych dzięki limitom pieniędzy przeznaczyć na szkolenie młodzieży. Czyli zabrać bogatym i oddać biednym. Jak Robin Hood. Fajne. Tylko że raczej niewykonalne. "Przestudiowaliśmy ten temat i z prawnego punktu widzenia to praktycznie niemożliwe" - powiedział Rob Faulkner z UEFA. Podobnego zdania jest najbliższy współpracownik Platiniego William Gaillard, który zwraca uwagę, że trudno byłoby zarządzać systemem limitów, gdy piłkarz walczy na czterech frontach.

Trochę jest w tym hipokryzji. UEFA już w 2001 roku postulowała, aby wprowadzić limity. Jej przedstawiciele polecieli nawet do USA, aby zapoznać się z systemem płac w MLS i NBA. Gdy jednak okazało się, że nie można w Europie wprowadzić takich samych rozwiązań ze względu na prawo, UEFA spuściła nieco z tonu. Jej przedstawiciele cały czas jednak kombinują. Gdy Platini wreszcie zdał sobie sprawę, że to nie on podejmuje najważniejsze decyzje w europejskim futbolu, a Parlament Europejski, zaapelował do polityków, aby ograniczyć wydatki klubów. Teraz szuka nowych rozwiązań. Jak nie będzie limitu płac, to może będzie limit na kwoty transferowe. Albo podatek od luksusu. Cokolwiek. UEFA nie chce, aby kluby coraz więcej wydawały, bo z czasem nie będzie w stanie spełnić ich wymagań w kwestii wysokości premii np. w Lidze Mistrzów.

Hipokrytą jest również Berlusconi. "Przecież to on w latach 80. zaczął płacić van Bastenom i Gullitom miliony lirów pensji" - zauważa Boniek. Była włoska minister sportu Giovanna Melandri powiedziała, że Berlusconi zachowuje się jak piroman, który najpierw podpala ładunki wybuchowe, a potem się dziwi, że są płomienie. Coś jednak trzeba zrobić. Menedżer Arsenalu Arsene Wenger powiedział, że za 10 lat wydatki klubów będą ogromne. Tak ogromne, że nie będzie im się opłacać grać w Lidze Mistrzów. Stworzą więc swoją superligę. I każdy klub będzie mieć dwie drużyny - jedna będzie grać w weekendy (to ta ligowa), a druga we wtorki i środy (ta pucharowa).

Reklama

"Co z tym zrobić? Na liście płac klubu powinni być głównie magazynierzy. A piłkarz świadczyłby klubowi tylko usługi - płacił normalny podatek VAT i wystawiał faktury. Być może taka jest przyszłość" - uważa Boniek.

Bardziej realny jest pomysł, aby suma wydatków na pensje dla zawodników nie przekraczała pewnego procentu budżetu klubu. Wiele sympatycznych, średnich piłkarskich firm właśnie do takiego modelu dąży. To o wiele bardziej racjonalne i nieco mniej populistyczne niż apele Berlusconiego.